Miną wiosenne, smutne deszcze,
jak stos ofiarny znikniesz z placu
rozpełźnie w wilgoć ludzka tłuszcza,
po widowisku wśród hałasu
miniesz, jak wielość, jak no man,
znikniesz, zabrawszy płucom tlen,
odejdziesz w noc, gdzie się porusza
cień z reflektorów drażniąc przestrzeń.
A kiedy będziesz znikać trwale,
wypłucze deszcz ostatnie słowa,
świat pozostanie trybem nagłym
zmuszony, by się znów podobać,
rozpleni imperatyw zieleń
rozigram się radością wcieleń,
bym się obżarła nie tych pragnień
w zastępczym darów karnawale.
Zawsze kochałam to co wzrasta
rakiem, spłodzeniem czy infekcją,
gdy we mnie się rozsiałeś znakiem,
co pospadało gwiezdną lekcją
latania, kiedy nieważkości
obiekt łapali inni prościej
niż me zgodności wielorakie
zauważałeś: gwiazda gasła.
Jesteś odnową w zwyciężeniu
rytmu biologii i przyrody
symbolem zwyczajności deszczu,
ot, ablucyjny aspekt wody,
ciurka, by werblem walić w rynny
głosić, że nikt z nas nie jest inny,
ze mnie osobnej zwykły mieszczuch,
rymy układam w twoim cieniu.
Dzień dobry Pani Ewo
Jestem pod wrażeniem tego wiersza. Rzadko wiersze pisane z okazji są dobre, a ten jest. Mimo ze nie zgadzam się z jego przesłaniem. Tak od ręki napisałem odpowiedź, której wiele do Pani wiersza, ale która jest moim stanowiskiem. Nie skończyłem, bo idę do kościoła, a nie wiem, kiedy bedę mógł znowu siąść przy kompie.
Wiosna nadeszła i zostanie
nadzieją lata wzrośnie w zieleń
pamięć ulotna w niej skiełkuje
na glebie kłamstew i spopieleń
i nie odejdzie nikt na zawsze
z tłumem co płacze albo klaszcze
i coś tam po swojemu czuje
modląc się daj nam dobry Panie
I zapomina pierwsze zdanie
nim drugie powie ale przecież
jam także częścią tego świata
więc głupie serce które gnieciesz
w piersi wybuchnij samoistnie
i bez kontroli świeżym liściem
i niech zagłuszy serc kantata
naszego życia zafajdanie
Pozdrawiam
.
Panie Andrzeju, bardzo proszę, by Pan mi się tutaj nie pokrzywiał i własne wiersze wklejał na swoim blogu, bo ja nie idę na Pański blog i tego Panu nie robię.
Wiersz „Miejskie Deszcze” nie ma nic wspólnego z dzisiejszymi uroczystościami państwowymi i kościelnymi, jest wyłącznie opisem moich osobistych doświadczeń i moich problemów. Ten blog nie jest ani blogiem o profilu publicystycznym, ani religijnym, tylko artystycznym. Nie chcę go cenzurować, ale chyba będę musiała za przykładem nieszuflady, która właśnie skasowała podobny Pańskim zaczepkom wątek. Apeluję o opamiętanie, jestem z czasów komunistycznej cenzury i jeśli coś tu kasuję to naprawdę z ciężkim sercem.
To absolutnie nie była zaczepka, Pani Ewo. To był jedynie głos w dyskusji. Ale jeśli uznaje Pani moje zachowanie za niestosowne, to bardzo proszę skasować te wpisy. Pozdrawiam
Nie ma sensu kasować, bo widocznie moi czytelnicy mają jakieś programy sygnalizacyjne, że komentarz się pojawia, wcześniej to wiedzą ode mnie i ci, co czytają, to i tak już przeczytali. I jak tylko jest nowy komentarz, to natychmiast mam 100 wejść, a jak nie ma, to nikt bloga nie odwiedza. W tym sensie w moim interesie jest, by były komentarze, nawet najgłupsze. Jednak bolą mnie komentarze i wolę już nie mieć czytelników. Napiszę w serii blogów o „Chorobie pochlebstw”, ale piszę właśnie o samotnym seksie, a to duża książka i nie mam takiej podzielności uwagi, bo raczej to, o czym napiszę, dotyczy samotnej działalności, gdzie pochlebstwo nie ma racji bytu.
Również pozdrawiam.
Tak to już jest ze sztuką – gdy wypuszczasz ją w świat, odrywa się od znaczeń ważnych dla Ciebie i nabiera nowych, w zależności od odbiorcy. To się chyba nazywa przejściem od swoistego do ogólnego.
Twój wiersz porusza we mnie coś z mojego własnego stosunku do śmierci. To rozpłynięcie się mijania w żywiole Istnienia. To pogodzenie się z ruchem koła Wszechświata, którego zniknięcie pojedynczego bytu nie jest w stanie zatrzymać. Bezustanne odradzanie się. Właśnie tak chciałbym postrzegać własne odejście. Przecież ja też kiedyś się stąd wyloguję, a zieleń dalej będzie się rozprzestrzeniała. I bardzo dobrze.
Nigdy nie lubiłem cmentarzy, grobów i pogrzebów. Zawsze uważałem, że człowiek istnieje tak długo, jak długo jest pamiętany. Co po pomnikach, tablicach, zasnutych zgniłymi liśćmi płytach nagrobnych, gdy nie zostanie na Ziemi nikt, kto by pamiętał brzmienie naszego głosu, tiki, gdy się zdenerwowaliśmy, albo to, że lubiliśmy lody waniliowe.
Ja na swoim blogu czasem jednak czymś co pod podpada pod publicystykę się param. Ale chcę wierzyć, że nie jest to to rzecz doraźna, chwilowa. Wolę raczej myśleć, że uprawiam refleksję nad różnymi aspektami życia, co przecież nie kłóci się z artyzmem.
Nie chodzi ostatecznie o to, aby unikać słów takich jak “Kaczyński”, “polityka”, czy “społeczeństwo”, ale by umieścić je w szerszym spektrum niż to gazetowe, którym za miesiąc będzie można wypchać buty albo dorzucić do ogniska.
Ty Marcinie jesteś dziennikarzem, absolwentem UW i poniekąd masz obowiązek na blogu trenować takie tematy. Ja poszłam na artystkę, wbrew woli rodziców poszłam do liceum plastycznego, potem na Akademię, ukończyłam malarstwo i ja chcę być tej decyzji życiowej, podjętej w wieku 12 lat, wierna. Nie muszę zajmować się wszystkim. Artysta musi być wolny od doktryn, nacjonalizmów, religii. Przez pięć lat raz w roku czytałam całą Biblię, znam ją na pamięć, uczęszczałam na wykłady z teologii na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Czego jeszcze się na stare lata ode mnie oczekuje? Przecież to nieładnie, jak ja piszę kilkanaście godzin wiersz, traktuję go śmiertelnie poważnie i dostaję natychmiast na blogu wklejony o identycznej budowie, napisany w trakcie wiązania butów przed wyjściem do kościoła.
Wiersz mój nie jest o śmierci, ale czytelnikowi wolno wszystko zinterpretować, a jeśli jest jakiś rezonans w jego doświadczeniu, to wyśmienicie. Ten wiersz jest o odchodzeniu ludzi od siebie, o nie współistnieniu, i można nazwać to śmiercią duchową, śmiercią wzajemnych relacji, ale i podmiot lityczny żyje i osoby, które odchodzą.
Właśnie ukończyłam oglądać transmisję z Krakowa, bardzo mi szkoda czasu, bo orszak Traktem Królewskim przesuwał się żółwim tempem. Ale jak weszli pod fortyfikacje Wzgórza Wawelskiego i szli już niosąc trumnę na Wawel i już nie jechały te upiorne czołgi, to się wzruszyłam. I wszystko było nieważne, tylko ten Wawel, cudowny, przepiękny w kolorze, szlachetny Wawel stworzony przecież dzięki najwspanialszym artystom Europy, dzięki wyśmienitemu smakowi królów, wykształconych i szlachetnych. I na tym się ta ceremonia oparła, na artystach, na sztuce. Piszesz na swoim blogu, post o problemie godności pochówku zmarłego Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dla mnie najważniejsze jest to, że cały świat zobaczył ze mamy Wawel, że te zdjęcia obiegły cały świat i zobaczyli go ludzie na całym świecie po raz pierwszy.
I, jak czytał sprawozdawca telewizyjny wiersz Herberta, to mi się zrobiło tak smutno. Bo przecież nikt nie podszedłby do Herberta i powiedział: panie Herbert, pan tu o tych zimnych czaszkach napisał, a ja napisałem tak, niech no pan popatrzy: i dawaj wciskać Hebertowi swój wiersz. Nawet, jakby Herbert miał swój blog, nikt by się nie odważył.
Pociesze Cię, Ewo.Ani przez chwilę nie pomyślalam, że ten piękny wiersz jest o czym innym niż deszcz i bardzo intymne, subtelne rozrachunki z samą soba, a moze z kimś jeszcze.
Jesteśmy podtruci, dlatego wszystko się wszystkim kojarzy
Miałem tam odnośnie wiary mówić pewne kwestie ale mi się odechciało bo po co, Tobie to Ewo do niczego nie jest potrzebne, jakby Chrystus dziś przyszedł to byś za nim polazła. Poza tym jak się raz wpadnie w koleiny tych chrześcijańskich rozważań to ma w sobie coś toksyczego, jak i to narodowe – za dużo symboli, tekstów, kultury obrazkowej – zatruta studnia, chimera przy studni. Lepiej jest kontemplować buddyjską pustkę.
W sprawie poezji to jak słyszałem w tym tygodniu w telewizorze że prostych zjadaczy chleba przerabia się na anioły i tym podobne strofy to jakkolwiek od tego może po człowieku jakiś dreszcz przebiec, to ja w sumie chyba nie dość że prosty to zbyt toporny jestem i trudno się rozanielam. Zastanawiam się natomiast – prezydent Warszawy, potem prezydent kraju – jak oni z małżonką będą leżeć tam w nogach Marszałka, oni się podobno bardzo kochali, to czy im tam nie będzie głupio, a może smutno. To nie wiem.
I też tak właśnie myślałem – szkoda że Barak nie przyleciał, bo by przynajmniej ten Wawel zobaczył, bo takich rzeczy oni tam nie mają. Mają pomnik króla Jagiełły, ale tam go nie tyle za Grunwald cenią co za to że wpadł na pomysł z unią. To jest tzw. inna mentalność.
> WS
Ba, ja jestem śmiercią podtruty bezustannie, co zresztą często uzewnętrznia się w mojej pisaninie. Tak się jakoś ułożyło.
> Ewa
Masz rację – w artystycznym fachu wolność jest ponad wszystko. Dlatego ja, gdy serce mi tak dyktuje, nie odmawiam sobie prawa do zajęcia stanowiska w jakiejś kwestii politycznej czy społecznej. Choć nie uważam tego za żaden swój obowiązek wynikający z uczelni, na której studiowałem, czy zawodu, który właśnie uprawiam. Zresztą już kiedyś pisałem Ci, że dziennikarz to ze mnie taki trochę z doskoku. Pierwsza była literatura, a dopiero potem myśl, że skoro umiem składać słowa do kupy, a z opowiadań wyżyć się nie da, to może popracuję w gazecie.
Cała Biblia… Jeeeeezuuuu!!!!!! Szacun – ja nie dałem rady. Gdyby Herbert miał bloga, zaręczam Ci, że zarzucaliby go próbkami pisanymi – jak mówisz – przy wiązaniu butów przed wyjściem do kościoła.
Ja niestety nie widziałem transmisji z przemarszu, ale myślę, że coś z tego, o czym piszesz, jest na rzeczy. Boję się tylko, że komentatorzy nie wytłumaczyli widzom tego dziedzictwa kultury i sztuki. Skupiali się raczej na czym innym. Chociaż kto wie…
A wiersz – to mam nadzieję, że zakończyłaś tamten cykl wojenny i głosisz swoje zwycięstwo.
To skoro W.S. tak mi sprzyjasz, to bym do tego O. pojechała i odebrała nagrodę pieniężną, którą, jako jurorka, byś mi przyznała za wiersz. Ale w tym dniu mam zebranie wyborcze Związku Artystów Plastyków, które odbywa się raz na trzy lata i ja muszę na nim być w Gliwicach. Więc jak zwykle, nic na moich wierszach nie zarobię.
Jaromirze, pewnie że bym poszła za tym Chrystusem, bo masochistką 100% jestem, i znam naturę masochisty, który nienawidzi cierpieć. Cierpiętnicze wąsy dorobili Jezusowi już wtedy faryzeusze i tak to się ciągnie przez wieki. Nie, ja też nie chciałam rozmawiać tutaj o wierze przy okazji pochówku Państwa Kaczyńskich, ani o Piłsudskim, bo na Śląsku Piłsudskiego nienawidzą. I każdy wie swoje. Natomiast właśnie rozmawiałam z synem, który jest fanem Obamy, mówi, że republikanie go tam chcą zabić i ma swoje kłopoty i wrogów za prawa dla gejów i za wprowadzenie ubezpieczenia, więc pewnie i czasu nie miał by pociągiem do nas przyjechać Wawel zobaczyć. Natomiast o Polsce tam się nie mówi, stacje telewizyjne o tym się nawet nie odzywają, bo rywalizują ze sobą i jak nie będą w kółko mówić o tym, co się u nich dzieje, to stracą reklamodawców, więc ani Wawelu nie pokazali, ani nawet o chmurze wulkanicznej nic.
A nie wiem, czy zakończyłam wiersze wojenne, bo nic się nie zmienia. Tkwię na tym blogu od dziesięciu lat, nie dorobiłam się ani przyjaciela, ani kochanka, więc chyba muszę w dalszym ciągu walczyć samotnie, bo kto mnie ocali.
A Marcinie trzeba Biblię mieć przeczytaną. Ja tu na blogu już pisałam, że ja przed wyjściem z kościoła katolickiego próbowałam jeszcze sił u baptystów, gdzie wymagane jest raz w roku przeczytanie całej Biblii i jak się ją kończy czytać, to trzeba rozpocząć znowu. A w zborach tak intensywnie się na mszach pracuje z tekstem, że nie sposób potem całych wersetów nie znać. No i wyleciałam stamtąd, bo pracowaliśmy zbyt intensywnie.
Komentatorzy Tv faktycznie, mówili trochę o dzwonach, niewiele z historii sztuki. Ale kto zobaczył, to się zachwycił i kto się zachwycił, to sobie o tym poczytał. Mam nadzieję. Ja tak robię.
Nie będę jurorem. Dostapiłam tylko zaszczytu wklejenia ogłoszenia.
Tak przypuszczałam. Żaden juror konkursu przecież nie odwiedziłby mnie dobrowolnie, tak jak Ty, W.S.
Ale Ewo w Twoim wierszu jest przemiana i jakieś pogodzenie. Nie rozwodzę się nad nim bo to Twoja tajemnica, to ja jej mogę tylko dochować. On jest zbudowany na rzeczywistych przeżyciach, a to jest podstawa każdego wiersza.
Ty zwykle piszesz o kimś, w stronę kogoś i jest to wyjątkowy rodzaj relacji, bardzo subtelne i bardzo czyste, a jednocześnie rzeczowe i trzeźwe. Jakby taka archetypiczna delikatność w wierszu, z której zupełnie nie można się otrząsnąć.
No a reszta to warsztat, to tu Ci nic nie muszę mówić bo sama wiesz ile Cię to roboty kosztuje. Brakuje tego co nazywasz “gładkością”, ale wciąż szlifujesz, to dobrze.
Ja też myślę, że w sumie funkcja terapeutyczna poezji jest najszczęśliwszym jej zastosowaniem. Kończę już ten post o samotnym seksie i tam podciągnięcie literatury wielkiej – a chodzi o nie byle co, tylko o Prousta – pod onanizm, to też w końcu jakieś rozładowanie i wyjście. Bo piszesz: pogodzenie. A ciekawe, co człowiekowi innego pozostaje, jak nie jest w stanie zdobyć się na czyny ekstremalne. Jednak trzeba bronić sztuki przed taką jednostronną rolą, bo zaczną ją uprawiać wszyscy, co już się i tak dzieje.
A tam, szlifuję. Jestem i tak zawsze przegrana, bo piszę do rymu. A rymy w dwudziestym pierwszym wieku, to jak wysypka, jak choroba weneryczna którą już się przecież w ubiegłym wieku ujarzmiło. I to niezaleczenie jest jakimś wyrzutem i nietolerowaniem, jak niedopełnieniem higieny intymnej. Nie mam szans ze swoją poezją i ze swoimi rymami, bo to wszystko démodé. A nie mogę inaczej, przestrzeń wiersza mnie przeraża i bez rymów nie mam żadnego już drogowskazu, i nic już nie wiem.
No rymy to tak, trochę nie na czasie, ale wraca się do nich, raczej do takich odległych. Ale może dobrze by Ci zrobiło bez drogowskazu, zupełnie inaczej, tak żebyś właśnie nic nie wiedziała przed wierszem.
właśnie problemem jest to, że wiem przed wierszem i szukam tylko formy. Tylko forma powie, czy naprawdę wiem. Czasem forma to modyfikuje, ale nigdy nie jest odwrotnie.
Dlatego jestem skazana i uwięziona w rymie.
No wiersz to forma. Chodzi mi o to że sam ładunek emocjonalny zamiast wierszem detonować, to zamykasz w tych rymach. A w wierszach jest piękno, ładunek, eksplozja jest piękna, ale cały wiersz przez drobną rysę może być niewypałem, bo wiesz, bomba musi być precyzyjna – i tylko o to chodzi, nie tyle o rymy, co rytm, sposób artykulacji. Widzisz jak się zepniesz, jak piszesz swobodnie prozą, to tam nie ma pęknięć, to płynie, a nawet rymuje się przypadkowo i niereguralnie, np. tu powyżej te dwa Twoje komentarze. A wiersz Cię jakby stresuje. Ja wiem że jak piszesz to on Ci się tak układa, ale nie wiem czy to jest właściwy rytm, ton Twojej mowy. Czasami wyczuwm jak Ty mówisz wprost, Twój głos jest silniejszy niż w wierszach, Ty ten głos jakby przycinasz na miarę wiersza. I Ciebie wiersz w pewien sposób ogranicza – no to tak jak mówisz.
Tak, ale ja piszę wiersze jako więzień i ja w nich nie jestem wolna, bo ja wolna w rzeczywistości nie jestem. Wiersze uwolnione byłyby kłamstwem, a ja nie mogę pisać fałszywej poezji. Musi to być pisane półgębkiem. Zacznę chyba cykl „Wierszy więziennych”. Tam nie można mieć żadnej bomby, nawet żyletki, wszystko człowiekowi zabierają.