Jakub Rebelka, Grzegorz Janusz, Markus “Mawil” Witzel, Jacek Frąś, Sascha Hommer, Jan-Frederik Bandel, Andreas Michalke, Krzysztof Ostrowski, Agata “Endo” Nowicka, Patryk Mogilnicki, Monika Powalisz. “Chopin New Romantic”(2010)

Komis nie jest zjawiskiem nowym, przeciwnie, jest starym jak świat i pierwotnym. Ani nie przynależy pop kulturze, ani dzieciom, historie obrazkowe są i w korytarzach piramid i na kutych w kamieniu tympanonach katedr. Biblia obrazkowa zdobiąca kościoły zwana Biblią Pauperum czyli Biblią dla ubogich nie tylko duchem, ale i wykształceniem, pełniła kiedyś rolę edukacyjną.
Artysta posługujący się takim językiem dzisiaj nie jest zwolniony z zobowiązań wobec odbiorcy bez względu na to, czy wybierze formę kontestacji, fantazji, czy dokumentu. I tak traktuję komiks, jako wybór środka wyrazu przez artystę – nic więcej.
Jeśli grupa 11 artystów komiksu zabrała głos na temat celebracji roku szopenowskiego w dwustulecie urodzin polskiego geniusza, to nie uważam, że nie było w nim miejsca na oddanie mu należnego hołdu szczególnie, że żyje on właśnie w muzyce młodzieżowej przetwarzany jak Bach i Beethoven. Ale skoro ci artyści uznali, że nic takiego nie zachodzi, to warto przeanalizować, co w miejsce tego chcieli powiedzieć.
Jedynym w tym zestawie niezwykle trafnym komiksem jest „Skowyt na cześć Chopina z archiwów posttonalnej awangardy” niemieckich artystów Saschy Hommera i Jana-Frederika Bandela. Rzecz dzieje się w Paryżu 1843 roku, być może w styczniu, jak w kalendarium Chopina:

„20 stycznia. „La France Musicale” donosi o wielkim koncercie w salonach barona Rothschilda. Wzięli w nim udział czołowi śpiewacy Paryża: Giulia Grisi, Paulina Viardot, Giusseppe Mario i Luigi Lablache. „Następnie Chopin, pianista świata poezji, wykonał z p. Filtschem porywający koncert swojej kompozycji.”

Autorzy zakotwiczając akcję komiksu w czasie toczącą Europę chorobie nihilizmu jak u Dostojewskiego i Conrada. Buntownicy, anarchiści, wszelkiej maści poszukiwacze innego porządku świata są pokazani jako „przypadkowi melomani”, którzy pozyskali bilety na koncert Chopina na drodze chuligańskiego rozboju. W ich usta wstawiają filozoficzne dialogi podobne językowi „Szewców” Witkacego. Efekt komiczny jest piorunujący, ponieważ margines społeczny ma rację, natomiast konsekwencje tej racji są straszne.
Nie udało się podobnego efektu uzyskać w komiksie wprawdzie też ściśle łączącym się z biografią Chopina, jak po śmierci patrioci polscy pragnęli relikwie po geniuszu zawieźć do Polski. Nie udało się Monice Powalisz i Patrykowi Mogilnickiemu, ponieważ absurd kawałkowania ciała w dobie gloryfikowanych przez Olgę Tokaczuk muzeów preparowanych plastyfikatorami trupów, jest szyderstwem na tyle świętokradczym, że niewłaściwym. Czułość i konsolidacja paryska Polonii zasługuje w tym wypadku na najwyższy szacunek i nie widzę powodu, by akurat ten epizod z życia Chopina był tak bezlitośnie wydrwiony. Ale to tylko dwa komiksy, które właściwie według mnie tematycznie nawiązały do zadania domowego, jaki dostały od Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Reszta nie trzyma się nie tyle tematu, co zdrowego rozsądku.
Otwierający antologię komiks fantastyczny „Paryż 1936 Jakuba Rebelki i Grzegorza Janusza jest pozbawiony dowcipu, fantazji, jest ciężki i nic nie mówiący. Mógłby posłużyć każdemu życiorysowi i mija się kompletnie z założeniem komiksu, który ma coś wyrazić. Jest rodem z cyklu tytusowego, gdzie mnoży się różne pojazdy dla postępujących po sobie odcinków Tytusów, czyli maszyn dowolnie preparowanych i kompilowanych metodą zrób to sam, jak w serialach komercyjnych, gdzie chodzi jedynie o wypełnienie.
Autobiograficzny komiks o płytach kupionych na jarmarku Dominikańskim Markusa “Mawil” Witzela jest antyheroiczny, ale żeby wałczyć z heroizmem i romantyzmem, nie można być sentymentalnym. Rysunki podszywające się pod dziecięcy język plastyczny nigdy go nie przewyższą, jest on nie do podrobienia, dlatego komiks jest na poziomie imitacji wypowiedzi plastycznej, jak i imitacji uczuć, ponieważ polski rock z wyjątkiem Niemena nie osiągnął aż takich wyżyn, by nie mieć do niego jedynie relacji wspominkarskich, czego nie da się powiedzieć o muzyce Szopena, która przetrwała 150 lat i jest światowa.
O wiele jednak absurdalniejsze jest przesłanie komiksu Grzegorza Janusza i Jacka Frąśa, gdzie kroi się czas, konwencje, postmodernistycznie miesza się i żeni wszystko ze wszystkim. Przypomina mi się zaraz „Lucky Man” i ta słynna klinika, gdzie jakiś nawiedzony lekarz robił upolowanym ludziom przeszczepy kończyn świni. Tu Chopin sięga bruku, czyli słowa Norwida zostają zbezczeszczone podwójnie i na dodatek wprowadzona zostaje postać Nożycorękiego. Amputacja dokonana zostaje nie tyle na zdrowym rozsądku, co na humorze, lekkości tematu. Ten głupi i ciężki w odbiorze pomylony zabieg narracyjny jest skierowany do bardzo specyficznego czytelnika.
Endo (Agata Nowicka) stara się być liryczna i delikatna, ale też niczego oprócz rysowania tu nie ma, kojarzy się ze słynnym zdaniem Jana Lechonia, że „w szyciu nie ma nic oprócz szycia”. Artystka tu mówi: narysuję wszystko, jestem rysownikiem do wynajęcia. Tytuł nawiązuje do romantycznego hitu Roberty Flack – „Killing Me Softly With His Song” i jest też takim współczesnym mitem o Janku Muzykancie, dziewczynce z prowincji utalentowanej muzycznie w której rodzice widzą przyszłego wirtuoza fortepianu i dają jej możliwość edukacji muzycznej. Ale przesłanie w pewnym momencie się załamuje i trudno to przesłanie, w każdym razie mnie, jednoznacznie odebrać. Nie wiem, dlaczego nagle się wszystko urywa, jakby autorce komiks się znudził i go porzuciła…
I ten komiks Krzysztofa Ostrowskiego, o który podobno w skandalu poszło, o komiks więzienny… Nie wiem, w USA wielu więźniów wolałoby nie żyć, niż spędzać lata w wiezieniu, wielu popełnia samobójstwo przy ponownym wyroku wieloletniego więzienia. O tym był nominowany do tegorocznego Oscara film „Do szpiku kości” Debry Granik. Bardziej podobny też i może nieprawdziwy, był film polski „Jeszcze nie wieczór” Jacka Bławuta, jak grupa aktorów przeterminowanych znajduje wdzięczną publiczność w więzieniu. Nie wiem, czy ten komiks jest protestem przeciwko spłycaniu muzyki, przeciwko jej chałturniczemu charakterowi, przeciwko używaniu więźniów do celebry rocznic. Nie wiem, czy undergroundowy styl rysunków nawiązujący do punkowego graffiti ma dokopywać w tym wypadku akurat więźniom. Dokopałabym chętnie martwym filharmoniom, nabzdyczonym dyrygentom muzyki poważnej, ale więźniom? Właśnie zderzenie tych dwóch światów, wysokiego i niskiego byłoby śmieszne. Ale swój na swego?

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na Jakub Rebelka, Grzegorz Janusz, Markus “Mawil” Witzel, Jacek Frąś, Sascha Hommer, Jan-Frederik Bandel, Andreas Michalke, Krzysztof Ostrowski, Agata “Endo” Nowicka, Patryk Mogilnicki, Monika Powalisz. “Chopin New Romantic”(2010)

  1. Wanda Niechciała pisze:

    Widzę, że nie piszemy o poezji! Odetchnęłam z ulgą.

  2. Ewa pisze:

    Mamy Wando dzisiaj fajrant, bo w Tłusty Czwartek nie wolno pisać o poezji, temat zbyt smutny i grzech śmiertelny, kiedy jest surowy nakaz zabawy i żarcia.
    Tak sobie przypomniałam, odnośnie pączków, moja przyjaciółka z akademika pewnie wykonała dzisiaj 60 pączków z różą, bo ma willę pod Warszawą i specjalnie uprawia róże jadalne w tym celu. I oni z mężem te wszystkie paczki zjadają w jeden dzień! Ale jej mąż jest pracownikiem Ministerstwa Rolnictwa, stać ich na to. Każde Ministerstwo do czegoś służy.

  3. Hortensja > Ewa pisze:

    To chyba był zły pomysł z Facebookiem. Jestem tam sama jak palec, pododawałam tylko sławnych ludzi, przecież nie będę na Facebooku rozmawiać z ludzi, z którymi rozmawiam w pracy w banku. A oni rozmawiają tylko ze sobą. Nikt się nie zainteresował moim dziennikiem. Czy mogę Ci go przesłać na maila? Dzisiaj piszę ostatni odcinek. Uważam, że nadawałoby się na scenariusz na komiks. Prawdę mówiąc, miałam cichą nadzieję, że ktoś coś zaproponuje…

  4. Ewa pisze:

    Zobaczyłam Twój profil na Facebooku przez konto męża. Widzę, że jest dla wszystkich dostępny. Przeczytałam „Dziennik”. Fajne. I ta „Katedra” Bagińskigo pasuje. Konkursy poetyckie to taka destrukcja. Bardzo mi to przypomina wernisaże, na które nikt nie chce chodzić, a musi, bez których plastyk nie ma CV, a jak niema CV artystycznego, to nikt go do niczego nie zaprosi, a jak nie zaprosi, to nie będzie miał tego CV i kółko się zamyka. Ty tam nie dajesz żadnego CV, więc jak mają Cię komentować, nie wiedzą nic o Tobie. W wczoraj przeczytałam na blogu Lecha Bukowskiego taką sentencję Brechta:
    „„Znajomość ludzi potrzebna jest tylko tam, gdzie w grę wchodzi wyzysk.”

  5. Hortensja > Ewa pisze:

    Dziękuję za obrazki!

  6. Ewa Bieńczycka > Hortensja pisze:

    Tak, podeślę Ci jeszcze kilka obrazków. Myślę, że Twój dziennik nie ma być komiksem, a ilustrowanym dziennikiem w stylu twórczości Sue Townsend o Adrianie Mole’u. Powodzenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *