SZCZEPAŃSKI

Wyszedł w tym roku czwarty (najprawdopodobniej nie ostatni) tom „Dzienników” zmarłego 12 lat temu Jana Józefa Szczepańskiego.

W recenzjach „Dziennik” Jana Józefa Szczepańskiego stawiany jest obok Gombrowicza, Nałkowskiej i Dąbrowskiej. Trudno zaprzeczyć jego bezwzględnej wartości da badań czasów komunizmu w Polsce Ludowej. Trudno też paradoksalnie i zapewne wbrew intencji autora utrzymać mit człowieka czystego, szlachetnego, niezależnego opozycjonisty mogącego jakoby utrzymać niezależność w zniewolonym kraju. Szczepański bowiem, mimo, że równo pastwi się nad ustrojem, w którym losowo przyszyło mu spędzić całe twórcze życie, nie pozwala sobie na śmieszność i kpinę, co z takim powodzeniem stosował w swoim „Dzienniku” Kisiel. Nie pozwala sobie też na ukrycie faktu, że tak znienawidzony ustrój pozwolił mu bez kolaboracji z nim, bez zapisania się do partii i donoszenia na kolegów uprawiać profesję pisarza w dostatku i bez ograniczeń realizować pasje życiowe.

Szczepański jest w swoich zapiskach pamiętnikarskich śmiertelnie poważny, zaszpuntowany i chyba słusznie tym dowodzi, że wcale nie żyliśmy w „najweselszym baraku demoludów”. Dlatego też lektura dzienników jest ponura, nie rozświetlona wyjątkowo udanym życiem rodzinnym i jego sielsko- bukolicznymi pracami na daczy w Kasince. Na dodatek ponurość ta, ten pozbawiony barw koloryt pisarz przenosi na inne państwa i kontynenty w niespożytej pasji penetracji świata wbrew paszportowym utrudnieniom. Szczepańskiego coś gna po świecie, składa nieustannie podania na różne pobyty w różnorakim charakterze, a one, jako pisarzowi niekonfliktowemu są zazwyczaj udostępniane. Wyjeżdża z kraju Szczepański, a to jako badacz naukowy na Spitsbergen, a to jako krewny Polaków pozostałych na trzech kontynentach poza granicami PRL, a to jako stypendysta, czy po prostu pisarz mogący wzbogacić swoim piórem domniemania rodaków, którzy paszportów nie dostawali. Czytając dzienniki widać, jak cenne są dla pisarza wszelkie bodźce zewnętrzne, jak podróże go kształtują, jak potrafi je twórczo spożytkować. Właściwie podróż w czasie, gdy zwykłym Polakom uniemożliwiono nawet zwiedzanie czeskich Tatr, dla Szczepańskiego wypuszczanego poza granice PRL jest największym napędem twórczym, dokumentuje w „Dziennikach” chwile, kiedy się o nią stara, jest w trakcie i jak ją spożytkowuje. Mimo cenzury i przetrzymywania utworów literackich w niekończących się korektach wydawniczych, książki Szczepańskiego niezmiennie ukazują się jakimś niezłomnym, permanentnym trybem, jakby całe życie pisarza służyło jedynie po to, by skrystalizowało się w słowa i przelało na papier. Trudno jednak pozbawiać Szczepańskiego cech ludzkich, potrzeby sympatii i aplauzu w toku determinujących jego życie prac literackich, o czym, raczej wstydliwie, ale jednak pisze:

(…)W piątek byłem na zebraniu Koła Młodych, gdzie dyskutowano o noweli Czycza. Bardzo ona jest dobra i akuratna w środkach, w szczerości i w bezkompromisowym widzeniu. Byłem zaskoczony reakcją tych młodych, którzy się przeważnie nią gorszyli, nie odróżniając cynizmu obserwowanego od postawy cynicznej. Poznałem tego Czycza i mam wrażenie, że to bardzo nieprzeciętna indywidualność artystyczna.(…)”

(…)Także w Krakowie książka Czycza z listem (bez żadnego związku z nagrodą), nieoczekiwanie osobistym i serdecznym, nawiązującym do jakiejś mojej wypowiedzi w dyskusji o jego prozie kiedyś, na którymś z zebrań Koła Młodych, o której już zapomniałem. Nigdy z tym Czyczem nie rozmawiałem trochę nawet bałbym się jego młodej, gorzkiej ponurości i wyniosłości, płynącej z tak odrębnych doświadczeń a on pisze, że uważa mnie za jedynego pisarza, z którym mógłby i chciałby mówić. To niepokojące i cenniejsze niż wszystkie nagrody.(…).

