Typ blogów – nazwałabym kosmicznymi, o pejzażu wyobcowanym i pozbawionym rozpoznawalnych, ziemskich, międzyludzkich elementów.
Prowadzone zazwyczaj przez jedną osobę charakteryzują się tym, że ich właściciele najlepiej czuliby się ze swoim blogiem w kosmosie (którym też byliby zdegustowani).
Nic ich nie interesuje z otaczającego świata, patrzą na niego z odrazą.
To oddzielenie nie ma nic wspólnego ze społeczną alienacją. Ta choroba ducha blogera, pełna ascezy w jezuickim wymiarze, jest jak najbardziej skierowana na ludzi.
Ale bloger istnieje przez zasiedzenie, przez izolację i takie blogowe więzienie bardzo sobie chwali. Przyjmując postać skrzywdzonego, kocha się bez pamięci w coraz to nowej idei, którą w swym wygodnym zalogowaniu i izolacji od świata odkrywa.
Może więc do późnej starości wychwalając pod niebiosa postawę negacji i nie uczestniczenia, spędzić w miłym pozorze szlachetnie spełnionego życia.
Niebycie i nieistnienie nie jest też skrajnym indywidualizmem. Bloger po prostu tworzy fikcyjną wartość w odrzuceniu i w stagnacji, w braku ruszania się z miejsca.
Nie ma znaczenia materia uprawy tej przypadłości – czy będzie to matematyka, czy poezja, wszystko w rękach blogera zamienia się w podobny styl gloryfikacji czegoś, co oderwało się od swojej istoty, pływając bez przeznaczenia i połączenia z czymkolwiek po wirtualnej sieci.
Nigdy nie połączy się w żadne sieciowe grupy, pielęgnuje postawę nie zakochiwania się w drugim człowieku, a nawet potrafi realizować z powodzeniem antyuwodzenie.
Dopełnia swoją jałową egzystencję całą światową kulturą, toteż takie blogi to istne walizki duchowych iluminacji.
Obca mu jest wszelka rozrywka, jako złamanie konsekwencji braku, który permanentnie pielęgnuje. Zewnętrzny świat, od którego się odgrodził nie jest zły i zagrażający, ale zachwycający elementami zaprzeczeń i niespełnienia.
Ten wybór pozwala mu do końca życia blogowego cieszyć się posiadaniem bloga wiedząc, że wybrał właściwie, gdyż wszystkie jego przewidywania się zawsze spełnią.
Dopóki wolność blogowa będzie utrzymana, dopóty blog nie będzie chorował i nie umrze.
Nie umrze chorobą na śmierć.
23 października 07:37, przez Ewa
Wiesz, ja też mam mało czasu i próbuję obcować tylko z językiem pisanym, a nie mówionym, a blogi pisane są językiem mówionym.
I uczę się składni i gramatyki na prestiżowych tekstach “Tygodnika Powszechnego”.
I czytam w niedawno wklejonej recenzji w internetowej wersji TP, jak Dariusz Nowacki pisze o najnowszej powieści Olgi Tokarczuk „Bieguni”
http://tygodnik.onet.pl/1548,1443700,dzial.html:
„Bieguni” są książką bardzo dobrą, co nie znaczy, że publikacja ta nie posiada wad.
Byłam pewna, że powinno być:
„Bieguni” jest książką …
Ale gdzie mnie do tych wielkich, posiadających opłacanych, etatowych korektorów i czytających po więlokroć, nim tekst się ukaże.
A dla rozrywki to czytam portal http://www.studentnews.pl/, a głównie dział NEWSY – miłość i seks.
Jestem w tym wieku, że tylko mi seks w głowie.
Np. to, że migrena nie zmniejsza potrzeb seksualnych, wręcz przeciwnie.
Albo o miłości w krajach arabskich. Potrzebne do jutrzejszego Pamuka.
Mam nadzieję, że się wypowiesz Maćku, czy to wszystko, co Pamuk i Student News piszą o wariactwie tureckiej prowincji, to prawda.
23 października 00:49, przez Rysiek listonosz
Ciekawe są te blogowe samoograniczenia i samookaleczenia.
Czytam właśnie o „Dziennikach” Iwaszkiewicza teraz dopiero opracowywanych i wydawanych w dzisiejszej GW: piękny przykład, jak Iwaszkiewicz – z pozycji człowieka ulicy, a nie naczelnego artysty, jaką z swoim kraju zajmował – prosi Jeane’a Paule’a Sartre’a i Gyřrgyma Lukácsa przy kawiarnianym stoiku w Paryżu o wpisy i dedykacje w specjalnie przygotowanych do tego celu książkach. (…) przeżyłem upokorzenie, które sam sobie narzuciłem(…).
Może pozorna wolność blogowa, narzucanie sobie ograniczeń, daje poczucie braku upokorzenia?
23 października 01:06, przez Ania
Jest odczucie, jakby człowiek, a tutaj bloger, nie nadążał za możliwościami technicznymi.
Iwaszkiewicz cały czas prowadzi dziennik w tajemnicy przed żoną Anią i równocześnie pisze, że jest to jedyna i najbliższa mu osoba. A miał przecież o wiele większych „przyjaciół”, przed którymi musiał się kryć.
Kreacja blogowa w większej części chyba polega na ukryciu swoich możliwości, których bloger jest świadomy, a które, z powodu ich mizerii, chce za wszelką cenę zataić.
Środki techniczne bloga są bezwzględniejsze, okrutniejsze, niż potajemne wpisy do kajecika, zamykanego na kluczyk.
23 października 01:25, przez Ewa
Nie, nie, nie!
Pisząc ten cykl, miałam na myśli raczej determinację blogerów, a nie ich wybór czy kokieterię. Piszę o działaniu, czyli zniewoleniu silniejszym od pobożnych życzeń. Możliwości techniczne są wspaniałe, ale jak zwykle, otwierają się automatycznie na tej samej rangi zagrożenia.
Ale przecież tylko choroba jest twórcza. Tylko człowiek chory może zrozumieć, poprzez cierpienie, poprzez uświadomienie sobie braku zdrowia i twórczo opisać problem, zna go najlepiej.
Mam tu właśnie teraz wydane Augusta Strindberga” Historie małżeńskie”, spolszczone po 120 latach. Strindberg jest po trzydziestce, jak spisuje piekło tej niszczącej instytucji i to nie z pozycji homoseksualisty, którą delikatnie Iwaszkiewicz w „Dzienniku” przemyca.
To jest też kwestia odwagi blogera zmierzenia się twórczego ze swoją chorobą. Reszta nie ma sensu.
23 października 01:42, przez Jacek
Przeczytałem w Nieszufladzie wątek o wyższości lub niższości poezji internetowej, od wydanego w papierze tomiku, co jak Internauci zauważyli, teraz te dwie formy nie są zbyt fatygujące ( nikt żądnej nie czyta, ale to już moja tylko opinia).
Przeczytałem, bardzo żałuję, niczego się nie dowiedzałem, a wątek dyskusji ogromny.
Pisząca młodzież słusznie chce zaistnieć i być w obiegu, a nawet dzięki temu żyć dobrze, łatwo i przyjemnie (trafny wpis Macieja Kaczki).
Oczywiście, by się to udało, by był jakikolwiek napęd do tego pasożytniczego procederu, trzeba żerować na męczennikach, samobójcach, nędzarzach, czyli geniuszach świętych, którym społeczeństwo od zarania dziejów odpłaca pięknym za nadobne.
I te podróby, ta eksploatacja i wampiryczne użytkowanie – a Internet otwiera się na absolutną bezbronność Czystych Duchów – staje się materią dla fałszywych sieciowych spekulantów.
Napisz, że są chorzy! Są sobą zachwyceni.
23 października 01:59, przez Ewa
Wiem, że nikt z użytkowników tych wielkich portali literackich nie czyta mojego, bloga, więc czuję się poniekąd bezpiecznie.
W dalszym ciągu nie mam statystyk, syn obiecał, że się tym zajmie, jak będzie trochę wolny. Więc technika też nie każdemu dostępna.
Ale mój blog sygnalizuje hasła, które ludzie szukają, błądząc po sieci. I tych wejść mam naprawdę dużo, są to zupełnie anonimowe wizyty, niezwiązane z żadną znajomością, ani moim niesławnym nazwiskiem.
Zawsze bywanie, czytanie, było interesowne. Przecież też nie mogę siedzieć cały czas przy kompie, trzeba jeszcze żyć. I trzeba wybierać.
Dlatego wiem, o czym piszesz Jacku, jak po prześledzonej tasiemcowej dyskusji czytelnik pozostaje z pustymi rękami i ze straconym czasem.
Może zmiana rządu zmieni też jakość dyskusji?
Wbrew naszym mniemaniom, że wszystko jest pod naszą wewnętrzną kontrolą, media nad nami przecież codziennie intensywnie pracują. Wszystko jest połączone.
23 października 07:12, przez Maciek
To, na co teraz wchodzisz? Zupełnie na nic czasu nie mam, poleć mi coś.
Ciekawe, jakby sobie Iwaszkiewicz poradził z blogiem.
Zdaje się, że zakładanie blogów przy wielkich gazetach jest teraz obowiązkowe! Swój dziennik „retuszował i wygładzał”. W blogu to wszystko natychmiast widać i staje się martwy, gdy jest moderowany.
Iwaszkiewicz tęsknił do rozmów w „Ziemiańskiej” . Ale trudno temu wszystkiemu wierzyć. Blogi mają swoją historię i trudno będzie ją przekłamać.
Szkoda, że są tak efemeryczne i przemijające.
24 października 02:11, przez Rysiek
Wracam właśnie z bogu Agnieszki Wolny – Hamkało, gdzie klawość relacji przekracza wszelkie prawdopodobieństwo wagi Festiwalu Opowiadań we Wrocławiu.
Czy rzeczywiście takie międzynarodowe imprezy mają smak rajdu gimnazjalistek?