Lars Von Trier „Antychryst”(2009)

Lubię kino Larsa Von Triera, należy on do tego typu artystów, którego każda filmowa wypowiedź jest ważna i znacząca, nie podlegająca wartościowaniu, bo jest częścią całego dorobku artysty, jego dociekliwości, artystycznych błądzeń i poszukiwań. Takich osobnych, spójnych indywidualności kina autorskiego, których praca przy produkcji filmowej z konieczności zespołowej jest trudna, jest niesłychanie mało.
Dlatego film zobaczyłam mimo jego bezsprzecznie nieprzyjemnej wymowy i wytwarzającego się w trakcie oglądania sprzeciwu widza, z przyjemnością.

Trier wraca klimatem do „Królestwa”, ale tutaj jest bardziej jednoznaczny i ascetyczny. Bergmanowska oszczędność sprowadzająca film do jedynie dwóch postaci i błąkającego się nieustanie w tle kilkuletniego zmarłego synka, jest zabiegiem artystycznym bardzo trafnym, gdyż film i tak posiada mnóstwo tzw. bebechów, które stają się jakby osobnymi postaciami tego filmu. Są nimi – oprócz obrzydliwie spreparowanych lisa, daniela i kruka – żołędzie, spadające z jakąś chorą, muzyczną determinacją, symbolicznie dopowiadają, że film jest o silnych sprawach, o gnostyckiej Mocy, o seksie.

Trier mimo zmian cywilizacyjnych XXI wieku wraca do pierwotnych namiętności ludzkich i przypomina, że jesteśmy częścią świata materii ożywionej, że nic na to nie poradzimy i że ona, mimo wielu zabiegów technicyzacji życia nami w dalszym ciągu rządzi, ma nas swojej władzy.
Ten milczący, bezwzględny imperatyw ani nie usprawiedliwia czynów ludzkich, ani nie ułatwia, jest jakąś odrębną obecnością władną panować nad naszymi emocjami i pchać nas w szaleństwo.
Film przy wygodnie już zdobytych pozycjach feministek, rozsiadłych wygodnie w swoich poglądach o płci kwestionuje je i obala i mówi, że nie wszystko jest tak wytłumaczalne. To natura rządzi kobietą, fazami księżyca i jej rytmem biologicznym cyklu płodności – pada z ekranu. To nie ona decyduje o sobie, ale jakaś zewnętrzna, silniejsza od niej moc.

Film bardziej przypomina germańskie baśnie, przypomina się okrucieństwo utworów Braci Grimm oraz antropozofia Rudolfa Steinera, u którego Kosmos jest Chrystusem. Tu na Ziemi panuje niepodzielnie Antychryst, ze swoją autodestrukcyjną entropią, cyklem natury, która musi się unicestwić, by się na nowo odrodzić, a do tego potrzebuje, jako energetycznej zapłaty permanentnego, ciągle nieustającego cierpienia.

Małżeństwo, po utracie kilkuletniego synka, straconego z ich własnej winy podczas miłosnej nocy, pełne wyrzutów sumienia, by wrócić do psychicznej równowagi, w ramach terapii psychiatrycznej skazuje się na pustelnicze odosobnienie w lesie, by przerobić, jak nakazuje język terapeutyczny, żałobę.
Wyostrzeni zmysłowo, po przebytej właśnie tragedii, odbierają otaczający ich las jako napierające na nich zagrożenie bezwzględnej przyrody, dziewiczej i samowolnej, pełnej równoległych bytów pamięci materii, która w kolejnych metamorfozach przechodziła bolesne przeobrażenia. Na to nakłada się tematycznie nawiązująca praca magisterska bohaterki filmu o ludzkiej przemocy na kobietach oddających się czarnej magii na przestrzeni dziejów. Język magiczny przenika też do dialogów, w pewnym momencie bohaterowie przestawiają się na tę symbolikę (“Trzej żebracy”) i to postaciowanie zamiany ludzi w zwierzęta zwiększa jeszcze swoim niekontrolowanym działaniem jakby minione ludzkie szaleństwa. Nic w przyrodzie nie ginie, mówi Trier, obrazami nagle zmaterializowanych się z ziemi ciał ludzkich.
Ten symboliczny zabieg, odwołujący się do języka metafizycznych obrazów światowego malarstwa, służy też uświadomieniu, że w naszych wszystkowiedzących czasach nie wszystko jest takie proste.