 W odróżnieniu od Kisiela, Szczepański wyraźnie nie lubi pisać o swoich kolegach po piórze, woli w to miejsce wstawiać w dzienniku obszerne fragmenty opisów ptaszków w Kasince. Zachowuje się jak roztrzepany profesor, który jako prezes w 1980 roku ZLP w latach, gdy co czwarty pisarz był tajny agentem służb bezpieczeństwa okazuje zdziwienie faktem, o którym wszyscy wiedzą, tylko nie on:

„(…)Anula [Mańkowska] w Warszawie też słyszała w dziennikarskim środowisku ostrzeżenia przed Szczypiorskim. Nie mogę uwierzyć w te pogłoski. Jest na pewno postacią intrygującą. Ma nieoczekiwane stosunki. Ale nigdy nie zauważyłem w nim niczego, co by było […]. Możliwe, że jest aktywnym graczem w polityce, ale i tacy przecież działają z czystych pobudek (…)”.

Bolesne są dla Szczepańskiego pobyty na Górnym Śląsku, gdzie po powrocie z Chicago spędził lata szkole chodząc na kursy malarskie na ulicę Kościuszki w Katowicach, zalążku liceum plastycznego. Szczypiorski powracając wspomnieniem na Śląsk zastaje go takim: 

„(…)Dziś przemianowano Katowice na Stalinogród!(…)”

 „(…)Dworzec katowicki niesamowicie brudny. W przejściu koło ustępów nieprzytomny pijak na podłodze, w otoczeniu gapiów. Milicjanci podnoszą go z ziemi, pod ścianą kałuża i pusta flaszka. W poczekalni tłum nędznie ubranych ludzi, stojących cierpliwie, bo nie ma już gdzie usiąść. Udało mi się łatwo przekonać konduktora i wsiadłem do osobowego pociągu. Szare od brudu szyby, drewniane ławki, tłok, wyświechtane czapki o postrzępionych daszkach, nieogolone policzki, waciaki, błoto na podłodze, ktoś w dalszym przedziale trzyma umoralniającą przemowę, że trzeba pracować dla społeczeństwa. Ludzie czytają pisma sportowe, drzemią ze zmęczenia.(…)”

 bardzo często przy okazji wieczorów autorskich i imprez literackich:

(…) Dyrektor katowickiego Domu Książki wymanewrował przedstawiciela Czytelnika z poprzedniej wizyty u Ziętka, chcąc zagarnąć wszystkie laury imprezy. Pełne obłudy i ukrytych szpileczek toasty. Żukrowski obrabiający niezmordowanie wszystkich dygnitarzy, obcałowujący Szewczyka, o którym mówi z największą pogardą. Jeszcze do tego wszystkiego afera z Putramentem. Na kopalni Kleofas przygotowano dla niego przyjęcie na sto osób. Ponieważ nie przyjechał, wyrzucono referentkę od kultury. Cokolwiek w tym kraju zahacza o oficjalność, jest od razu ohydą.
Po południu byłem w Gliwicach w klubie oficerskim. Wracałem razem ze Szczypiorskim, który miał też w Gliwicach prelekcję dla studentów. Piłowali go o sprawę Wańkowicza. (…)”

 „(…)Rano wróciłem z Katowic. Bardzo męczący tydzień. Śląsk jak wielki, czarny labirynt kraj przewrócony do góry dnem. Wszystko, co nieważne, to na wierzchu. Jazdy wieczorne szosami, jak ciemne korytarze między sinymi kreskami jarzeniówek, między błyskami pieców hutniczych i między brzydkimi domami z cegły puszystej od sadzy, jak brudny aksamit.
Osiem spotkań w bibliotekach, szkołach i klubach. Albo młodzież, ociężała i zamknięta w sobie, albo starzy ludzie, słuchający ze smutną uprzejmością, świadomi, że ten daleki świat, o którym mówię, jest już poza ich zasięgiem, albo jak w Szopienicach ponury młodzieżowy proletariat, prokurujący sobie jedyną barwność życia za pomocą niechlujnych fryzur, żałosnych pozorów buntowniczej ekstrawagancji i niezdarnego cynizmu. Ci ostatni wiedzą pewnie w głębi serc, że nie mają szans ujścia najbardziej monotonnej prozie egzystencji i przynajmniej w tych wzgardliwych minach szukają własnej afirmacji. Zdarzało mi się trafić na zainteresowanie (nawet u tych najtrudniejszych), spotykałem się nawet z przejawami optymizmu i nadziei (Co trzeba robić, proszę pana, żeby tam pojechać?), ale ogólne wrażenie tej zrezygnowanej ciężkości. I tak nie dla nas. (…)” 

Wilhelm Szewczyk, prezes Oddziału Związku Literatów Polskich w Katowicach pojawia się w Dziennikach Szczepańskiego wielokrotnie:

„(…)Wróciłem rano. Wczoraj wielkie oficjalne popijanie przed południem z miejscowymi notablami. Przykleił się do mnie pijany Szewczyk. Jest okropny, nasiąknięty wódą i kłamstwem. Powiedział: Dlaczego pan tak na mnie patrzy, jakbym się panu nie podobał?” Korzystając z alibi alkoholowej szczerości, odparłem: Nie podoba mi się, że pan się zajmuje polityką“. A on: Ja inaczej myślę jako polityk, a inaczej jako pisarz”. (…)”

 „(…)Partia odniosła pełny sukces, wprowadzając do Zarządu większość swoich kandydatów (Załuski, Putrament, Kabatc, Szewczyk, Lam, Auderska). Osiągnięto to metodami nacisku, do jakich nie uciekano się nawet w czasach stalinowskich.(…)”

 Nie zostawia też suchej nitki na Wojciechu Żukrowskim obserwując jego zmienne ukierunkowania polityczne:

„(…) Książka Żukrowskiego o wrześniu nie do strawienia. Zupełnie unicestwiony prawdziwy tragizm kampanii. Ż. jak gorliwy uczeń wciąż podnosi dwa palce: panie profesorze, ja wiem, jak to prawidłowo zinterpretować. Nie przepuszcza najbłahszej rozmowie — wszystko ma być ilustracją tezy, w którą nie wierzy osobiście. Jakaś wielka nieuczciwość od początku do końca.

 „(…) Byłem u Szczypiorskiego. Mówił mi, że spośród pisarzy (niepartyjnych) tylko Żukrowski odmówił podpisu na liście w sprawie Dziadów. (…)”

„(…) Ogólne oburzenie na Żukrowskiego, który w „Trybunie Literackiej” popisuje się swoją prawomyślnością i dyskredytuje „nowatorstwo”, co oczywiście znaczy zupełnie co innego.(…)”

 „(…) Jeszcze charakterystyczny incydent z Żukrowskim. Uważa, że go nienawidzę, ponieważ napisałem nieprzychylną recenzję o Lotnej. A nienawidzę go dlatego, że należę do zmowy tygodnikowskiej „kliki”, pragnącej go „zniszczyć”. Ani rusz nie chciał uwierzyć, że w recenzjach reprezentuję wyłącznie moją własną opinię o filmach, i tylko o filmach.(…)”

„(…) Wieczorem popijaliśmy w hotelu. Żukrowski, Promiński, Łopalewski, Gisges. Żukrowski obskakuje mnie jak narzeczonego, namawia do energicznego reklamowania się, basuje. Żenujące. Wiem, że nie ma złudzeń, co do mojej sympatii, ale chce jakby coś zaklajstrować czy wyprostować między nami, a to coś polega po prostu na tym, że widzimy świat i życie w zupełnie odmiennych proporcjach i inne rzeczy są dla każdego z nas ważne. (…)” 

„(…) W W-wie trafiłem w Twórczości” na aferę z listem Żukrowskiego, który napisał do Iwaszkiewicza, czyniąc mu wyrzuty, że swoim nazwiskiem firmuje nowy zarząd, złożony z niedoszlachtowanych Żydów, którzy garną się do swoich byłych oprawców” (chodzi o umowy z zachodnioniemieckimi wydawcami). Zawsze takie jawne odsłonięcie się zdumiewa mnie, jak demonstrowany otwarcie objaw wstydliwej choroby.(…). 

Jan Józef Szczepański to pokolenie 20, pokolenie moich rodziców. Pokolenie wyrosłe w innej moralności i systemie wartości, całkowicie sprzecznym z powojenną rzeczywistością i inną, niż obowiązującą oceną lat okupacji hitlerowskiej i sowietyzacji powojennej Polski. Szczepański jest po conradowsku wierny jest swojej szkolnej postawie romantycznej do końca, nawet jak musi włożyć wallenradowską maskę, by móc rodzinę utrzymać z profesji pisarza w komunistycznym kraju. Na początku dzienników mając 27 lat, pisze:

„(…) 25 VI 1945 Kraków. Ten pamiętnik ma cel odpowiedzialny i trudny. Ma mnie wyleczyć i wychować. Nie będzie dla mnie rozrywką ani przyjemnością. Będzie obowiązkiem, przeważnie przykrym i uciążliwym.
Piszę go dlatego, żeby moim postanowieniom nadać cechy odpowiedzialności, żeby nie mogły się rozleźć, rozpłynąć we mgle bezpłodnej chandry, jak tyle razy poprzednio. Poza tym samo pisanie wymaga aktu woli, który musi mi wejść w codzienny zwyczaj. Będę się starał pisać jasno, zwięźle, porządnie, bez ozdobników, bez zbytecznych efektów słownych, smętnej ironii, paradoksalnych i cynicznych dowcipów, bez niedomówień i mgławicowych domyślników o charakterze metafizycznym, jednym słowem bez wszystkiego tego, co moim zdaniem nadawało dotychczas pisaniu charme intelektualnego pesymizmu, a w gruncie rzeczy było usprawiedliwieniem i ozdobą własnej słabości. (…)” 

Wydane dotychczas „Dzienniki” kończą się na roku 1980. Niedługo potem Związek Literatów Polskich zostaje zwieszony, a Szczypiorski rezygnuje z prezesury.

Trudno dzisiaj czytać nowele Szczepańskiego, gdyż wszelkie kamuflaże, metafory i wszystko, co udało mu się przemycić poza cenzurą, a i te teksty, wydane w samizdatach są też tego pełne – z biegiem lat stają się nieczytelne i niezrozumiałe. W Dziennikach też Szczepański nie pisze tego, co mógłby napisać, a czego chętnie dowiedzielibyśmy się, a baliśmy się zapytać. Ale dzięki i za to.

[fragmenty Jan Józef Szczepański Dziennik (dzienniki) T. I 1945-195, T. II 1957-1963 T. III, T. IV 1973-1980]

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na SZCZEPAŃSKI

  1. Robert Mrówczyński pisze:

    “(Co trzeba robić, proszę pana, żeby tam pojechać?), ale ogólne wrażenie tej zrezygnowanej ciężkości. I tak nie dla nas. (…)”

    Na to pytanie dzisiaj już odpowiedź jest powszechnie znana. Trzeba było się porządnie skurwić, czyli stać się narzędziem ideologicznym Partii, albo jeśli talentu nie stawało – donosić, albo jedno i drugie. Nie wiadomo jak się udało Szczepańskiemu tak obficie zaznawać przyjemności życia w tym strasznym czasie nie umoczywszy. Najwyraźniej hodowano tu jeszcze jedną kategorię twórców, którym dawano złudzenie wolności twórczej i życiowej, do niczego nie przymuszano, cackano się, wypuszczano na życzenia za żelazną kurtynę, dawano talony na samochody, stypendia, drukowano, nagradzano. Dzięki tym cieplarnianym warunkom za granicą godnie Polskę reprezentowali i stanowili żywy dowód jak się sprawy twórcze i wolności obywatelskie w Polsce mają. Jak to się mówiło – dawali odpór wrogiej propagandzie RWE.
    Rzeczywiście, jest jak piszesz, dziś nie pociąga literatura Szczepańskiego. Nawet ten Dziennik, choć dużo faktów i ocen trafnych i nawet dobrze to wszystko napisane, to pytań tyczących własnej sytuacji, których spodziewalibyśmy się po tak szczerym autorze, nie ma, nie padają. Nie pada odpowiedź na to pytanie od zglajszachtowanej młodzieży katowickiej. A przecież Szczepański już wtedy znał na nie odpowiedź.

    • Ewa pisze:

      Dlatego może był taki pęd młodzieży na uczelnie artystyczne (na ASP średnio 10 na jedno miejsce). Tak jak piszesz, były to wizytówki PRL. Np. Ludwik Flaszen pisze, że teatr Jerzego Grotowskiego w latach siedemdziesiątych był szykanowany z dzisiejszych badań dokumentów wrocławskiego SB przez IPN to nie wynika, wręcz przeciwnie, mógł swobodnie jeździć wszędzie i jeździł ze swoim teatrem. Grotowski zapisał cały zespół do PZPR i wszyscy zgodzili się bez szemrania. Widocznie poszczególni artyści nie musieli.
      Niedawno jeszcze Wikipedia odnotowywała przynależność do PZPR, teraz tego nie robi i retuszuje życiorysy, wielka szkoda dla wiedzy, czym była Polska Ludowa.
      Szczepański się na pewno do PZPR nie zapisał i nie był TW, wybronił wielu opozycjonistów z więzienia w czasie swojej prezesury w ZLP. Szlachetna postać, ale literatura mdła, cierpiąca na anemię prawdy, której nie mógł dać.

Skomentuj Robert Mrówczyński Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *