AMERYKA (3)

To, co napisał Baudrillard o Ameryce mnie nie dotyczy, bo ja nigdy nie weszłam w ponowoczesność i nie dlatego, że jej nie chciałam – pożądałam jej zawsze, jak pożąda się szczęścia – ale dlatego, że mnie wypluje każdy system, każda wspólnota, i każde przyporządkowanie, i jego diagnoza będzie zawsze obok mnie i osobno.
I kiedy stanę na płycie lotniska we Frankfurcie, a tam już rozpocznie się zwielokrotnianie, klonowanie i multyplikowanie nie tylko mnie, ale całego otaczającego mnie świata lustrami, bramkami, niklem urządzeń transportowych i zimnym światłem tysiąca monitorów – zawsze odnajdę niszę, by się w niej schronić i natychmiast, jak oparzona od tego świata oddzielić. Mój stan lękowy wobec tłumu będzie za każdym razem wzrastał jak stanę na przeciwległym krańcu ruchomego chodnika i jak dotrę już do wejścia bramki, i stanę boso, z butami w plastikowym koszyku, gdzie wcześniej włożę laptop i klucze od mieszkania, i gdzie otyła Murzynka w ciasnych leginsach stalowoniebieskiego stroju obsługi lotniska wykona rytualny gest obwiedzenia mojej sylwetki, i sprawdzenia mnie pod jakimś sobie wiadomym kątem. Wnętrze mojej torby ukaże się na monitorze
i kiedy prześwietlona torba zniknie, a ja znajdę się już po drugiej stronie lustra, po drugiej stronie rzeczywistości, wszystko we mnie niezmienione i nienaruszone tak pozostanie. Ludzie nadjeżdżający chodnikiem ruchomym z drugiej strony będą mieli napięte i znużone twarze, które rozpadną się na wszystkie grymasy, złowrogie spojrzenia, fałszywe uśmiechy, i irytację spowodowaną długim czekaniem na wejście do odpowiedniej bramki. Te obrazy się podzielą na jeszcze wnikliwsze zbliżenia, moje hiperrealistyczne oko uchwyci każdą niechęć tego wielobarwnego, milczącego tłumu. Kobieta w hinduskim sari z czerwoną kropką na czole wwierci się spojrzeniem we mnie, a ja nie będę potrafiła uwolnić się od jej podobnych, napadających na mnie ze wszystkich stron bodźców, atakujących mnie z całego świata ludzi wszystkich ras, każdego wieku, płci i stroju. Apokaliptyczny tłum nagle, jak strumienie, rozwidli się na kilkanaście odnóg i ludzie będą w swoich kolejkach ustawiać się do swoich samolotów lub rozsiądą w fotelach. I dopiero tutaj zobaczę na monitorze wyświetloną godzinę i numer lotu do Seattle, i ta informacja połączy mnie na powrót i scali z kontynentem, który dopiero będzie się stawał, ale już w tych białych literach na czarnym monitorze jest zakodowany.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *