Ha, ha, ha!Dawno nie czytałam tak dobrej polskiej powieści współczesnej i z wielką satysfakcją napiszę o niej, dołączając do wielkiej liczby zachwyconych recenzentów.Nie zgadzam się jedynie z przyrównywaniem Krzysztofa Vargi do Michela Houellebecq’a, z którym nie ma absolutnie nic wspólnego, co nie znaczy, że pełnymi garściami nie czerpie ze światowej literatury. Odnalazłam wpływy Lajosa Parti Nagy’ego (znanego polskiemu czytelnikowi chyba tylko z Literatury na Świecie 9-10/2005). Trud ujawniania przyczyn deformacji bohaterów też jest podobny do ”Amerykańskiej Sielanki” Philipa Rotha, natomiast sposób żartobliwego pokazywania rzeczy strasznych i ewidentnie negatywnych jako oczywistości, przypomina żartobliwą technikę twórczości Gabriela Garcí Márqueza.Powieściowy obszar czasowy to lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku i połowa wieku następnego, co autora zmusza do gdybań i kasandrycznych proroctw, które groźnie wysnuwa z czasów minionych i dzisiejszych. Brzmi to niestety bardzo prawdopodobnie i można się zgodzić z autorem, że jeśli utracimy to, co teraz mamy, będziemy bardzo żałować.Ta krucha teraźniejszość, na którą autor też pomstuje z uwagi na nadmiar, łatwy dostęp i sytość, powoduje demoralizację słabych charakterów i promieniuje bezwzględnie na przyszłość.Osią fabuły jest dziadek narratora – Piotr Paweł Frattner (rówieśnik pisarza!), któremu Varga stawia najtrudniejsze zadanie: zilustrowania swoją osobą wszystkich negatywnych aspektów żywota i jego konsekwencji w postaci wnuka, Dominika Frattnera.Podobnie jak u Rotha, czy u bohatera w filmie „American Beauty”, łatwość życia i zaniedbanie strony duchowej rodziny powoduje barbaryzację, nudę i niewolę, a przyjemności stają się udrękami.Pięknie Varga analizuje proces upadku i degrengolady ludzi zwolnionych z pracy nad sobą, skutki erozji intelektu (dziadek czyta jedynie streszczenia seriali, żona Anna wyłącznie napisy na opakowaniach), opętania nałogami (gry komputerowe nikotynizm, alkoholizm, kofeinizm, erotomania, sportomania).Nietwórcza, absurdalna praca zawodowa, rotacja i zmiana etatów, utrata wewnętrznego człowieczego ładu sprzecznego z etyką firmy, wymgania dnia codziennego, czy zwykły konformizm powodują obumieranie wszelkich wewnętrznych drogowskazów i barometrów moralnych. Autor sięga jeszcze po losy pradziadków, którzy też nie pozostawili po sobie wartościowej schedy po II wojnie światowej (komunizm).Zachwiane są dozgonne wybory partnerów życiowych oparte wyłącznie na obopólnej wygodzie, nigdy miłości, gdyż pojawienie się uczuć wyższych jest w tak uformowanym człowieku niemożliwe. Rodzi to jedynie wzajemną pogardę, uczucie na tyle w normie, że nie są w stanie od siebie odejść i na tyle mocne, by odczuwać piekło codziennego wzajemnego obrzydzenia. Automatycznie sfera seksualna nie służy człowiekowi do niczego, zbywana i gaszona pornografią umiera nawet w potrzebie onanizmu. W dobie biologicznych osiągnięć nie jest potrzebna w rozrodczości. Małżonkowie powołują na świat dziecko martwe duchowo, ogarnięte manią pedantyczności. Ich córka zostaje odrażającą matką powołującą na świat kolejną ofiarę emocjonalną skutkiem nie miłości macierzyńskiej, a higieny biologicznej.Społeczny plan zbudowany jest na widocznych dzisiaj zagrożeniach (np. strażacy służą jedynie estetyzacji wielkanocnych procesji, a firmy ubezpieczeniowe ubezpieczaniu jedynie siebie), które w powieści się finalizują. A więc wygrywają w państwie siły ograniczające obywatelom wolność (np. wszystkie nazwiska muszą kończyć się na „ski”, zakaz popełniania samobójstw), wojny deprawują i pogrążają państwo w terrorze nowej władzy i nowych porządków. Do podziemia i konspiracji schodzą przyjemności i używki, a dawny splendor hipermarketów staje się przedmiotem kolekcjonerstwa i pokątnego handlu. W tle są jakieś obozy przejściowe, rotacja mieszkań i bardzo samotny, wypalony i wyalienowany trzydziestoletni Dominik, którego niezgoda spełnia się w rozpaczliwym i niemożliwym akcie uratowania zagłodzonego psa.Równorzędnym niemal bohaterem jest miasto Warszawa, z jej topografią, historią i ewolucją mentalną jego mieszkańców.Wszystko, obok wiwisekcji narratora, ilustrowane celnymi i trafnymi scenkami z życia (chociażby scena uwodzenia pięknej i zepsutej pracownicy krakowskiej galerii artystycznej, czy scena rwania zęba u dentysty leczącego warszawskie elity).Dziwactwa polskie, które były, są i będą podaje Varga ani nie na modłę satyrycznych scenariuszy filmowych, ani kabaretów, mimo używania tych samych elementów i symboli (opisy seriali telewizyjnych, notek prasowych, sceny bójki w tramwaju, nocne zmaganie z opróżnianiem lodówki).Ten sposób, bardzo artystyczny, a nie socjologiczny podkreślił trafnie Dariusz Nowacki w recenzji dla „Tygodnika Powszechnego”, zachwycając się ciepłym, nostalgicznym tonem utworów Krzysztofa Vargi. Bowiem nie jest trudno wyśmiewać zidiocenie opętanych cywilizacyjnymi zabawkami Polaków, o których powstała masa powieści współczesnych i filmów. Warto odróżnić wysiłek pisarza, oparty na dużej wnikliwości i osobistym wkładzie obserwacyjnym, od miałkości utworów kompilowanych z medialnych newsów i socjologicznych badań.Z niezliczonej ilości satyrycznych spostrzeżeń pisarza wybieram przykład wpływu wątku patriotycznego na dziadka Piotra Pawła, uzmysławiający czytelnikowi, że człowiek nie jest w stanie zmierzyć się z przeszłym cierpieniem narodowym wobec przeżywania własnego fizycznego bólu teraz, co też przestrzega przed płytkim ojczyźnianym sentymentalizmem.Symboliczny wątek polskiej martyrologii zakodowany na trwale w podświadomości warszawiaków wyłazi opresją w snach walczącego z bólem zęba Piotra Pawła:Następnej nocy po nieobecności na zebraniu przyszedł do niego pomnik Powstania Warszawskiego z placu Krasińskich. Cała bezładna grupa wysokich, zabiedzonych postaci, ze szmajserami i butelkami z benzyną, w wielkich niemieckich hełmach, nucących cicho jak tylko nucić potrafią kamienie „Marsz Mokotowa”. Za nimi przydreptał na swoich krótkich nóżkach Mały Powstaniec z Podwala, żeby się przyglądać z zaciekawieniem, jak duzi powstańcy z placu Krasińskich będą mordowali dziadka, nie zważając na to, że Piotr Paweł też znał na pamięć cały „Marsz Mokotowa”. Sam był przecież z Mokotowa, pamiętał pierwsze strofy „Pokolenia” i wiedział, jak się nazywał aktor grający główną rolę w „Kanale”. Nic go nie mogło uratować i znów koło trzeciej w nocy zaczęła się egzekucja, której z wyraźną przyjemnością przyglądał się Mały Powstaniec. Postaci z placu Krasińskich rozbijały na dziadkowej głowie butelki z benzyną, a że były to butelki wcale nie ze szkła, dziadek czuł niewysławialny ból; ból, którego nie byłby w stanie opisać nawet Krzysztof Kamil Baczyński, ból, jaki można odczuć tylko we śnie, kiedy jest się mordowanym, choć nie umiera się naprawdę.Od tego bólu tracił we śnie przytomność; wtedy jeden z powstańców łapał go za głowę i niebywale silnymi palcami rozwierał mu szczękę, a drugi odkorkowywał koktajl Mołotowa i wlewał benzynę w dziadkowe usta, a wtedy dziadek odzyskiwał przytomność, dławiąc się ciepłą naftą. Czuł, że jego żołądek wypełnia się zabójczym płynem aż po samo gardło i nagle zaczynał odczuwać zbyt znajome gniecenie w podbrzuszu; to pęcherz napięty do niewytrzymania dawał znać, że zaraz odmówi wykonania rozkazu i dziadkowy fiut siknie mocnym, gęstym i bolesnym strumieniem przefiltrowanej przez umęczone nerki benzyny; zwłaszcza, że jeden powstaniec z kamienną twarzą odkorkowywał kolejną butelkę, a drugi wciąż trzymał głowę Piotra Pawła w bezwzględnym uścisku. A kiedy wlali w niego już dwie butelki benzyny, wtedy ten wyglądający na najsilniejszego przewrócił dziadka na brzuch, wciskając mu głowę w poduszkę tak mocno, że Piotr Paweł zaczął się dusić. Dwóch pozostałych mocno przytrzymało go za ręce, a ten, który do tej pory wlewał mu benzynę w usta, teraz złapał w swoje kamienne łapy pośladki Piotra Pawła i rozsunął je najszerzej jak się dało. Wtedy żołnierz do tej pory zgniatający mu czaszkę sięgnął po kolejną butelkę z benzyną i zdecydowanie wepchnął ją denkiem w odbyt Piotra Pawła. Mój dziadek zawył, lecz poduszka skutecznie stłumiła krzyk i nikt nie przybiegł mu na pomoc. Egzekutor wyciągnął zapalniczkę i podpalił nasączoną naftą szmatę wetkniętą w szyjkę butelki. Mały Powstaniec obserwował to wszystko z coraz większym zaciekawieniem i błyskiem w pomnikowych oczach, ledwo widocznych spod zbyt dużego, zdobycznego hełmu. Kiedy następowała eksplozja, dziadek budził się z krzykiem i łapał się za tyłek przekonany, że popuścił w majtki i leży wraz ze swoją kobietą w zasranej pościeli.
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki
Najbardziej interesują mnie sekwencje futurystyczne tej powieści, szczególnie, ze zazwyczaj wszelkie antycypacje się nigdy nie sprawdzają.
Nie dożyję wprawdzie, ale oby się nie sprawdziły. Ale taki np. kryzys rodziny, to już widać. Ciekawe, za co pisarze będą pisać, jak rodzina nie pozostawi im majątku. Gustaw Flaubert mógł spokojnie sobie cyzelować linijkę po linijce i mieć jeszcze na luksusową kochankę – ojciec chirurg zarobił tyle, że wystarczyło jego synowi na całe dostatnie życie.
Dominacja jednostki typu Stalin chyba Polsce nie zagraża – więc opisany w książce stan polityczny jest nijaki, ale pełen zakazów i chyba taki będzie. Ale co wtedy z Internetem? Co z blogami?
Książka na Wikipedii ma swoją stronę i tam podano, że akcja jej kończy się w 2071 roku.
Tam jest rozpad totalny wszelkich więzi międzyludzkich, więc rodzina wiktoriańska już nie ma prawa istnieć i jeśli by była, byłoby to bardzo podejrzane, burzyłoby konsekwencję powieści.
Wszelkie diagnozy światowe donoszą o lokowaniu nadziei w technologii i takie blogi mogłyby być próbą naprawienia tego, co się popsuło. Być może w innych krajach to funkcjonuje lepiej, ale skoro Krzysztof Varga tak to wszystko diagnozuje w Polsce, to wypada mu wierzyć, czyta się go bardzo wiarygodnie.
A blogi? Chyba są odzwierciedleniem stanu oddanego w powieści, gdyż mimo zmyły lat jest tam opisany klimat dzisiejszy.
Nasza osiedlowa sieć ma w nazwie rok założenia „siec 2000”, więc od 8 lat usiłuję kogoś w sieci zapoznać i się z nim zaprzyjaźnić.
Pokładam w Tobie Bolku wielką, blogową nadzieję!
Utyskiwania na kryzys rodziny, rozpad więzi międzyludzkich, upadek moralny etc., to stara śpiewka różnej maści moralizatorów prawicowych, polityków zbijających kapitał polityczny na naprawie, no i zwłaszcza kościóła, który za wdowi grosz pozwala cieszyć się swoim klientom owym ciągłym upadkiem. W rzeczywistości nie ma żadnych obiektywnych sposobów aby rzetelnie porównać kondycję rodziny sprzed 100 lat powiedzmy i obecnej. A co z wartościami sprzed 10, 20, 30 i więcej tysiącami lat? Czy to mało interesujące?
Cechą życia jest ciągły kryzys i klęska, więc nie ma co ględzić, że przed wojną było lepiej.
Te populistyczne tezy sukces swój zawdzięczają stanowi alienacji, frustracji i egocentryzmowi człowieka, wiecznemu poczuciu niespełnienia i niezadowolenia. Dzięki takim tezom statystyczny Kowalski jest przekonany, że to właśnie on jest depozytariuszem tych cennych, acz ginących za sprawą diabelskich wynalazków wartości .
A przecież człowiekowi jaskiniowemu też możnaby zarzucić grzeszki zabójstwa, kradzieży a nawet kłamstwa
Bo tak po prawdzie człowiek jaskiniowy moralnie niczym się nie różnił od człowieka XXI wieku, ergo; równie często tworzył bezinsteresowne przyjaźnie co człowiek współczesny, czyli w granicach błędu statystycznego.Bo postępu moralnego ewolucyjnie być nie może i nie ma. Chyba, że się wyznaje kreacjonizm. Cała reszta to sprawa konwencji społeczno-obyczajowych silniejszych i wtajemniczonych, narzucanych słabszym i ciemnym. Różnica jeśli jest, a jest kolosalna, leży w zaawansowaniu technicznym, poziomie wiedzy jakiej człowiek współczesny już nie jest w stanie sprostać,w odróżnieniu od jaskiniowego, będącego au courant we wszystkich nowinkach ówczesnej wiedzy. Jak pokazuje historia, im ten rozziew większy tym ryzyko tyranii większe, a jest on już wielki i szybko się zwiększa. Kolejna tyrania nie będzie tak prymitywna i bulwersująca jak nazistowskie piece, czy komunistyczne gułagi. Obecna, przejściowa tyrania pod hsłem “konsumuję więc jestem” ma gębę serialu, z barakiem supermarketu w tle. Stalin jaki nadchodzi będzie genetykiem z kluczami do klonowania. Zamiast eksterminować niepotrzebnych, nie będzie się ich po prostu powoływać do życia.
Całkiem sporą i zupełnie nieprzewidzianą komplikacją na drodze do stosownego urobienia publiczności do nowych czasów jest INternet. Jest to wielka Szansa na pojawienie się nowego typu społeczeństwa ponadnarodowego, ponadpaństwowego, społeczeństwa uniwersalnego, które dzięki nowemu typowi więzi, właśnie bezinteresownych, może się skutecznie opierać globalistycznym zapędom najbogatszych państw.
I rzeczywiście stanowi sól w oku magnatów medialnych i różnej maści dyktatorów, którzy mimo wielkich trudności nie ustają w próbach kontrolowania tego nowego medium, i hamowania na przeróżne sposoby przepływu wolnej informacji. Miejmy nadzieję, że społeczność sieciowa się nie da.
Ale w Polsce jak zwykle trochę inaczej, tu ewolucja jeszcze bardziej zwolniła. Polski cham dostał to sublelne narzędzie do tworzenia tych więzi, do podniesienia tej swojej i tak nie najwyższej poprzeczki moralnej i jak widać tego nie robi. Polski sieciarz jak ukryty pod niebywale wymyślnymi nickami, to myśli, że nie widać autolansu i megalomanii, dymania jeleni i zwykłego złodziejstwa, konformizmu i wazeliny, prostactwa i cynizmu, zawiści i ignorancji i przede wszystkim potwornego nudziarstwa. Polski sieciarz jak pod nickiem, to myśli, że nie widać przywłaszczonej tożsamości. A więc dalsze utrwalanie najgorszych cech narodowych. Internet Polaka skompromitował i kompromituje nadal. Po morderczym i bezwzględnym wyścigu szczurów w realu, mógłby wreszcie ziścić tęsknoty za bezinteresownymi wartościami jak przyjaźń, ciekawość innego. Nie ma lepszego medium, jak wirtualna sieć, dla podobnych pragnień. Jednak ani takich pragnień polski sieciarz nie ma, ani o takich tęsknotach nie słyszał. Najwyraźniej warości bezinteresowne nie są tu ani ewolucyjnie, ani tym bardziej społecznie pożądane.
Ale póki są tu tacy dowcipni ludzie jak Varga, nie wszystko stracone.
Toś mnie strasznie Przechodniu pocieszył i podbudował.
Chyba dam aż 3 posty na Walentynki na mój blog!
No i gdzie te trzy posty na Walentynki?
niedługo wkleję, na razie usuwam spam sprzedawców viagry.