Machiavelli radzi księciu, którego dwór natychmiast obsiadają pochlebcy, by absolutnie ich nie słuchał ani nawet pozwał na wypowiadanie pochlebstw. Mówienie prawdy, która jest zazwyczaj pochlebstwa przeciwieństwem, jest również niedopuszczalne, gdyż książę traci szacunek.
Ale potrzeba pochlebiania, co wyraźnie widoczne jest w życiu blogowym, ma jeszcze inny aspekt. Internauci pochlebstwa dają jakby na drogę. Niszcząc blogera nieuzasadnienie nadmiarowo pozytywnym komentarzem, wierzą, że on już się z tego upadku nie podniesie. Czynią to jakby dokonywali odczyniania złych uroków w królestwie zmarłych, czyli tam gdzie, blog internauty, w co wierzą, niechybnie się znajdzie – czyli w niebycie, bojąc się, że wróci i że się zemści.
Intencją pochlebcy jest rozkład bloga. Nawet otamowany i broniony przez blogera, blog zaatakowany pochlebstwem jest zainfekowany, ponieważ pochlebstwo wnika często na mocy kilku pierwotnych, delikatnych dotknięć badających miejsca słabe, by w nie swoją destrukcyjną siłą, udającą niewinność i przychylność, razić.
Wnika i bada czułe miejsca często za pomocą pytań. Zazwyczaj są to pytania niewinne i dalekie od ukrytego celu atakującego, którego zadaniem jest osłabienie czujności blogera.
Jest do dyspozycji w takich wypadkach cała gama pytań, ale nie trzeba się o nich rozwodzić w wypadku tej choroby, bo nie jest to tak istotne. Bloger może uciec przed atakiem w milczenie, odmowę odpowiedzi bądź zaatakować pytaniem własnym. Przegranej można uniknąć też poprzez liczne metamorfozy, lecz przy blogu o dużym stażu nie jest to możliwe, bo ukrycie tożsamości dane jest jedynie komentatorowi, a nie właścicielowi.
Zazwyczaj więc zraniony pochlebstwem bloger, jak niewolnik osaczony i nim ukarany, ucieka sam w pochlebstwo, wikła się w kłamstwo i następuje jego duchowy upadek i śmierć.
“Can storied urn or animated bust
Back to its mansion call the fleeting breath?
Can Honour’s voice provoke the silent dust?
Or Flatt’ry sooth the dull cold ear of Death?”
(Czyż może urna zdobna lub biust, życiem tchnący,/ Dech ostatni z powrotem w ciało zimne wrócić,/ Czy może głos Honoru wskrzesić proch milczący/ Albo Pochlebstwo tępy słuch Śmierci ocucić?)
[Thomas Gray „Elegia napisana na wiejskim cmentarzu”
cytat w tłumaczeniu Jerzego Pietrkiewicza]
Dopóki wolność blogowa będzie utrzymana, dopóty blog nie będzie chorował i nie umrze. Nie umrze chorobą na śmierć.
Pochlebstwo, czyli nadmiarowy lub nieuzasadniony, nieprawdziwy komplement, jest pułapką zastawioną na próżność i egocentryzm – cechy właściwe nie tylko blogerom, ale naturze ludzkiej, czyli wszystkim mniej więcej. Połknięcie haczyka pochlebstwa przez blogera kończy się jego publicznym ośmieszeniem, bo o i ile pochlebstwa mogą smakować pochlebionemu, to dla postronnych jego wizerunek od tego momentu jest żałosny i groteskowy, choć może sam o tym nie wie, a z pewnością wiedzieć chciał nigdy nie będzie.
Ja Przechodniu przyjęłam taką tezę, że np. abstrakcyjny bloger jest w porządku, nie ulega, nie idzie na lep i rozpoznaje lizusostwo. I pytam, co ma na to poradzić, co ma uczynić? Bo to dzieje się nie na poziomie efektu, tylko dziania się. Jad toksyny zostaje wpuszczony, pytam, czy są jakieś lekarstwa odtrutkowe?
Praktycznie, to jest tak jak z komentarzami, które się moderuje, usuwa, ale przecież rzecz zaistniała, ktoś nieodwracalnie pewne słowa wypowiedział i już ich los jest nieważny. Ważne jest wypowiedzenie. Bo nie każdy chce być Księciem, Cesarzem. Ja na przykład nie chcę i nigdy nie chciałam. Mnie chodzi tylko o komunikat, a nie o nim manipulację.
Można tylko demaskować pochlebstwo, choć oczywiście trzeba uważać aby nie wylać dziecka z kąpielą. Obłudne kadzenie od pochwały może dzielić mała różnica, więc może się zdarzyć błędne odczytanie intencji i zrażenie sojusznika,
Bardziej jednak zboczoną wersją pochlebcy jest bloger pochlebiający samemu sobie, zamieszczając np. statystyki odwiedzin swojego bloga, co ma pokazać jak wielkim powodzeniem cieszy się jego strona w sieci. Podobną rzeczą jest moderowanie komentarzy, nie ze względu na powszechnie przyjęte normy przyzwoitości, ale dla kształtowania założonego wizerunku,
Ale nienasycony bloger może się posunąć znacznie dalej i stosować kreatywne moderowanie komentarzy, czyli zmieniać ich treść wedle swojego uznania, czy wręcz pisać je od nowa, w przekonaniu, że w swoim wirtualnym domu bloger może robić wszystko co mu się żywnie podoba, choć przecież nie jest w tym “domu” sam, a z żywymi ludźmi, których przecież dobrowolnie wpuścił. Jest to najwyższa forma pogardy dla prawdy, podmiotowości człowieka, nie mówiąc o zwykłej przyzwoitości, w stylu najgorszych praktyk komunistycznej propagandy, kiedy fabrykowano i fingowano absolutnie wszystko.
Co do drugiej kwestii zgadzam się, pod warunkiem, że wszyscy blogerzy będą rycerzami prawdy, a jak z powyższego wynika tak nie jest i nie będzie.
Nie jest to sprawiedliwe, co piszesz, bo przecież nikomu nie można zabronić komentowania bloga, nawet, jak się komentarza nie upubliczni, to przecież w Sieci się urzeczywistnił, przeszedł przez wszystkie bramki i gdzieś dotarł. Zamienić komentarz pochwalny na coś przeciwnego i tak spreparowany podać do publicznej wiadomości, to nawet niezły pomysł. Lecz ja tego przecież nie stosuję.
Zabronić pisania nie można, ale można udaremnić upublicznienie. Można to zrobić osobiście lub “rękami” samego bloga, bo takie mechanizmy w blogach są. Ja pisałem o manipulacji, czyli fabrykowaniu publicznego życia bloga w sposób jawny, przez fałszowanie komentarzy. Metoda nie jest nowa, nowością może być tylko owa jawność, to prostoduszne przyznawanie się do tego, jako etycznie, czy pozaetycznie dopuszczalnego środka do osiągnięcia celu. Nowością i zaskoczeniem może być pozytywne przyjęcie i aprobata dla tych praktyk ze strony internautów. Przy takich standardach nie może mieć większego znaczenia w którą stronę idzie fabrykacja komentarzy, wazeliny czy rynsztoka.
Ale są przecież inne niewinne niemal formy autopochlebstw, znane dość powszechne praktyki komentowania na zasadzie wymiany. Są blogi gdzie codziennie jest kilkadziesiąt świeżych komentarzy, a jak się im bliżej przyjrzeć można dostrzec to piętno mechanizmu łańcuszka szczęścia. I cała kupa innych mechanizmów.
Twoja teza o wolności blogów, a nawet grożba ich śmierci, jeśli nie będą wolne to idealistyczny postulat. Mówi się o kimś, że jest żyjącym trupem, martwy za życia. Czy blogi nie mogą tak funkcjonować?
> Ewa
Ja do twojego katalogu blogowych udręk dołączył bym coś jeszcze, co zaobserwowałem na swoim blogu. Nazywam to Przekleństwem Doraźności. A polega ono na tym, że jak piszę opowiadania czy swoje wynurzenia ogólnokulturowe, reakcja zwrotna jest znikoma. Gdy tylko pozwalam sobie na wypad w kierunku spraw bieżących, a we wpisie pojawia się np. Lech Kaczyński, od razu mam lawinę wejść i komentarzy wszelkiego autoramentu. Pewnie jest w tym tez moja wina, bo stoję niejako w rozkroku – jedna noga w literaturze, druga w dziennikarstwie. Tyle że ja akurat nie widzę w tych wymiarach sprzeczności i, jak już tu pisałem, nie zamierzam odmawiać sobie prawa do zajmowania stanowiska w kwestiach publicznych, gdy serce mi tak podyktuje.
Jestem ostrożny co do moderowania komentarzy. Po najazdach trolli na mój blog (aż zatęskniłem za kameralnością) zastanawiałem się nad cenzorskim wkroczeniem, ale koniec końców uznałem, że zostawię wszystkie na wierzchu jako pewne postscriptum do spraw, których dotyczyły, dokument stanu zbiorowej świadomości.
Natomiast zauważyłem, że sam fakt tak dużego odzewu bardzo mi schlebił i gdzieś w tyle głowy pojawiła się pokusa szczekania z wdzięczności, podkładania się, podkręcania koniunktury. Zwalczyłem ją, bo nie chcę skręcić w stronę taniej publicystyki – a taką cenę musiałbym zapłacić za POPULARNOŚĆ.
Niestety, ten mechanizm często działa również w blogach mieniących się stricte artystycznymi. Tworzą się koterie, wianuszki klakierów. A bloger, by ich nie stracić – udzie za ciosem. Alternatywa jest pisanie w próżni. A to mało kto potrafi znieść.
Przechodniu, zafascynowana jestem blogami i ich możliwościami. Jeśli bloger chce kontestować rzeczywistość sieciową, traktować ją twórczo i wykorzystywać wszystkie dostępne mu możliwości, praca na komentarzach w takich wypadkach jest dozwolona. Będzie to zawsze problem etyczny, bo nadużycie czyjegoś zaufania, który w dobrej sprawie chce się z blogerem skomunikować, jest zwykłym świństwem wobec Drugiego, ale świństwem jest przecież też przemilczanie, nie odpowiadanie, ignorowanie i cały wachlarz innych subtelnych możliwości krzywdzenia, nie tak widocznych, a często bardziej jeszcze bolesnych.
Uważam, że blogi jak i portale mogą być przestrzenią wolności i w tej chwili nikt w Sieci tych wielkich możliwości nie potrafi wykorzystać.
Marcinie, dziennikarz musi się odwoływać do konkretnej rzeczywistości i tu jest jej przekłamanie niedopuszczalne – tak jak się zastanawiałeś na swoim blogu, czy Kapuścińskiemu było wolno beletryzować reportaż. W moim pojęciu absolutnie nie wolno. To, co pisze, ma się odwoływać do rzeczy czytelnikowi znanych i jeśli w czytelniku nie rezonuje, bo ich nie zna, bądź nie poznał, to jego kunszt pisarski ma mu je jak tylko się da, przybliżyć. Natomiast pisarz – artysta ma go wprowadzić w nowe konteksty, ma sprawić jego zadziwienie, zestawić fakty tak, by odbiorca je dopiero poznawał w innym świetle. Dlatego sztuka, twórczość jest tak dla ludzi niesłychanie ważna, bo budzi, inspiruje, wiedzie tam, gdzie odbiorca nigdy nie był i tych światów nigdy by bez pisarza nie poznał, ani wiedział, że są.
Miałyśmy dzisiaj z Wandą analizować poezję Kapuścińskiego, ale ona poleciała do Australii i nie mam siły bez niej. Też czekam, aż przeczytam biografię Kapuścińskiego, bo trudno mi analizować tomik z 2006 „Prawa natury” tylko na podstawie wierszy, jak pisze je ktoś, kto poetą nie jest.
I nie wiem Marcinie, czy w celu propagowania bloga i zdobywania większej ilości czytelników nie masz pisać na tematy popularne i na topie. W moim pojęciu, masz. Widzę, że dzisiaj na kumplach Tajna Polska napisał, że sobie ceni mój blog. Z uwagi na niską wycenę twórczości artystycznej tajnej na łamach „Lampy” przez pewną dziennikarkę tej gazety (nie pamiętam nazwiska), mogłabym takim pochlebstwem nie być usatysfakcjonowana. A jednak cieszę się, że tajna mnie docenił i nie uważam tego za pochlebstwo. Jako jedyny w Sieci napisał oficjalnie, że mu się podobam. Jonasz w Niniwie nie znalazł ani jednego.
Czy rzeczywistość blogowa jest mniej konkretna od rzeczywistości na jakiej twórczo pracował Kapuściński? Dlaczego blogerowi wolno grzebać w cudzych komentarzach, a reporter nie może podrasowywać, upiększać lub przyczerniać? Nie można mieć złudzeń co do wolności reportera, który przecież realizuje tzw społeczno-polityczne zamówienie, nawet teraz, kiedy rozpętała się wolność, a co dopiero w czasach kiedy być, albo nie być Kapuścińskiego, jak i każdego kto robił w słowie zależał od bubków z KC. A wszyscy ci pisorze zgrywali wolnych i niezależnych strzelców. Dziwić się należy, że te oczywistości są dzisiaj przedmiotem zażartych dyskusji i sporów na jakiej półce umieścić dzieła Kapuścińskiego. To już rzeczywiście lepszy bloger deklarujący na dzień dobry, że żadna prawda go nie interesuje, a wszystkich wokół lojalnie uprzedza, że posłużą mu jako nawóz dla swojego wzrostu, a oni na to dobrowolnie idą i wszyscy się świetnie bawią.
Marcin ma rację, wolność to takie opustoszałe miejsce, gdzie mało kto chce się znaleźć z własnej woli. Czyli próżnia.
Co do tajnej, to całkiem niedawno proponował Ci w ponętnym komentarzu obciągnięcie za 100 zł, a teraz taka diametralna odmiana?
A mówi się, że to kobieta zmienna jest…
Przypadek tajnej jest dowodem na nierealność komentarzy. Blog musi być artystyczny. Kapuściński widocznie nigdy artystą nie był. Ktoś, kto, jak piszesz, wodzony jest przez bubków z KC przecież nie może być artystą, bo artysta to wolność wcale nie utopijna, tylko właśnie realna. Artysta, to taki ktoś, kto nieustannie kłamie, ale przecież jego kłamstwa nie są z tego świata.
To nie jest Przechodniu ani religia, ani mistycyzm. Artysta musi znajdować się w przestrzeni wolności, czyli w próżni czy mu się to podoba czy nie. Przynajmniej na czas aktu twórczego musi tam być. Artysta to taki ktoś, który nosi w sobie całą twórczość ludzkości (jeśli jej w sobie nie ma, to może być najwyżej reporterem). Jak ma się skontaktować ze swoimi, jak nie jest wolny i jak mu cały czas coś przeszkadza i niewoli zobowiązaniami? No jak?