Lata sześćdziesiąte. Andrzej (3)

Dobrodziejstwo nowej szkoły Andrzej odczuł natychmiast, szczególnie, że czuł z nią podświadomie wspólnotę, zanim ją wybudowano. Była położona tam, gdzie spędził wczesne dzieciństwo, czyli na stoku dzikiej i nie zagospodarowanej Diabliny, miejscu zabaw wszystkich chłopców osiedla. Zniknął nagle dopływ Rawy zasypany buldożerami, a łagodny spadek rozczłonkowanej szkoły rozpadającej się na kilka odnóg połączonych delikatnymi nitkami oszklonych korytarzy sprawiał wrażenie, jakby cały budynek zsuwał się na uporządkowany skwer z ławkami i na nowe boisko szkolne. Podstawówka z ogólniakiem miała jedynie wspólne wejście i właściwie nie spotykali się z licealistami, niemniej świadomość tej wspólnoty, a także podsycane przez grono nauczycielskie aspiracje przedostania się po latach wzorowej nauki do prawego skrzydła pawilonówki energetyzowała jeszcze bardziej, niż materialny optymizm nowoczesnej, lekkiej architektury.
Andrzej miał dosłownie dwa kroki z domu do szkoły i chodził do niej chętnie, ucząc się łatwo, gdyż szkoła tysiąclecia miała wzorcowo wyposażone gabinety fizyki, chemii, biologii i geografii, a on się tym interesował.

W lutym zmarł nagle Władysław Broniewski. Jak ogłoszono na lekcji polskiego, zmarł największy poeta współczesny i Andrzej dzięki wyjątkowo rozbudowanej części artystycznej uroczystości żałobnych mógł przekonać się o możliwościach akustycznych szkolnej auli, specjalnie zaprojektowanej blisko wejścia, by szkolni goście nie przemęczali się chodzeniem długimi korytarzami. Wśród występujących na scenie rozpoznał Małgosię, z niższej klasy, która mieszkała piętro niżej. Była w mundurku harcerskim, recytowała bardzo głośno:

Nie o każdym śpiewają pieśni
lecz to imię opiewać będą,
ono potrafi się wznieść
ponad historię legendą.
Niech pomnikiem mu będzie armia
i najwyższy komin przemysłu,
Pieśń niech podejmie metalowa
                                                         tokarnia
I fale płynące Wisłą.
Posłuchajcie, robotnicy, żołnierze,
co szumią wiślane fale
o Karolu Świerczewskim-Walterze,
robotniku i generale.

Andrzej patrzył na grubą Małgosię w okularach i jej się bał, emanowała z niej nierozładowana agresja, miała fizyczną przewagę i mogła mu przywalić gdyby tylko zechciała, nie tylko w szkole, ale i na klatce schodowej domu. Nie słyszał nawet co recytuje, nie zrozumiał, że oddaje hołd też innym wielkim Polakom przedwcześnie zmarłym słowami Wielkiego Poety.
Patrząc na jej mundurek zadowolony był, że nie zapisał się mimo nalegań do harcerstwa i nie musi w czynie pierwszomajowym chodzić po mieszkaniach  zbierać makulatury, szmat i metali. Marzyła mu się jedynie słuchawka telefoniczna z odzysku, gdyż umożliwiała skonstruowanie radia na jednym „kryształku” w mydelniczce według projektu z „Horyzontów techniki”. Ale w mieście było niewiele automatów telefonicznych, najbliżej na placu Miarki i na Kościuszki, większość jednak była zepsuta i nie wiadomo, czy z powodu braku słuchawek obciętych przez chuliganów, czy też powodem ich obcięcia było to, że telefony nie działały. Na Głównej Poczcie na Pocztowej z trzech automatów dwa zawsze były nieczynne, do pozostałego ustawiały się gigantyczne kolejki, a słuchawek tam nikt nie obcinał.

Nadeszły ferie wiosenne z końcem kwietnia i po obowiązkowym malowaniu pisanek w domu Andrzej poszedł do miasta kupić sobie płyty za 20 złotych, które wydostał od matki na „zajączka”. To była jedna z tych szczęśliwych chwil, kiedy mógł dysponować tak wielką gotówką. Trudno było liczyć na większe kieszonkowe, z 20 złotymi był szczęściarzem. Inni mieli mniej szczęścia. Wczoraj w tv usłyszał o kierowniczkach stoisk sklepu odzieżowego MHD w Katowicach, które podmieniały metryczki na inne, z wyższymi cenami do czego służyła im specjalnie sprowadzona na zaplecze maszyna do szycia. Jedna z nich dostała wyrok 10 lat więzienia, a druga popełniła samobójstwo.
Nadeszły nieprawdopodobne upały, ludzie chodzili po ulicach już bez płaszczy. Gorączka przedświąteczna nie słabła, sklepy nawet w Niedzielę Palmową były otwarte i  zniesiono przerwy obiadowe. Ludzie na ulicy 3 Maja tłoczyli się w sklepach nie tylko spożywczych, ale dosłownie we wszystkich. Andrzeja uderzyły brudne szyby witryn sklepowych. Na Koszutce matka ciągle mówiła o oknach które po umyciu wycierała gazetami i o te gazety wszyscy się kłócili, gdyż każdego miesiąca i on, i siostra, musieli przynosić do szkoły makulaturę. Ale nie do pomyślenia było mieć brudne okna, nawet na trzecim piętrze. Szyby sklepu z artykułami papierniczymi na Stawowej i sąsiadujący Bar-Automat były dawno nie myte. Sklep tekstylny przy Stawowej też z brudnymi oknami że nic na wystawie nie widać. Nawet sklep cukierniczy “Toffi” i Rzemieślnicza Spółdzielnia Odzieżowa przy ulicy 3 Maja 21 miały brudne szyby. Był też nieczytelny szyld przy księgarni na 3 Maja 12. Najbrudniejszy był „Kreślarz” przy ulicy Wieczorka 12. Jeden ze sklepów miał krzywo przypięty reklamowy plakat z narysowaną parą w deszczu ubraną w przeźroczyste płacze z napisem: nie straszny dla nas burzy czas, bo mamy płaszcze z foli ze sklepów MHD i PDT, co wobec upalnej pogody Andrzeja rozśmieszyło.
Przyszedł tu też, by zobaczyć „Zenit” o którym cały czas mówiło się w radiu i telewizji i który nie wiadomo dlaczego, mimo wielokrotnych zapowiedzi nie został jeszcze otwarty. Sprawiał rzeczywiście imponujące wrażenie. Budowa Domu Handlowego PSS “Zenit” w Katowicach jak zapowiadano, wkraczała w stadium końcowe. W Domu Handlowym ma być czynnych, jak zapamiętał, 7 wind w tym 4 towarowe i 3 osobowe, mogące przewieźć jednocześnie 10 osób.
Na dachu umieszczano właśnie na pasie z czarnego marblitu ogromny neon z napisem ZENIT.
Andrzej podążył do ukrytych w podwórkach i piwnicach ulicy Wieczorka i 3 Maja sklepików prywatnych. Od miesiąca trwał w radiu plebiscyt najpopularniejszych piosenkarzy. Najwięcej głosów w plebiscycie zdobyli Irena Santor, Mieczysław Wojnicki, Sława Przybylska, Wiesław Michnikowski z piosenką „Addio pomidory”. Nic go oni nie obchodzili i ich nie słuchał. W szklanej gablocie wiszącej w podwórku, nie wiadomo do kogo należącej, bo nie było szyldów sklepów, wystawiono męskie czarne buty z długimi nosami z odręcznym napisem na kawałku tektury falistej bitelsówki bardzo modne.
Andrzej zszedł w dół po schodach do obwieszonej wszelkim towarem malutkiej oficyny. Z bogatej oferty pocztówek dźwiękowych produkowanych przez najróżniejsze firmy wybrał Elvisa Presleya „Hound dog” wyprodukowanej w Wytwórni Pocztówek Dźwiękowych Ropiaka z ilustracją do dziecięcej bajki Jana Marcina Szancera i zapłacił 18 złotych. Miał już kilka pocztówek i mógł ich słuchać na adapterze ojca połączonym z radiem w czasie kiedy on nie słuchał płyt do nauki hiszpańskiego.
Upał był coraz większy i za resztę Andrzej chciał kupić sobie lody.
Skierował się do baru “Pingwin” przy ul. 3 Maja, ale rozpoczęto tam remont. Zniknęły też kioski uliczne sprzedające lody popularne. Przypomniał sobie, że w dzienniku telewizyjnym mówiono o przejściowych trudnościach dotyczących właśnie lodów. Barom mlecznym lody dostarczały dwie wytwórnie, które podobno nie mają sprawnych „Żuków” do rozwożenia lodów po mieście. W tamtych roku głównym dostawcą lodów dla barów mlecznych był katowicki oddział Związku Spółdzielni Mleczarskich, posiadający własną dużą wytwórnię przy ulicy Świerczewskiego 40. W tym roku wytwórnia ta będzie nieczynna, przypomniał sobie Andrzej. Był projekt, aby bary mleczne przejęły tę wytwórnię lodów od Związku Spółdzielni Mleczarskich. Niestety wystąpiono z nim za późno, a już sezon na lody się rozpoczął. Bary mleczne nie zdążyłyby przeprowadzić w wytwórni niezbędnego remontu. Nie można już liczyć na lody “calipso” sprowadzane z Chłodni Składowej w Gdańsku. Na cały 1962 rok chłodnia gdańska zaplanowała barom mlecznym dostawę tylko 80 ton lodów i to jest za mało, by właśnie teraz, kiedy Andrzej ma ochotę na lody, je kupił.
Andrzej postanowił więc się czegoś napić, ale było to też niemożliwe, gdyż bolączki z trudnościami przejściowymi dotyczącymi piwa i napoi orzeźwiających także omawiano niedawno w telewizji. Na termometrze na rynku temperatura dochodziła do 38 stopni. Podobno wprawdzie Katowicką Spółdzielnię “Delfin” opuszcza codziennie 4 tys. butelek wody sodowej, 3 tys. oranvitu, 2 tys. fruktovitu oraz tysiąc butelek soku pomarańczowego to wędrują one do 27 kiosków spółdzielni inwalidów, barów mlecznych, sklepów MHD przy ulicach Świerczewskiego, Mikołowskiej, Gliwickiej i Armii Czerwonej, restauracji “Centralna”, “Śląska”, “Europa” i do Wesołego Miasteczka. Nic dziwnego, że tutaj na Rynku nie można kupić ani jednej butelki.
Andrzej wrócił do domu. Syfon, jak zwykle był pusty. Krystyna podała mu herbatę, którą duszkiem wypił. Popatrzył smętnie na syfon, ale nie chciało mu się iść do sklepu na Klary Zetkin, gdzie trzeba było z butelką stać w kolejce. Na dodatek dzieci tak niskie jak on stojące w kolejkach niejednokrotnie nie były obsługiwane, ekspedientka udawała, że ich nie dostrzega i obsługiwała tyko dorosłych. Mogły liczyć jedynie na litość ludzi w kolejce, którzy jednak zazwyczaj byli równie bezwzględni i sadystyczni, co ekspedientki. Rzadko po syfon chodził, po syfon chodziła Ewa, ale ona też tego nie lubiła. Raz stłukła butelkę i przyszła z główką syfonową i przytwierdzoną do niej szklaną rurką. Wyglądało to bardzo śmiesznie, ale ona przyszła z takim szlochem, że nie dało jej się uspokoić. Dopiero przestała płakać, gdy jej wytłumaczono i pocieszono, że można zdać tę część, którą przyniosła, główkę i rurkę, gdyż z tym przemysł syfoniasty ma największy problem. W sklepie po spisaniu protokołu stłuczenia przysługiwać będzie nowa butla syfonowa, na którą wprawdzie czeka się miesiąc, ale przynajmniej się ją odzyska. Nowych butli syfonowych nie sposób było kupić, mimo, że niektóre rodziny miały aż dwie butle, ale Krystyna nie miała pojęcia, skąd je dostawali. W każdym razie dostali za stłuczoną nową butlę, która ciągle była pusta i wydawała charakterystyczny odgłos kończącego się syfonu słyszalny z każdego kąta mieszkania i ten, który wypijał nie bacząc na potrzeby domowników ostatnią kroplę wody, sam się demaskował tym dźwiękiem.

