Berberys zmarszczył się i zsiniał.
Żołędzie na chodniku skrzypią.
Jesień wtargnęła. Idzie zima.
Śmierć się przechadza po trawnikach.
Jeszcze wciąż ludzie jedzą lody
i snują się w koszulkach ciasnych.
Nie ma rozejmu i ugody.
Pustoszy koniec całe miasto.
Liście jak skóry żywcem zdjęte
w proch się i kurz uliczny mielą.
I tylko dzieci uśmiechnięte.
Tylko się one ciągle śmieją.
A starzy ludzie przerażeni
patrzą, jak liście wiatr roznosi.
Że mija rok i że topnieją
oni i świat, który ich nosił.
15 sierpnia 2003, Schwabach