Proza Mo Yana, którą poznaję dopiero od wczoraj, to taki według mnie wycinek chorego miejsca poddany skrupulatnym oględzinom w celu diagnozy choroby całego organizmu, czyli świata.
Na razie nie napotkałam wiele orientu, może się to wszystko dziać i na polskiej wsi. Jak japońskie diabły nadciągają, dzieje się tak, jak w każdej bestialskiej wojnie: ludność wiejska jest bezradna, zaszczuta, idzie na rzeź jak zwierzęta. Zresztą, zwierzęta u Mo Yana mają szczególne miejsce: potwornych opisów kaźni pisarz nie oszczędza czytelnikowi nawet, jak jeszcze diabłów japońskich nie ma.
Bardzo trudno połączyć określenia tej prozy z krótkich notek o nobliście z autentycznym odbiorem jego książek. Nie jest to ani realizm, ani socrealizm, nie jest to też realizmem magicznym. Mo Yan nie jest chińskim Kafką.
To takie smutne snucie opowieści o życiu, niby nic, a jakże dosyć.
Podobne opinie o prozie nowego noblisty słyszałem w radiowej Dwójce. Ale JAKA to właściwie proza? Porównanie do Faulknera czy Kafki… Czy to się w ogóle da czytać??
Staram sie przed przeczytaniem książek nie słuchać ani czytać tego co mają do powiedzenia inni, więc tej audycji nie przesłuchałam. Jak jest w Sieci to sobie znajdę, dzięki.
Mam tylko „Obfite piersi, pełne biodra”, WAB, Warszawa 2007. Do „Krainy wódki” jestem w bibliotece szósta w kolejce.
Zobaczyliśmy też z mężem dwa filmy według powieści Mo Yana : „Czerwone sorgo” (jest na Chomikuj) i „Szczęście na raty”. Filmy są niezwykle piękne.
Z „Obfitych piersi, pełnych biodrer” mam jeszcze 200 stron, a jest ponad sześćset. Czytam bardzo szybko, ale nie wiem, czy dzisiaj zdążę przeczytać, chciałabym jeszcze dzisiaj dać notkę na blog, a nigdy nie robię tak, by książki nie skończyć przed wypowiedzią.
Czyta się rewelacyjnie, chociaż sceny rzezi brutalne, nie ustępują opisom z „Łaskawe”. Trudno mi się połapać w ich historycznych zawirowaniach, cały czas wchodzi do wsi jakaś banda, i to nie Czworga, ale wielka jak szarańcza.
Ja to z racji wieku dodatkowo jeszcze zestawiam z moimi przeżyciami w szkole podstawowej, kiedy cała komunistyczna propaganda polegała na gloryfikacji komunistycznych Chin bogato ilustrowanej obrazkami barwnymi, do dzisiaj je pamiętam. Poza tym wiele moich kolegów i koleżanek jechało do Chin z rodzicami, to były wyjazdy służbowe w ramach współpracy Bloku. Nasz sąsiad, inżynier górnictwa, podarował z takiego wyjazdu mojej mamie przepiękną puderniczkę z cesarską pagodą. To była moja ulubiona zabawka. I właśnie Mo Yan buduje świat z takich gadżetów wydobytych z pamięci, te przedmioty organizują przestrzeń literacką. A narratorem jest ktoś, kto ma się dopiero narodzić, kto się rodzi, idzie do szkoły i tak dalej. Ale ten narrator to chyba wynalazek chiński, buddyjski, bo wprawdzie Beckett mówił, że pamięta swoje życie prenatalne, ale Mo Yan pamięta je nawet przed zapłodnieniem.
Słowem: polecam, warto podpatrzeć jak on to robi, bo gdyby każdy w Polsce zabrał się za uczciwe opisanie świata w którym żyje, Irena Dziedzic nie musiałby absorbować sądów, nie można by było w Polsce tak permanentnie kłamać.
Mo Yan nie wypiera się tego, że dzięki nowej władzy stał się pisarzem. Inaczej by przepadł. Ale przecież dzięki temu doświadczeniu życiowemu możliwe jest opisanie Centrum Świata. Oczywiście, jak robi się to uczciwie.