Marcin Świetlicki „Niskie pobudki”(2009)

Ostatni tomik wierszy Świetlickiego można przyswoić w rekordowym tempie np. jadąc windą i to wcale nie na najwyższe piętro. Ponieważ przeczytałam kilkakrotnie tych ponad czterdzieści krótkich wierszy, a często składają się one z kilku zaledwie wyrazów, to i tak nie zużyłam na to tyle czasu, bym mogła rzetelnie o nich napisać pean, tak jak zmierzałam, gdy je czytałam.

W Sieci nie ma ani jednego słowa dezaprobaty na temat twórczości Marcina Świetlickiego. Poeta Marcin Świetlicki jest poetą totalnie akceptowanym, wbrew rozpuszczanym przez poetę Świetlickiego plotkom, że jest gruby, stary i że się skończył. Podobno coś takiego powiedziała, jak czytam w wierszu „Wola ludu”, krakowska narzeczona Sławomira Sierakowskiego, ale z natychmiastowym dodatkiem autora w tym samym wierszu „Chociaż Dunin-Wąsowicz mówi, że się czepiam ”, pozostaje to tylko w domniemaniu i najprawdopodobniej w domyśle kategorycznym przeczeniem. Trudno uwierzyć, by, jak pisze Świetlicki dalej w tym wierszu „działacz młodzieżówki komunistycznej” za przyczyną swojej głupiej narzeczonej psuł sobie swój wizerunek, zrażał ikonę poezji polskiej. W wywiadzie dla Dużego Formatu szef Krytyki Politycznej powiedział, że każdą narzeczoną po upływie aktywności feromonów należy wymienić, co trwa najwyżej kilka miesięcy, więc nie wiadomo, czy S. Sierakowski nie posiada już bardziej aktualnej narzeczonej, która jest po uszy zakochana w nieskończonym, szczupłym i młodym poecie Marcinie Świetlickim. Miłość jest ślepa, miłość nie istnieje, nie istnieje też problem.

Ale ze Świetlickim jest inaczej. Świetlicki nie jest ani zaangażowany, ani nowoczesny, ani młodzieżowy, ani lekki. Nawet, jeśli forma tych wierszy na pierwszy rzut oka nie budzi zaufania, to po ich przeczytaniu już tak nie jest. Czytając, porównywałam je do minimalistycznych wypowiedzi Krystyny Miłobędzkiej, której strofy przecież graficznie niczym się od strof Świetlickiego nie różnią. A jednak jest to zupełnie inny rodzaj przeżywania poezji. Gdy Miłobędzka czerpie garściami z wyobrażeń, którymi operuje dlatego, że ktoś jej wmówił, że powinna tym być poezja i się temu rygorystycznie podporządkowuje, Marcin Świetlicki pisze zawsze jak Marcin Świetlicki i jest coś w tym pisaniu pierwotnego i nierozerwalnego z człowiekiem, mającym to imię i nazwisko: Marcin Świetlicki.

Świetlicki jest archaiczny i odwieczny. Wierzy w Boga i w Miłość i pisałby do rymu, ale Bronisław Maj kategorycznie mu tego zabronił i zagroził, że go nie wylansuje, jeśli nie będzie wolnym wierszem pisał. Świetlicki  więc ze strachu rymy ukrywa, wierszy rymowanych, które napisał wcześniej, przed bezwzględnym zakazem krakowskiego specjalisty od poezji, nie publikuje. Faktycznie. Wiersze Świetlickiego czyta się łagodnie i harmonijnie, melodyjna fraza tych strof jednak nie leży w formie, a w znaczeniach. Nawet nie w zestawach słów, ale w przekazie. Poezja Świetlickiego nie ma niedopowiedzeń i nie ma tzw. marginesu, tak charakterystycznych cech dla każdej twórczości poetyckiej, która tym zabezpiecza się przed dosłownością. Magia Świetlickiego leży jednak zupełnie gdzie indziej, bo to też są wiersze magiczne, ale inaczej. Ona nie polega ani na dowcipie, ani na typowych zwrotach (np. figura słomianego wdowca w wierszu „Słomiany Człowiek”), gdzie czytelnik jest mile podbechtany, że zrozumiał, o co chodzi. Nie, Świetlicki jest bardzo dramatyczny i głęboki, to, że tam wszystko pasuje, a mówiąc językiem malarza, plama leży na swoim miejscu, tak tu leży słowo, bo to jest organiczne, leżało tam po prostu od zawsze. Świetlicki daje w wierszach jedynie poruszenia powierzchni życia, lekkie zmarszczenie fal, które kryją pod krystaliczną wodą ukryte światy, a które pokazuje poeta co jakiś czas wydobywając stamtąd ułamki znaczeń na powierzchnię. Te strzępy mówią niewiele, ale zawsze są to prawdziwe ułamki rozbitej, prawdziwej rzeczywistości, zawsze są częścią prawdziwego, zatopionego świata, który dzięki tym ułamkom pokazywanym przez Świetlickiego, nawet pokazywanych z niskich, „zarobkowych” pobudek, zyskujemy materiał dowodowy. Dostajemy dowód na istnienie Poezji, która jak materia podlegająca odwiecznym metamorfozom, też przecież musi gdzieś być, bo nic w przyrodzie nie ginie.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

25 odpowiedzi na Marcin Świetlicki „Niskie pobudki”(2009)

  1. Wanda Niechciała pisze:

    Tak jak Ewo napisałaś, Świetlicki jest akceptowany, czytany, więc to jest wielki plus dla recepcji jego poezji, bo i znak, że ta potrzeba lubienia nie jest sztuczna. Ponieważ mamy tu do czynienia z poetą prawie pięćdziesięcioletnim o bardzo dużym dorobku, a debiutował z sukcesem wcześnie, dwadzieścia lat temu, jest to i już historia literatury. Więc, jak tylko się da, powinnyśmy zawęzić rozmowę do tego właśnie tomiku, takiego szczątkowego, jak mi się wydaje, dlatego tak oszczędnego, że Świetlicki już wszystko powiedział wcześniej. A, jak piszesz, jest cały czas taki sam, to nie jest poeta różnych etapów i wewnętrznych rozwojów. Trudno będzie o tym pisać, by się też nie powtarzać i nie pisać obiegowych sądów o Świetlickim. Myślę, że skoro to nie jest poeta przeklęty, ani też sztandarowy, dworski, bo w życiu literackim udziału nie bierze, warto się zastanowić, kim jest Marcin Świetlicki. Skoro poeta kreuje w poezji świat, czytelnik, spotykając się z autorem, podlega też pewnej kreacji, odbiera już podwójnie – i dzieło, i mistrza.

  2. Ewa pisze:

    Przygotowywałam się Wando do tej rozmowy i przeczytałam wszystkie netowe plotki, jak to Świetlickiemu kupują artyści buty, a jak Dyduch spodnie, że z nim śpi czasami w jednym łóżku, ale że tylko na wyjezdnym, bo to kontakt czysto zawodowy, a nie uczuciowy. Takie tam. Ale wiesz, to jest taka otoczka, ten mech na pożarcie, ten medialny pokarm w sumie nigdy nie jest obojętny i nie taki całkiem bez znaczenia, zawsze to jakoś, wbrew intencjom i osoby medialnej, i mediów, dostajemy pewien produkt w postaci rozpakowanego Świetlickiego i teraz od nas zależy, jak będziemy go jeść.
    Ponieważ Świetlicki dostał kupę forsy, bo i Kościelskich i w Gdyni na brak butów nie powinien narzekać, ale podobno z Ministerstwa programowo nic nie bierze. Nic, w każdym razie tyle tych takich pozaliterackich póz, bo jego podmiot liryczny jest niezmiennie jednak związany ze swoim twórcą, a cała poezja Świetlickiego przesycona jest prywatnością i tylko z tej pozycji otrzymujemy wizje świata, którą zamyka w wierszach:
    Świetlicki rozpoczyna ten tomik prezentacją:

    „A to jest zwyczajnie historia o człowieku,
    który budzi się codziennie w innym łóżku.
    jest innej płci, innej narodowości,
    ma inny rozmiar członka, inną mnie pościel.
    A to jest zwyczajnie historia o człowieku,
    który budzi się codziennie w innym łóżku.”

    I zamyka tomik tym:

    „A to jest zwyczajnie historia o człowieku,
    który budzi się codziennie w innym łóżku,
    nawet jeśli nie rusza się z miejsca, to jest
    nieuchronne, konieczne, to jest, to być musi
    historia o człowieku, który budzi się
    codziennie w innym łóżku.”

    A to jest zwyczajnie historia o człowieku,
    który uparcie pisze, chociaż wszystkie klisze
    już prześwietliły się.”

  3. Wanda Niechciała pisze:

    W sumie Świetlicki nie mówi nic nowego, i wbrew tej końcowej, chyba smutnej, konkluzji:
    „ który uparcie pisze, / chociaż wszystkie klisze/już prześwietliły się.”
    konsekwentnie opowiada się po stronie odwiecznych i bardzo słusznych powinności poety i je wypełnia. Jest to odraza do wszelkich sformalizowanych ideologii, do grup literackich, do sztuczności świata przeżywanego w manierze innego artysty, wreszcie absurdzie wszelkich relacji międzyludzkich, nie tylko męsko damskich. I jeśli poprzez te cząstkowe przeżycia bohatera tego tomiku, bardzo zohydzonego życiem już, przeżytego i przepitego podmiotu lirycznego ujrzymy świat, to jednak pokazany jest on z pewną klasą. Bo dziadostwo nie jest dziadowskie, a ohyda nie jest ohydą w sensie reportażu. To jest wszystko bardzo pracowicie przetworzone przez typowego abnegata. Taki przykładowy „Ohydny wiersz”. Jest w nim zawarty też strach, że Świetlicki waży sie zaatakować Andrzeja Wajdę i ta napaść z równoczesnym wycofywaniem się człowieka przestraszonego, jest bardzo śmieszna. Ale przecież tu nie chodzi tylko o tę odwagę buntu człowieka kultury, któremu w jakiś sposób to, co robi Andrzej Wajda na Rynku w Krakowie nie jest obojętne. Jeśli tak, byłby to wiersz przyczynkarski. A tak mamy równocześnie Katyń i jakiś poetycki komentarz do czasów, w którym poecie przyszło nieszczęśnie żyć. Bo trzeba pamiętać, że Świetlicki się cały czas nie zgadza. Nawet jak pisze te wiersze-dedykacje, to się paradoksalnie z tymi, którym dedykuje, nie zgadza!

  4. Ewa pisze:

    Tak, Świetlicki nie wzoruje się na nikim, nie naśladuje ani Herberta, ani Miłosza, ani tych, którym wiersze dedykuje. Ale te dedykacje to też jakieś przestraszone pokrzywianie się, bo przecież z pewnością być tak wyróżnionym przez tak sławnego poetę, to jest coś, ale nie jest to tak do końca wyróżnienie. To tak jak w tej, opisywanej przez mnie wcześniej na blogu notce z „Mojego Znaku” Jerzego Illga, gdzie Szymborska dzwoni do Państwa Iligów i mówi im, że ich nie lubi wprawdzie, ale się z nimi do tej Wenecji wybierze w najbliższy weekend.
    Jeżdżenie więc razem ze znanymi poetami w jednym wierszu w dedykacjach, jest takim chyba podobnym manewrem, bo Świetlicki ma zawsze tę przewagę, że jest większy od tych którym wiersz poświęca.
    Np. „Wiersz nie tylko do Pasewicza” mówi o „równości” ludzi (poetów), mówi o pokusach rywalizacji fortelami i sposobami.
    I aluzja jest niekoniecznie skierowana do poetów generacji wschodzącej i zastępującej tę, którą reprezentuje Świetlicki, epokę bruLionowców. Ale nie można jej wykluczyć.
    Albo to: „Pęcherz Sosnowskiego” Skoro przywołuje Davida Bowie, to chyba o Andrzeju Sosnowskim. Byłby to niezły portret poetyckiego nabzdyczenia: „Pęcherz narósł po suspens.”. Ale wszystko subtelne, asekuranckie i Andrzej Sosnowski nie ma prawa się obrazić.

  5. Wanda Niechciała pisze:

    Dedykacje i wiersze pisane z innym poetą razem są naigrawaniem się z takiego sposobu poetyckiego współistnienia, ale nie do końca. Cały czas, jak piszesz, wisi ta asekuracja zabezpieczająca przed wykluczeniem i chroniąca swoją przecież bardzo wygodną pozycję pół błazna i pół dworu. Ta połowiczność jest właściwie wcześniej, jakby artystyczna niezależność i wolność w Polsce była absurdem niedorzecznym i jakimś postromantycznym roszczeniem. Dziwi mnie tylko, dlaczego Świetlicki nie powie pełnym głosem, tak jak Julia Hartwig: miałam takie udane życie! Lub Wisława Szymborska, jak się tak rozmarza… I też mówi, że jej życie było bardzo udane. Trzeba poszukać, co boli dzisiejszego Księcia Poezji.
    Uważam, że wiersz, „Dlatego, że mnie nie chcesz”, jest kluczem do tego zniesmaczenia. Jest to katalog, grzechów, jakie podmiot liryczny popełnia, by być artystą. Bycie artystą, to zaświnianie się permanentne. Kończy wiersz taka oczywistość:

    …„I zrobię laskę prezesowi,
    i zrobię laskę prezesowej,
    bo wszyscy to robią,
    dlatego, że mnie nie chcesz…”

    A chętnie by tego wszystkiego nie robił w szczęśliwym związku z kobietą. Tak, jakby Świetlicki był poetą tylko dlatego, że sielanka rodzinnego życia nie jest mu dana.

  6. Jaromir Bury pisze:

    Świetlicki zawsze wydawał mi się bardziej tekściarzem niż poetą, bo najlepsze co napisał to właśnie wydobywa z siebie ze Świetlikami. No ale to takie zblazowane trochę, dla dziewcząt i niegrzecznych chłopaków.
    Niesamowita kariera, przykład jakie wrażenie wywiera w miejscu tak snobistycznym jak Kraków ktoś kto się brzydko wyraża i robi miny. Utrafił w target i społeczne zapotrzebowanie na tego typu typy. No ale ma dystans do tego; ale też nie może nie widzieć cynicznie otoczenia i siebie w tym otoczeniu. To rzeczywiście jest świat w którym cena drinka i miejsce w jakim się go spożywa ma pewne znaczenie, jakąś tam rangę.
    Właśnie że się zestarzał, to dojrzał i to robi z niego lepszego poetę, to widać w tym tomie. Tam są inspiracje z Białoszewskiego. A te takie “gdyż”, “bowiem” to jakby z Masłowskiej. Większy dystans, nawet humor. Też pęknięcie – sam się sobie przygląda, swojej martwej części. No i miłość: “Świetlicki wierzy w umieranie / z miłości. Lecz ani miłość, ani umieranie / nie wierzą w Świetlickiego.” Właściwie nic nie mówi, rejestruje pewne stany.
    To tak jak Ewo ujęłaś – takie urywki, odłamki jakiegoś głębszego świata.
    U niego jest dobry ton, właśnie to że nie ma jakichś metafor, tylko taka konstrukcja, że niby nic, a jednak przekonywujące artykulacje. Z drugiej strony niebezpieczeństwo spisywania czegoś w rodzaju powiedzonek.

  7. Jaromir Bury pisze:

    To co u Świetlickiego jednostkowe i uniwersalne, miesza się z tym co doraźne i środowiskowe. Ja to nie przepadam za wierszami okolicznościowymi, ale to w sumie taka strategia jego, żeby łączyć oba te nurty – egzystencja i aktualizacja.

  8. Ewa pisze:

    Jest tam Białoszewski? Mnie Jaromirze tak dręczono w liceum Białoszewskim, że go nie trawię i właściwie nie znam, dla mnie Białoszewski był zawsze przegadany, ponieważ gadał wtedy, gdy gadanie było zabronione, nie można przecież było gadać tak, jakby się chciało gadać, więc i Białoszewskiemu się specjalnie też nie ufało.
    Ale co do Masłowskiej, to się nie zgadzam. Dorota Masłowska nie jest przede wszystkim dowcipna. A Świetlicki jest, i to bardzo. I zgadzam się, że starość służy Świetlickiemu, bo jest bardziej ascetyczny, celny i nieprzegadany. Poczytałam trochę wcześniejszych wierszy i pisze właściwie to samo, podejmuje podobne motywy, ale tak się jakoś precyzyjniej zwija w tej celności. Dla mnie Świetlicki to bardziej satyryk, niż liryk, ale to słynne „ przyszedłem się kochać”…, to się z tej wcześniejszej twórczości bardziej pamięta, jako lirycznego, czułego kochanka.

  9. Wanda Niechciała > Jaromir pisze:

    Co do „Świetlików”, to widzę na YouTube, że niesłychane ma powodzenie i nie zawsze wprawdzie można zrozumieć, co śpiewa, jakość nagrań jest może zła, ale publiczność chyba pamięta wiersze. Bycie dla poety bardem jest bardzo nobilitujące, w końcu Bob Dylan cały czas jest poważnym kandydatem do nagrody Nobla.
    Ale faktycznie, teksty, poprzez mantryczne powtarzanie ulegają spłyceniu i wytracają swoją samoistną energię.
    Lecz tak w sumie powinno być, wszystko ma się ze sobą mieszać, przetwarzać, spalać i destylować. Świetlicki nie pisze chyba osobnych tekstów do piosenek, są to zawsze wiersze. I taki to jest w konsekwencji egzystencjalizm stylizowany. A wynika z asekuracji. Świetlicki żyje z tego i nie może sobie pozwolić na pełną kontestację. Raczej udaje underground, takie to jest soft z przymrużeniem oka. Jest zwierzęciem na smyczy. Najprawdopodobniej w dzisiejszym świecie bezkompromisowość jest niemożliwa, kto zapłaci, jak zostanie opluty. Bo z wierszy wynika, że Świetlicki nie kocha ludzi. Tym bardziej tych, dla których śpiewa. Nic go nie obchodzą.

  10. Przechodzień pisze:

    Nie wiem jak z innymi, ale Ziemnioki są z 2005 roku, z Las Putas Melancólicas, albumu z udziałem Bogusława Lindy. Nie mają wiersze dat, więc może być, że pisane młodym jeszcze i rześkim Świetlickim. Całkiem możliwe więc, że się nie tylko postarzał i posiwiał, ale i skończył, jak mówią.
    http://merlin.pl/MP3/53/29/9871923-U10.mp3

  11. Ewa pisze:

    Świetlicki daje na scenie siebie, swoją osobowość i tak by chciało wielu poetów i nie wszystkim się to udaje, koncertuje poeta Edward Pasewicz, koncertuje poeta Szczepan Kopyt, poetka Aleksandra Zbierska, jak czytam jej CV ukończyła nawet studia specjalistyczne w tym kierunku i jest profesjonalną pieśniarką. A jednak, tak jak piszesz Jaromirze, fonemem krakowski jest niepowtarzalny.
    Jak czytam, poeta=bard, Marcin Świetlicki, nie jest mimo wszystko, usatysfakcjonowany. W wierszu „Za oknem” pozwala sobie na taką złośliwość wobec konkurencji krakowskiej:

    „Za oknem występuje
    Jacek Wójcicki,
    polski artysta
    światowego formatu,
    pod honorowym patronatem
    prezydenta miasta,
    profesora Jacka
    Majchrowskiego.(…)”

    Ja Jaromirze jestem ze Śląska i cały Śląsk, oprócz tych, którzy pragną hegemonii dla Śląska, nigdy o niczym nie marzył, tylko o emigracji do Krakowa. A Kraków dla Świetlickiego to obraza boska. On cały czas tylko pomstuje, że Kraków to miasto zniszczone, mimo, że już zdobyte przez niego. Tak, jakby miał cały czas pretensję do Ślązaków, że ich marzenia się ziściły… Bo tym Anglikom, co piją i się rozbierają na Rynku, to w końcu wybaczy. A Ślązacy kochają Kraków, Kraków nienawidzi Śląska i ta miłość nieodwzajemniona jest masochistyczna. Masochistyczny tłum chodzi na występy Świetlików, płaci na bilety, Świetlicki ma za co kupować wódkę i tak to się tam kręci. Wanda ma rację, Świetlicki nie kocha ludzi.

  12. Przechodzień pisze:

    W tej piosence Świetlicki głosem obwoźnego sprzedawcy ziemniaków i skarpet (dla wzmocnienia efektu) dramatycznie drapieżnym głosem wyśpiewuje gorzką skargę spauperyzowanego ludu polskiego zmuszonego do poniżającego zarobkowania w obecności niemieckich wycieczek na każdym rogu. Więc jednak ma zacięcie społecznikowskie, a nawet patriotyczne (bo Niemcy) i potrafi się pochylić nad biedą ludzką. Obchodzi go jednak człowiek jako taki, a może i Polak.

  13. Ewa > Przechodzień pisze:

    Tak?
    Ja chciałam chociaż o jednym poecie tu napisać w zachwycie! Cały czas na blogu tylko wybrzydzamy pisząc o współczesnych poetach polskich.
    Ale wiesz, w wywiadach słusznie Świetlicki mówi, że i tak jest przeterminowany, bo w jego wieku większość poetów już nie żyła. Więc nie musi dalej pisać wierszy.
    Przyszły czasy nieszczęścia poetyckiego, bo jak Świetlicki zaczął w wieku 15 lat być poetą, a teraz wiek w krajach zamożnych, do których Polska się zalicza, to sto lat, średnia życia ludzkiego podwoiła się, to jest problem z zagospodarowaniem tej długiej połowy dla poety. I jak czytam wiersz „Ziemnioki”, gdzie „ Na każdym rogu wycieczka niemiecka.”, to grozi Świetlickiemu w drugiej połowie życia polowanie na tych, co psują wizerunek miasta Kraka, będzie nocami biegał w takiej skarpecie na głowie, kupi u handlujących bezrobotnych i drugą będzie dusił, jak wampir Kot. Skoro coś się kończy, to coś się zawsze zaczyna. Życie nie znosi próżni i nic w przyrodzie nie ginie.

    To jest zawsze ta poetycka aktualność pożeniona z egzystencją, o której pisze Jaromir.

  14. Przechodzień pisze:

    Jak najbardziej zachwyca! Ale nie zapada ta poezja w człowieka, za gardło nie ściska, tak jak robi to Gloomy sunday. Ale dla Świetlickiego, który oszalał dla tej pieśni, co wręcz niepojęte, to węgierska hochsztaplerka. Pieśń ta setki osób przywiodła do śmierci, a poeta Świetlicki oparł się jej zwodniczej sile, by zaświadczyć iż miłość i śmierć w poetę Świetlickiego nie wierzą i dlatego umierać nie ma sensu.

  15. Wanda Niechciała > Przechodzień pisze:

    Nie zachwyca, ale dzisiaj nic nie zachwyca najczęściej. Taka to jest teraz poezja.
    Kończąc to dzisiejsze omawianie i chcąc zrobić przyjemność Ewie, chciałabym podkreślić, że wiersze z tomiku „Niskie pobudki” Marcina Świetlickiego przeczytałam jednak z przyjemnością. Stare czy nowe, jednak zawsze spójne i jeśli są w tej klamrze opisu – kim jest bohater, narrator tych wierszy – jakieś wątpliwości, wiadomo, że jest nim właśnie poeta, który poprzez prywatność, czyli aktualność pragnie połączyć się z uniwersum i dać obraz tego stanu, który jest poza nim na ulicy, za oknem, wśród jego kolegów po piórze (dobry poeta to martwy poeta Majeran), ale i w jego duszy.
    Co się dzieje w duszy poety? Wahania, wątpliwości, bezsenność, branie prochów na duszę i zalewanie duszy najwyższej jakości drinkami, bo nie musi oszczędzać na zagraniczne wakacje. Na zagraniczne wakacje jadą „cmentarze Europy” on zostaje, on jeszcze żyje, mimo, że jest słomianym konkubentem i słomianym poetą. Nuci bez przerwy „Gloomy sunday” i nawet polubił tę piosenkę stworzoną przez „węgierskich hochsztaplerów”, ale nic mu nie grozi, nie grozi mu żadne samobójstwo. Nie grozi, bo anioł śmierci do niego nie przyjdzie, tym aniołem jest ta barmanka, która już go nie dostrzega. Starych ludzi się już nie zauważa i to jest tomik o tym, jak boleśnie się jest o tym dowiadywać, nawet jak się jest sławnym i uznanym poetą. Ale to jest kreacja i to jest nieprawda. Bo jest pisane na użytek czytelnika, który chce być okłamywany, tak jak w wierszu z aluzją do Masłowskiej:
    …„ Najlepiej
    pisać scenariusz do telenoweli
    lub sztukę dramatyczną
    na zlecenie Niemców.
    Odpowiedzialność za rodzinę.
    Odpowiedzialność za samochód.

    A co tam u mnie?
    Ach, to ja zdradziłem.
    I jestem w piekle.
    Winny nieskończenie.”
    [Za oknem]

    Poeta jest winien, bo poeta kłamie.

  16. Przechodzień> Wanda pisze:

    Jak to się nie zauważa starych ludzi dobrze pokazał film o szyderczym tytule: “Życie czasami bywa znośne” o nieznośnym życiu noblistów, z natury rzeczy starych. Nie tylko barmanka zauważała, ale dosłownie wszyscy, równie wielcy co sama laureatka, a których nie brakowało w tym filmie, nic innego nie robili tylko prześcigali się w zauważaniu.
    Naprawdę trudno uwierzyć w te skargi Świetlickiego, po co one? Starość starości nierówna, a Świetlickiego każdy barman w każdej polskiej knajpie zawsze będzie zauważał i uważał, nawet jak będzie naprawdę stary. A te wyszukane trunki też gratis dożywotnio.
    Tak, poeci kłamią, jak wszyscy.

  17. Ewa pisze:

    Kłamią z niskich pobudek, jak wszyscy.

  18. Jaromir Bury pisze:

    Wszyscy kłamią, powiada doktor House. A też dla celów wyższych.

  19. Jaromir Bury pisze:

    Ja Ewo uważam że jest dwóch zdecydowanie wybitnych powojennych poetów polskich: Białoszewski i Różewicz. A szkoła ma swoje obyczaje i styl, i rzeczywiście powstaje problem – ale tak samo z Baczyńskim czy “Panem Tadeuszem”.

    A Świetlickiego od początku kreuje się na postać kultową. Jednak horyzont jego świata poetyckiego jest ograniczony do wciąż tej samej przestrzeni: towarzystwo, lokale, miasto i tylko w miarę upływu czasu i dopływu środków przenosi punkt widzenia z lokalu niższego do wyższego, z trunku pośledniejszego na bardziej wyrafinowany. Jakby zupełnie nie dostrzegał że jest coś poza tym światem, że niekoniecznie piję się albo zbiera się na wakacje. I on w tym wieku ciągle pisze poezję w pewnym sensie młodzieżową. To są niezłe wiersze – ale one nie wychodzą poza schemat dekadencki, tak jak Kraków nie wychodzi poza schemat młodopolski.
    Niskie pobudki zwarte są, i to ogólnie dobry tom. Spięty tą klamrą pisaną kursywą, gdzie mówi w pierwszym fragmencie że nie odnajduje samego siebie, i na końcu że nie ma nic do powiedzenia. I to jest sztuka, wyższa jazda kultury polskiej – nie mieć nic do powiedzenia, a być uznawanym za poetę. Ale nie do końca tak jest, tam jest parę dobrych wierszy.

  20. Ewa> Jaromir pisze:

    Ja też. Jak czytałam te wiersze to mi się też zaraz doktor House nasunął. Bo Świetlicki taki bezkompromisowy wobec świata, który chce go bezprawnie pozbawić drogich drinków…

    Jaromirze, Wanda sugeruje, byśmy w czwartek zabrały się za taką gruba ksiażkę:
    „Poza słowa : antologia wierszy 1976-2006 „
    wstęp, wybór i red. Tadeusz Dąbrowski ; posł. Marian Stala. [T. 1]. – Gdańsk : “Słowo/obraz Terytoria”, cop. 2006.
    Jestem Ci nawet gotowa książkę wysłać, bo się pozbywam książek z domu, jakbyś chciał z nami rozmawiać w przyszłym tygodniu. Ale nie nalegam, masz swoje sprawy, to takie czasochłonne. Dla mnie to mobilizacja, nigdy bym nie przeczytała, gdybym nie musiała.

  21. Ewa> Jaromir pisze:

    Dlatego musimy tę książkę Dąbrowskiego koniecznie tu omówić (właśnie skończyłam ją czytać i już zabieram się za „Samotny seks”), bo tam grupa poetów i krytyków cały czas jęczy i w kółko powtarza o syndromie wypalenia i cały czas te same osoby to tam na okrągło międlą. Nic dziwnego, skoro nie dopuszczają nikogo spoza klanu, to każdy by się sobą znudził i ukisił. I to niekoniecznie musi być przestrzeń Krakowa, bo Świetlicki dużo podróżuje, Warszawa, Gdynia – po nagrody, ale mentalnie to jest prowincja i takie zawsze kółko różańcowe w knajpie. Szkoda, bo tak jak piszesz, Świetlicki jest wybitnie utalentowany i naprawdę dowcipny, zupełnie niepojęte, jak on się tam znalazł wśród tych wszystkich poetów sztuka w sztukę talentu pozbawionych. I dowcipu, bo jak poznałam jakość dowcipu Bronisława Maja, Jerzego Illga i Wisławy Szymborskiej to od razu się zbiera na płacz.

  22. Jaromir Bury pisze:

    Sprawdzę czy to jest w bibliotece, bo wydaje mi się że widziałem. Ze mną to jak mówiłem, jestem wybity z rytmu, z czasu; ale pewnie, co mogę to powiem albo dopowiem.

  23. Jaromir Bury pisze:

    Jeszcze odnośnie Świetlickiego, co wydaje mi się w tej poezji właściwie najważniejsze – że on z tej zamkniętej przestrzeni życiowej szuka wyjścia metafizycznego. Zresztą jest ten taki wybór Nieoczywiste wierszy “religijnych”. Świetlicki do wszystkiego zachowuje dystans – do poezji, miłości, towarzystwa, miasta – i pointuje lekko cynicznie. Są jednak miejsca gdzie pointa jest poważna; gdzie próbuje wydostać się z tej perspektywy, martwoty. W Niskich pobudkach jest taki wiersz Pozowanie:
    A kto to? To pan. O n
    nie rusza się. A więc nie żyje ?
    Prawdopodobnie żyje, lecz nie rusza się.
    […]
    Czemu nie rusza się? To sprzeczne
    z wszelką naturą. Nieruchomość
    kłóci się z sensem. Siedzi, zastygł.
    Patrzy w nic. To przecież jakby
    wcale nie patrzył. Taki piękny dzień,
    tyle do zobaczenia, a on patrzy
    w nic. Czemu ma to służyć?
    Barwnej wieczności? Lecz czy wieczność
    ma tego pana w planach? Zaraz wstanie,
    pobiegnie w poprzek.
    Tu jest potrzeba jakiegoś nagłego przezwyciężenia, albo ucieczki, zrobienia czegoś wbrew. I jeszcze ten wiersz Minimalizm, gdzie modli się o iluminację:
    […]
    Dla jednego błysku,
    Boże, daj burzę, dla jednej eksplozji!
    Byłem cierpliwy, wytrzymałem wiele
    upalnych, mętnych godzin.

    Jedną czystą sekundę daj.

  24. Ewa pisze:

    Pytanie tylko, czy Świetlicki wie, czy przeczuwa, czy robi to z premedytacją, lub z niemożności, albo nadmiaru, lub, że nie wypada. Nie mogę w tych wierszach i prozie ostatnich lat Świetlickiego się połapać. Bo wiadomo, że mówienie o miłości to jest mówienie o czymś tak nieskromnym i tak obciachowym, że Świetlicki nie mówi wprost. Z drugiej strony nasza cywilizacja w której teraz żyjemy, najpiękniejsza, najbardziej syta, ten ogromny skok człowieczego luksusu osiągnęła kosztem upadku sztuki. I teraz impotencja twórcza, która niewątpliwie trawi wszystkie dziedziny sztuki poezję, dotyka najbardziej, bo tu niewiele da się udać, jak w sztukach plastycznych, czy muzyce poważnej. Można wmówić widzom, słuchaczom, że się nie znają, ale poezja to jednak jakaś pomoc w trudnych chwilach życia i człowiek współczesny chce mówić coś, co jest mu bliskie. Nie wszystkich obsłuży „Ich Troje”, pewne estetyki są tak odrażające, że człowiek wybierze jednak odejście od poezji, niż miałby wchłaniać rzeczy mu tak obce. Jest potrzeba i to widać po „Świetlikach”.
    No i jak Jaromirze cytujesz te wiersze, to widać, że są nadzieje.
    Może jeszcze Świetlicki osiągnie iluminację, życie jest bardzo długie.
    Przecież były okresy głębokiego upadku sztuki, po których było odrodzenie. Najgorzej, jak zaczyna się z braku prawdziwej poezji nagradzać i windować poezję, która poezją nie jest, jak w wypadku osławionego w Polsce Łotysza.

  25. Chocian pisze:

    Brawo dla autora

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *