Obrona Jelinek

Artykuł Agnieszki Drotkiewicz w Gazecie Wyborczej udowodnił wściekłymi komentarzami internautów, że Jelinek polskiemu społeczeństwu nie jest, mimo odległej już w czasie nagrody Nobla, obojętna. Warto przyjrzeć się rezonansowi polskiego czytelnika, bez obciążeń „nie” szwedzkich akademików, bez bagażu krytycznoliterackiego. Jelinek, zestawiona z dramatami dzisiejszej polskiej sceny teatralnej, o narkomani, kiszeniu dzieci w beczkach, wrzucaniu ich przez konkubentów do rzeki i wszystkich złych czynów polskiego obywatela, który bliźniemu wyrządził, a który odnalazł swoje odbicie w literaturze, jest inna. Zło zawsze w plotce będzie barwne i fascynujące, przesunie dla strawności odbiorcy w estetyczny horror. Zło literackie Jelinek tego, wbrew zarzutom krytyków, nigdy nie robi.

„Wykluczeni” kipią złem, nienawiścią, męczą i nużą czytelnika, by na końcu doczekał, ku jego przerażeniu i zawstydzeniu, satysfakcji: morza krwi przelanej słusznie, konsekwentnie. Uważny czytelnik odczuje smak własnej ulgi nie w kategoriach odwetu czy poczucia sprawiedliwości. Jelinek źle czytana to Jelinek protestująca i zderzająca turystyczne torty z życiem pod podłogą mieszkania w kamienicy. Nie. Jelinek tworzy świat konsekwentny, powstały z alienacji i oderwania, który narasta pozostawiony sobie, według zasady, że w świecie nie ma pustki. