Warto melancholijnie zobaczyć wielką, otwartą wernisażem w połowie listopada wystawę Rafała Malczewskiego w Muzeum Narodowym w Krakowie (w czwartki za darmo!).
Po wydanych w ostatnich latach „Od cepra do wariata”, „Narkotyku gór” i już nie ocenzurowanego „Pępku świata”, Rafał Malczewski jawi się na tej wystawie jako wielka osobowość bezpowrotnie utraconej epoki kultury polskiej.
Gdy Anna Micińska w najnowszej książce o Witkacym „Istnienie poszczególne: Stanisław Ignacy Witkiewicz” bezskutecznie, korzystając już z politycznego przyzwolenia, próbuje dociec przyczyn samobójstwa Witkacego, powołując się na sprzeczne wspomnienia świadków wydarzenia w Jeziorach na Polesiu, Rafał Malczewski w kilku słowach kwituje ten fakt: „Ostatni raz widziałem go na szosie Morskie Oko – Zakopane, czekającego na autobus, tydzień może przed wojną. Szosa była pusta i zachód spłynął na lasy i góry. Wiesz – powiedział – wojna to koniec naszemu pokoleniu – żadnych złudzeń. Pamiętam – podjechał autobus i Witkacy wskoczył w jego wnętrze wielki i ponury, I już tak dla mnie odjechał w wieczność…”
Dzisiaj wchodząc w splendor, nadmiar i zachwyt pozostałych po artyście dowodów jego świetności: prac olejnych, akwareli, rysunków, fotografii, filmów („Biały ślad” z 1932 nagrodzony w Wenecji można na wystawie zobaczyć), wyraźnie widać granicę epok, które oddzieliła wojna: dandysowskie Zakopane z twórczym fermentem, a powojenna zamiana na barbarzyństwo i imitację przedzielona jeszcze, opisanym drastycznie w „Pępku świata”, okupacyjnym Goralenvolkiem.
Nic nie zastąpi spotkania z oryginalnymi pracami. Kilka obrazów Jacka Malczewskiego, wraz z czułymi portretami syna, i zupełnie odrębna, jednak zawsze z zachowaniem doskonałości koloru, malarska twórczość Rafała, to też dowód na kontynuację, na ciągłość, na wielką, twórczą pracę. Jeśli jeszcze wiemy, że wystawa jest tematyczna, że raj Zakopanego to wprawdzie epoka inspirująca i najważniejsza, to jest jeszcze przecież w dorobku artysty i Śląsk, i Montreal.
Schorowany, tęskniący, skazany na banicję, odcięty od polskiego odbiorcy, zmarł w nędzy na obczyźnie.
Patrząc na dzisiejszych artystów, cyzelatorów wąskiej twórczości bogato wspieranej przez państwowe pieniądze, jest też ta wystawa jakąś demaskacją i zawstydzeniem: oto artysta spontaniczny, niesłychanie pracowity, w nieustannej gorączce twórczej, wielostronny, z którego wylewa się zachwyt nad światem, nad fenomenem życia, nad darem talentu.