W wywiadach reżyser odżegnuje się od wszelkich religii jak i celowego umniejszania płci kobiecej, która w tym antyedenie jest niezmiennie wszystkiemu winna.
Trier wyjaśnia, że jego wizjonerski film jest kolejną filmową baśnią.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Lars Von Trier „Antychryst”(2009)

  1. matematyk 83.22.157.143 pisze:

    takie popluczyny pisze ktos 57letni? po co

  2. Robert Mrówczyński pisze:

    Byłem na tym filmie, bardzo dobra recenzja, krótka i esencjonalna.

  3. Patryk pisze:

    Ciekawe spojrzenie, chociaż nie sądziłem, że napiszesz, że ktoś jest poza dyskusją (czy: nie podlega wartościowaniu).

    Krytycy w dużej części źle przyjęli ten film. Anita Piotrowska przeciwstawiła się temu w “Tygodniku”.

    Ale o czym może być ten film?

    Może tak: o stanie społeczeństw zachodnich w XXI wieku.

    Straumatyzowane jakimś początkowym wydarzeniem (tutaj: śmierć dziecka, która wynika z chęci do zaspokojenia chuci matki, która widziała jak wspina się na biurko). Społeczeństwa zaczynają rozumieć – bo też ciągle się analizują, socjologicznie i psychologicznie – że ciągłe dążenie do seksualnych transgresji skończy się katastrofą.

    Społeczeństwo ucieka więc od siebie samego – od cywilizacji. Trafia do lasu, do którego uciekał też Heidegger. Tam w onirycznych uniesieniach stara się zaleczyć swój stan.

    Zaleczenie polega na zrozumieniu siebie w przeszłości i na szukaniu punktów początkowych w tej przeszłości, które skutkują dzisiaj chorobą. To moment, w którym ojciec ogląda zdjęcia dziecka, które widział już wcześniej – ale dopiero teraz dostrzega, że dziecko miało źle założone buty, co musiało mu sprawiać cierpienie. To dziecko jest ojcem – społeczeństwo dostrzega, że wydarzenie traumatyczne (śmierć samobójcza dziecka) było kulminacją wydarzeń, które wcześniej miały początek.

    Ojciec za pomocą technik społeczeństwa radzenia sobie z traumami chce wyleczyć matkę. Jest psychoterapeutą, więc używa narzędzi, jakie wyrobił sobie na uniwersytecie, by usunąć cierpienie.

    Często słychać głosy o tym, że hedonistyczne dążenie do usunięcia cierpienia skutkuje i tak powstawaniem innego cierpienia, a dodatkowo: zombizacją. Kiedy więc terapia się nie udaje, żona nie poddaje się terapii, wyładowuje swoją chuć przy konarach drzewa otoczona ogromną ilością ludzi bez twarzy, ojciec poddany jest kolejnemu cierpieniu – fizycznemu. Społeczeństwo (które jest już ojcem, dzieckiem i matką) zrozumiało, że psychoterapia nie zmieni charakteru ludzkiego, który bywa bardzo czarny. Charakter ten reaguje więc agresją przeciw psychoterapeutycznej indoktrynacji. Ojciec, po krótkiej chwili stosunku seksualnego (czyli czasów, kiedy wierzono w wszechwładzę i cudotwórczość psychoterapii) zostaje zaatakowany, jego noga jest przekłuta i obciążona.

    Ojciec rozumie, że jest w niebezpiecznej sytuacji. Nie ma już ambicji poradzenia sobie z chorobą żony-społeczeństwa za pomocą niesprawnych narzędzi, które ono stworzyło.
    By uciec od niebezpieczeństwa, korzysta z najprostszych, pierwotnych narzędzi, o których społeczeństwa chciały zapomnieć, tak jak chcemy zapomnieć o bestialskiej naturze ludzkiej. Znajduje więc klucz francuski, narzędzie do pracy fizycznej, a nie wydumań intelektualnych, za pomocą którego chce uwolnić się od obciążenia, które niejako sam na siebie założył, zakładając koniec historii bestii w człowieku, zakładając koniec bólu.

    Pesymistyczna wizja von Triera kończy się skryciem w lisiej norze. Tam ojciec zabija ptaka, który może wyjawić jego obecność – nie działa już racjonalnie, jest sprowadzony do jak najbardziej pierwotnych instynktów. Ale jest już za późno – pęknięcie między naszym wyobrażeniem o nas samych w końcu dopada ojca, który nie cofnie czasu. Zostaje zabity szpadlem, który wbija w niego oszalała matka – oszalała, bo obiecano jej życie bez cierpienia, ale życie takie jest niemożliwe. To oznacza koniec społeczeństwa, bo ono ulega samozagładzie – powrót do natury i do pierwotnego człowieka jest już niemożliwa, czeka nas otchłań.

  4. Ewa pisze:

    >Patryk
    Nie, dla mnie ten film jest jedynie historią małżeństwa bez żadnych podtekstów społecznych. To bardzo skandynawskie, bergmanowskie spojrzenie na rodzinę z piętnem protestanckiej oschłości. Bardziej tu pasuje August Strindberg z jego „Infernem” (tekst swego czasu drukowała Literatura na Świecie), gdzie autor-bohater ucieka od rodziny dręczony piekielnymi wyrzutami sumienia.

    Nie chciałabym się powtarzać, podtrzymuję moją interpretację z tekstu. Trier przywraca duchy, zjawy, zmory dzisiejszemu człowiekowi, który myślał, że zamknie je w grach komputerowych.

    Przed chwilą przeczytałam recenzję Anity Piotrowskiej, ma tam kilka krytycznych uwag. Każdy znajduje w filmie jakieś własne odpowiedzi. Nigdy nie nazwałabym „Przełamując fale” emocjonalnym kiczem, jak to robi Piotrowska sugerując, że człowieka nie można w sztuce pokazać z całą jego uczuciowością.
    To, że ludzie na co dzień wpadają w różne histeryczne reakcje, są już kiczowaci? Ale nawet, to przecież pokazanie sytuacji kiczowatej, nie jest jeszcze kiczem, tak jak twórca kryminałów nie jest zbrodniarzem.

    Trier kręcił film w głębokiej depresji i zrobił to samo, co Strindberg w „Piekle”: po prostu to opowiedział. I doszukiwanie się jakiś spekulacji, jak robi Piotrowska i Ty Patryku, dla mnie nie jest potrzebne. Trzeba się przyzwyczaić, że wypowiedź artysty może być spontaniczną wypowiedzią. Że to wszystko w nim jest.

    Aktorzy improwizowali na planie. Trier nigdy nie robi prób, nie powtarza scen. Wszystko jest wyrwane z człowieczego wnętrza, bardzo indywidualne i osobiste, też bolesne. Tylko takie kino mnie interesuje, wypowiedź artysty, jednorazowa, niepowtarzalna, z piętnem jego szaleńczego spojrzenia na problem.

    Nie, kobieta nie szaleje dlatego, że terapia została źle przeprowadzona. Dziecko nie popełnia samobójstwo, jest za małe, by to zrobić. Nie wiem skąd zaczerpnąłeś taką interpretację. Może to jakaś feministka Ci ją podsunęła. Kobieta tam jest pokazana jako zło, bo jest złą kobietą. Po świecie chodzą różne kobiety, akurat bohaterka tego filmu jest zła. Trier nie odpowiada na całe szczęście na pytanie, skąd bierze się zło. Uważa, że jest pierwotne, demiurgiczne, wyznaje pogląd, że ono jest naturą z jego destrukcją i entropią. Ale to jest tylko kreacja, artystyczny eksperyment. Trier nie jest osobą religijną, uważa wszelkie religie za wierutne bzdury. Dlatego też nie wierzy, że rządzi naszym światem gnostyczny Książę Ciemności.
    Jury Ekumenicznego na festiwalu w Cannes potępiło ten film.

    A tak nie na temat, to przymierzałam się do zakupu Twojego jednośladu, który pokazujesz na swoim blogu. Niestety, nie mam prawa jazdy na motocykl, robiłam prawo jazdy na starej warszawie i miałam już dosyć, a motocykl też był wtedy jakiś przerażający, i zrezygnowałam. Może masz motorower? Potrzebuję do jazd w lecie do Kryspinowa na kąpielisko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *