Kiedy oglądam Krzysztofa Vargę wypowiadającego się na temat ostatniej swojej powieści, porównuję jego krygowanie się i dystansowanie do stworzonego przez siebie bohatera negatywnego do postawy Nikołaja Gogola.
Mimo, że Gogol na końcu „Martwych dusz” deprecjonuje Cziczikowa przypisując mu życiorys miernoty i nudnego czynownika, nie sposób zdziwić się, że autor umożliwia mu tak doskonały i precyzyjny odbiór Rosji, którą poznajemy właśnie poprzez percepcją tak nijakiego człowieka. Podobnie wbrew zapewnieniom Vargi, że ze stworzonym przez siebie bohaterem mu nie po drodze, Piotr Augustyn wyraża to wszystko, o czym chcielibyśmy wiedzieć, ale boimy się o to zapytać. Ja na przykład dostałam bardzo satysfakcjonującą odpowiedź na nurtujące mnie w dzieciństwie pytanie, dlaczego dzieci warszawiaków na koloniach, obozach letnich były tak pogardliwe i antypatyczne, dlaczego warszawiacy na studiach i na plenerach malarskich byli tak nieuzasadnienie zarozumiali.
Ponurość „Trocin” w warstwie poetyckiej promieniuje poprzez zmysłowość. Jest, podobnie jak „Nagrobek z lastryko” opisem materii podłej, miernej, nietrwałej, brzydkiej, zimnej i martwej. Nie wiem, czy – jak sugerują recenzenci – trociny to symbol wieśniactwa. Myślę, że trafniej odebrać przesłanie tytułu, jako wybebeszanie pluszowego misia przy równoczesnym nawiązaniu do filmu Barei, ponieważ Varga najwięcej uwagi poświęca minionej epoce. To, że jego bohater jest pracownikiem nowoczesnej firmy i nie robi nic innego, niż to, co najprawdopodobniej robi podobny pracownik świata Zachodu jest właściwie bez znaczenia i nie jest w stanie niczego uzdrowić. Choroba, której kliniczny obraz bohater powieści w swoim wewnętrznym monologu precyzyjnie analizuje, jest zakorzeniona w czasie i zaniechaniu, a powierzchnia, na której rozgrywa się społeczna „normalność” zbyt czuła, by trucizn i jadów nie odczuwać. Piotr Augustyn musi dokonać mordu, rytualnej ofiary, perforacji wrzodu by mógł się rozlać i ocalić krótkotrwałą stabilizację.
Wątpię, by te nihilistyczne pomruki miały na celu podpowiadanie jakiś rozwiązań. Wręcz przeciwnie. Varga na kartach powieści przerabia literacko pewne zachowania, szuka nie tylko powodów rodzącej się nienawiści, ale prognozuje jej ujście. Destrukcja jest przede wszystkim na zewnątrz, w otoczeniu narratora. Wszystko już jest przeżarte przez korniki, wszystko jest o konsystencji rozlatującej się materii. Napełnieni trocinami są jego rodzice, którzy (dzięki Hitlerowi) mieszkając w stołecznym mieście w sercu Europy nie zdołali przezwyciężyć swojego prostactwa, inercji i bierności. Wnętrze Nornicy – dziewczyny, którą narrator uwznioślił romantycznie i przez którą dał się seksualnie wykorzystać – jest wypełnione podobnie nieszlachetną materią. Muzyka zrobiona z prawdziwego kruszcu, w którą ucieka Piotr, łagodzi obyczaje tylko pozornie, ponieważ sztuka wysoka nie jest w stanie uwznioślić czegoś, co z natury jest małe. A Piotr Augustyn kwestionując świat, w którym żyje i swoje korzenie, co i rusz przyłapuje się na tym, że dzieli z nim tę samą mierność. Jest wypełniony potwornością wsi polskiej nieczułej na cierpienie zwierząt, na piękno, na przyrodę, nasycony głupotą, brudem, barbarzyństwem, tym wszystkim, co zostało, trwa i jedynie przykryto to cywilizacyjnym dywanem.
Katastrofizm Vargi nie jest ani przesadzony, ani nadmiarowy. Nie jest to wezwanie do przezwyciężenia zaniedbań, a tylko ich wizerunkiem. I właśnie taka ma być literatura: ma bezinteresownie portretować.
Gogol po wydaniu swojego arcydzieła, przepełniony wyrzutami sumienia, że napluł na mateczkę Rosję, musiał ratować się ucieczką z kraju. Powieść Vargi wyszła w maju, czyli pół roku temu i jak na razie, Krzysztof Varga prześladowany nie jest. Nie wiadomo, czy z powodu niezrozumienia jego przesłania, czy tylko – i to całe szczęście dla autora – wskutek zaniedbania.
Trafnie, choć powierzchownie z racji charakteru portalu zdiagnozował „Trociny” Łukasz Badula:
http://kulturaonline.pl/varga,mieli,trociny,tytul,artykul,13352.html
I ciekawie Jarosław Klejnocki, z którym się raczej nie zgadzam, bo to nie książka o skarleniu, tylko o nie wzrastaniu, a to istotna różnica.
http://klejnocki.wydawnictwoliterackie.pl/archiwum/07/2012/
Nie wiem jak z książką Vargi jest, ale faktem jest, że biblioteki publiczne w Katowicach książki nie zamówiły, również Twoja ulubiona Śląska ani jednej sztuki, co można sobie sprawdzić w necie. W moim mieście jest jeden egzemplarz w BP filii nr 9, ale wypożyczony i zamówiony na lata. Z drugiej strony razem z książką szła dość spora kampania reklamowa, wypuszczono audiobooka i puszczano go w radiu. Być może Centralny Decydent Zamówień Bibliotecznych usłyszał ten sam fragment, który i ja słyszałem, scena sadystycznego, rodzinnego, (wielopokoleniowego) mordu krowy, co jest powszechnym obrazem na polskiej wsi i postanowił paszkwilowi postawić tamę? Naprawdę dziwna ta nieobecność książki w bibliotekach tak głośnego i znanego pisarza…
Ale ten audiobook, który można sobie ściągnąć z chomika, całkowicie kompensuje mizerną obecność książki w bibliotekach.
Mimo wszystko ostrość i bezkompromisowość Vargi jest dość pozorna, a zakres poruszanych tematów bezpieczny, dlatego Varga nie będzie musiał uciekać z Polski, ale dobre i to.
Najgorszy fragment z kalafiorem i brokułami.
Ja właśnie korzystałam tylko z płyty, bardzo tego nie lubię, wolę czytać, bo w percepcji uczestniczy jeszcze jedna osoba – aktor – a dla mnie czytanie to rzecz intymna, nie lubię, jak jeszcze ktoś jest, tak jak nie lubię seksu zbiorowego. Arkadiusz Jakubik czyta „Trociny” genialnie, więc się zdecydowałam dłużej na książkę nie czekać, tak jak piszesz, nie ma w bibliotekach, czekam na nią od maja.
Jarosław Klejnocki też się przyznał, że zgadza się w wielu rzeczach z bohaterem negatywnym „Trocin”. Ja się też przyznaję. Oprócz, tak jak Ty kalafiorów i brokułów, bo są to moje ulubione warzywa.
Tylko w postaci Bolka Kalafiora nie.
W stanie wojennym było modne zarzynanie świń. Pamiętam, byłam z dziećmi na wakacjach i kumple moich synów, z którymi się bawili, pomagali rodzicom, nieśli miednicę na krew, a myśmy zamierali w domku i wydawało nam się, że nastała jakaś śmiertelna cisza. Sama świadomość, że kilka domów dalej mordują, było upiorne, a co dopiero świadkowanie. Bo to „szkło boleści” Baczyńskiego było przecież zewnętrzne, historyczne. Tu obyczajowość nie sprowokowana żadną ostateczną koniecznością.
Ciekawe, że Henry David Thoreau dwieście lat temu prorokował, że zwierząt się jeść nie będzie, bo nie musi i jakoś się to nie spełnia, barbarzyństwo kwitnie w najlepsze. Kim może być dziecko w dorosłości, któremu zafundowano takie przeżycie? Tylko sadystą. U Vargi w książce jest mordercą.
(…) Czyż fakt, że człowiek jest zwierzęciem mięsożernym nie robi mu ujmy? Wszak w wielkiej mierze żyje polując na inne zwierzęta; przykry to sposób, o czym przekona się każdy, kto zacznie łapać w sidła króliki albo zarzynać jagnięta. Przeto ten zostanie uznany za dobroczyńcę ludzkości, kto nauczy człowieka ograniczania się do bardziej niewinnego i zdrowego pożywienia. Niezależnie od tego, co sam praktykuję, nie mam wątpliwości, że przeznaczeniem gatunku ludzkiego w miarę stopniowego postępu jest po części skończyć z jedzeniem zwierząt. To niechybnie nastąpi, podobnie jak u dzikich plemion skończono z jedzeniem siebie nawzajem wskutek zetknięcia z ludźmi bardziej cywilizowanymi. (…)
[Henry David Thoreau “Walden” tłum. Halina Cieplińska]
Książki nie czytałam, ale myślę, że mówicie o dzieciach bezpowrotnie popsutych, takich, jak w „Białej wstążce” Michaela Hanekego. Tam kontekst był szerszy, Haneke za złe wychowanie obciążył cały naród drugą wojną światową.
Książka Vargi misiu też jest polityczna, mimo, że recenzenci i sam autor się od tego histerycznie odżegnują.
Plucie na naród polski jest zawsze niebezpieczne, bo dostaje się po głowie i od prawicy i od lewicy i od tzw., prostego czytelnika, który jest tam sportretowany i pije autor do niego. Tam chyba Varga nie odpuścił żadnej dziedzinie życia, wszystko jest wstrętne i chore. Ale to nie Bernhard, jak chce Siwczyk, bo Bernhard na Austriaków nadaje inaczej. Krzysztof Varga nie jest taki totalny, ogranicza się tylko do spraw wokół bohatera, czyli swojego alter ego, bo zgadza się wiek i poglądy. I trop w kierunku Hanekego bardzo dobry, dużo jest o rodzicach. Chwała Krzysztofowi Vardze, że wreszcie otwarcie napisał, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy jako naród. Życie i tak zazwyczaj jest potworniejsze od literatury, nie trzeba się hamować.
Właśnie przed chwilą zobaczyłem film na tvp kultura “Szczęście ty moje” Siergieja Łoźnicy i zrozumiałem dlaczego narzekania Vargi na PKP, na obiadki u rodziców itp. itd., nie przejmują grozą, są ledwie złoszczeniem się rozkapryszonego jedynaka, który całe dzieciństwo i młodość znajdował każdego ranka na nakastliku (to zdaje się w gwarze śląskiej) soczystą pomarańczkę i bułeczkę maślaną, zostawioną tam – bez przerywania snu – przez dyskretną mamusię, po której teraz, w książce jedzie Varga jak po burej suce. Może też oglądałaś i może odważysz się coś napisać o tym filmie?
Mnie zamurowało. Jestem całkowicie zdruzgotany tą wizją ludzkości.
Widzę, że jest o 3:20 jeszcze, to sobie nagram. Dzięki za polecenie!