Maj obchodzony był w szkole Andrzeja niezwykle uroczyście, gdyż szkoła jako pomnik tysiąclecia miała szczególny dług wdzięczności wobec państwa. Małgosia wykrzyczała kolejny wiersz Broniewskiego na akademii, który i tak znali wszyscy uczniowie, gdyż musieli się na języku polskim nauczyć się go na pamięć:

Ludowa Polsko! Piękna, nowa
Nad tobą szumi pieśń majowa!
Socjalistyczna pieśń radosna
Rewolucyjna, tak jak wiosna.
Jak czerwień wspólna, jak sztandary
Śpiewa ją Moskwa, i śpiewa Paryż
Śpiewać ją będzie kula ziemska
W ten dzień majowy,
Dzień zwycięstwa.

Idzie Ochota, Praga, Wola.
Idą fabryki, sztolnie, pola,
Murarze, tkacze, metalowcy
I młodzież. Patrz, dziewczęta, chłopcy,
Za nimi kraj nasz: Tatry, Wisła,
Sztandary znów i znów zabłysła
Tam Wisła.
Taki dzień majowy
Jakimiż mam opisać słowy?

Na akademii pochwalono sukcesy szkolnych harcerzy, którzy zebrali dla przemysłu w czynie pierwszomajowym makulaturę, odpady tekstylne, złom. Szkolna drużyna odpowiedziała na apel z 4 kwietnia 1962 Komendy Chorągwi Katowickiej i harcerze chodzili po mieszkaniach przez 3 dni od 17 kwietnia w poszukiwaniu surowców wtórnych. Harcerze szkoły zebrali 100 ton makulatury i 100 kg metali kolorowych. 1,5 ton szmat. Hufce rywalizowały ze sobą, w całym województwie zebrały 63 tysiące makulatury, 90 ton złomu żelaznego, 3 tony odpadów włókienniczych, 360 kg złomu kolorowego.
W maju przypadła też okrągła 50 rocznica istnienia „Prawdy” i na języku rosyjskim musieli mieć tę gazetę. Krystyna zachwyciła się liczbą kartek i cienkim papierem. Nadawała się wyjątkowo dobrze do czyszczenia okien i Krystyna postanowiła, że w tym celu będzie kupować „Prawdę”, która kosztowała tylko 30 groszy.

15 czerwca Rada Pedagogiczna i dyrektor Lewandowski wręczyli Andrzejowi na uroczystej akademii Odznakę Wzorowego Ucznia za którą musiał zapłacić dwa złote, cegiełkę na Fundusz Upiększania Miasta.
Książki do następnej klasy już od 5 czerwca czekały na nich w księgarniach Domu Książki, ale nie zdążono wydrukować wszystkich, a zgodnie z zarządzeniem, mogły je sprzedawać tylko szkoły. Najpierw przygotowano 1366500 książek dla szkół, czyli 60%, całego zapotrzebowania województwa katowickiego, a w końcu czerwca resztę.
Czerwiec był mokry i 24 czerwca 1962 w deszczu uroczyście żegnano radiowym przemówieniem wszystkich uczniów w całej Polsce. Przypomniano im, że jest to dzień radosny tylko dla tych, którzy dołożyli wszelkich starań, aby nie zmarnować wielkiego skarbu, jaki daje młodemu pokoleniu nasza Ludowa Ojczyzna czyli nieograniczone możliwości zdobycia wiedzy. W tym dniu kończyło rok szkolny przeszło pół miliona młodzieży ze Śląska i Zagłębia.
W tym roku 2000 Polaków ukończyło studia w ZSRR i przy wzorowych stopniach było to osiągalne dla każdego ucznia, jak zapewniał dyrektor.
Jednak Andrzej już nie myślał o szkole, bo był myślami gdzie indziej. Nazajutrz miał z siostrą i matką pierwszy raz w życiu pojechać na wakacje nad morze.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii lata sześćdziesiąte i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *