Lilie w kaplicy pachną. Upalnego lata
ciężkie, zdyszane krople. Deszcz nagły wyprysnął.
Odetchnęła ulica, gdzie wczoraj trup leżał.
Zmył krew po widowisku.
Przypadek i upał miały postać kata,
człowiek wychodził z baru, wóz z koniem zasłonił,
motocyklista spadł pierwszy, lecz już było po nim,
ot, wszystko…
Muchy siadały na czerwone koła
przesiąkniętego krwią prześcieradła,
ludzie wokół wiankiem, lekarz z pogotowia
rękawiczki gumowe wyrzucił do rowu,
ksiądz ostatnią modlitwę na środku ulicy
nad skonałym odmówił niespiesznie
i powtórzył nazajutrz w cmentarnej kaplicy,
w zaduchu lilii, z akompaniującym deszczem.
13 czerwca 1991, Regulice
rękawiczki do rowu? Pogotowie ratunkowe tak nie robi.
Cieszę się, że dzisiaj tak pogotowie ratunkowe nie robi i że budzi to zdziwienie.
Niestety, dwadzieścia lat temu jeszcze tak robiło. Te rękawiczki sama podnosiłam z własnej „przykopy” pod domem, który na czas widowiska udostępniłam wsi. W ogrodzie wystawiałam, pamiętam, krzesała dla starszych kobiet, bo wieś oczekiwała księdza i to wszystko, po zdiagnozowaniu zgonu przez lekarza z pogotowia, trwało. Ja odchodziłam od zmysłów, to był młody chłopak, nie mogłam potrzymać płaczu, natomiast dla wielu była to bezsprzeczna rozrywka i pretekst na wspólne gapiostwo.
Cieszę się, że jest jakiś postęp w polskiej obyczajowości, że nikt, tak jak wtedy latem nie biega już z miednicami pełnymi krwi po ulicach, bo wtedy niemal w każdym domu tuczono świnie w potwornych warunkach i ubój tych zwierząt też się odbywał w potwornych warunkach, a ponieważ był w różnych dniach, zarzynanie świń trwało permanentnie całe lato. Teraz tego, w każdym razie na tej wsi, już nie ma, jak i nie ma koni.
Chyba nie masz racji, że coś się zmienia. Być może jedynie w służbach zdrowia. Może już pielęgniarki nie mówią pacjentkom „babciu”. Ale nie w necie.
Miejmy nadzieję, że po zmierzchu internetowych portali nie pozostanie nawet resentyment. Bo przecież dla następnych pokoleń, to wstyd jedynie, gdy pokolenie następne sobie uświadomi, że przy przyzwoleniu kilkuset użytkowników portali literackich codziennie dręczono jedną kobietę i jednocześnie znikomą liczbę tych, którzy ośmielili się temu sprzeciwić. I jeszcze wmawia się wszystkim, łącznie z administratorami portalu, że sama sobie winna. Nie masz chyba Ewo powodów ciszyć się, że ta polska pokomunistyczna obyczajowość dąży ku zamianom. Wręcz przeciwnie. Dąży do utrwalenia hodowanej od lat społecznej niedojrzałości.
Masz rację misiu, ale literatura ma na celu te przemiany przedstawiać i jest miedzy innymi dlatego cenna, bo zauważa to, czego nie widzą socjologowie.
Jak dożyję, to opiszę Sieć, bo jestem w niej od 2002 roku, od momentu, jak syn został przyjęty do zespołu baletowego w Staatstheater Nürnberg i u niego w domu miałam dostęp już do stałego łącza, bo w Polsce było to niesłychanie jeszcze kosztowne i przez telefon.
Kto wtedy mógł przypuścić, że to wspaniałe medium posłuży za dwadzieścia lat do czegoś podobnego, co dzieje się w Literackiej Sieci! I to w rękach ludzi oświeconych! Ale można było przewidzieć, jaki plon wyda edukacja komunistyczna na wszystkich szczeblach szkolnictwa.
Służba zdrowia już tak nie robi? Skąd ten optymizm i przekonanie, że to wyrzucenie do rowu rękawiczek po użyciu jest niebywałe, niedopuszczalne i jakoś wyjątkowo nieetycznym zachowaniem? Wszak nieledwie miesiąc temu głośno było o “wyrzuceniu do rowu” przez załogę ambulansu ofiary wypadku drogowego, której zmarło się w drodze do szpitala w tejże karetce, więc żeby nie psuć statystyki ratownictwa, a przede wszystkim uruchamiania kłopotliwej i kosztownej procedury dezynfekcji karetki, jaką należy w takim wypadku wykonać, odwieziono czym prędzej trupa na miejsce wypadku i “wrzucono do rowu” – “tak jak był”. Oczywiście nie można mieć złudzeń, że w bolszewii tzw. godność ludzka miała się lepiej niż dziś. Wtedy życie nie było poddane społecznej kontroli, jak to ma miejsce dzisiaj i w związku z tym nikt nic nie wiedział, ani nie wiedział ile nie wie. A dzisiaj, mimo znacznego wpływu jednostki na życie społeczne, mimo możliwości kontroli i sprzeciwu, “dostępności” demokratycznych mechanizmów, jakoś nie przybywa rycerzy prawdy, którzy chcieliby pro publico bono przeciwstawić się złu. Przypadek przytoczony przez misię dobrze ilustruje to zjawisko przyzwolenia na zło. Wydaje się to o wiele gorsze niż w czasach komuny kiedy akty nieposłuszeństwa były surowo karane i wymagały wielkiej odwagi. Teraz jak się wydaje oczywistością i powinnością każdego użytkownika społeczności Liternetu byłaby obrona tej Jednej Kobiety, przed wulgarnymi, obscenicznymi i kompletnie niezrozumiałymi, niesprowokowanymi atakami ze strony grupy (bądź jednej osoby), jakichś uzurpatorów do liderowania. Naruszono dobra osobiste, złamano wszelkie regulaminy, netykietę, jest to gruba napaść nosząca wszelkie znamiona czynu karalnego, stalking, mobbing i co tam jeszcze, jednym słowem rzecz się nadaje do sądu, a w żadnym razie nie podlega niuansowaniu, jak to się to tam nadal dzieje. A jednak chętnych do obrony mało. Nie mam pojęcia dlaczego taka krótkowzroczność u tej społeczności – jak zostało powiedziane – “oświeconych” i zwykłe tchórzostwo. Kim są ci terroryści netowi, że się ich tak boją? Dzisiaj ta Kobieta jest ofiarą tych bydlaków, ale przecież każdy może stać się ich celem i łupem jutro.
Cieszę się Robercie, że zająłeś stanowisko na moim blogu, bo jak czytam, wydarzenia ostatnich tygodni na portalu Liternet zostały nazwane incydentami o znikomej szkodliwości. Bardzo dobrze sformułowała to zjawisko Elm inCrudo i wklejam tę wypowiedź, by też był ślad na moim blogu:
Elm inCrudo:
„Spróbuj poszukać sprawy sądowe, które są podobne, a w których – i tutaj będziesz chyba zaskoczony: za podstawę oskarżenia brano skutki zaledwie jednego naruszeń dóbr osobistych, z tych jakie w obficie miały miejsce w Liternecie, a wszystkie wobec jednej osoby. W wyniku takich czynów nie można precyzyjnie oszacować wyrządzonej szkody – jest tak rozległa, dla ofiary to trauma – nie boję się użyć tego słowa – rozciągnięta na długie lata. Ludzie nie żyją samotnie, ani w odosobnieniach – czyny dokonały się w przestrzeni publicznej, nie są zawężone nawet do miasta, ani do rejonu – to czego tutaj dokonano bez żadnych, nawet minimalnych ograniczeń poszło w świat, to ma swoje skutki, krzywdzi ofiarę i jej bliskich. Opieszałość skutecznego przyjścia z pomocą w portalu, gdzie miało miejsce bardzo uporczywe nękanie, okres przez jaki nękano, szarganie wizerunku, posługiwanie się wizerunkiem w celach dokuczenia, wyzywania, zniesławiania, celowego rozpowszechniania kolaży karykatur, szczucie, zwoływanie się jak na akcje, zapowiadanie nękania, groźby … – no nie sposób wymienić wszystkiego, co tutaj miało miejsce.
O małej szkodliwości można mówić wtedy, kiedy niekorzystne zdarzenie było miejscowym incydentem, a nie wówczas, gdy szereg czynów zamierzonych i wymierzonych w osobę jest rozpowszechniane przez długi czas przez medium, i to tak, że przebieg zdarzeń mogli śledzić dosłownie wszyscy bez wyjątku, którzy trafią na stronę internetową – rodzina, mąż, dzieci, grono przyjaciół, znajomych, sąsiedzi, mieszkańcy tej samej miejscowości, itd, oraz każda przypadkowa osoba bez względu na wiek.
Alx – to już moja ostatnia wypowiedź w tej konkretnej sprawie.
Mogę rozmawiać o audycji, o usprawnieniach w portalu, a na temat nie, i sądach koleżeńskich też nie.
Pozdrawiam
Elm
01 listopada 2013, 17:40:46
http://liternet.pl/grupa/ogladanie-tekstow/forum/2019-o-portalach-literackich?page=3