Okna zamknięte i żaluzje
upału nie wpuszczają. A on
dziurką od klucza za dnia wejdzie,
potnie powietrze wentylator.
W chłód metra przez ruchome schody.
Ruch każdy, to za duże ciepło.
Metro zawiezie, gdzie ogrody.
Gdzie są fontanny na to piekło.
Tam woda bije kaskadami,
kropelki rosy twarz oblepia.
I wracać trzeba znów schodami,
a na powierzchni miejski beton.
Ludzie wzdychają. Ocierają
pot i coś piją wciąż, i piją.
Na klombach kwiaty umierają.
Następny dzień. Upał nie mija.
I tylko w parku zwyczajowo
Murzyni w piłkę nożną grają.
Ich ciała błyszczą w słońcu zdrowo
tak, jakby lato wiecznie trwało.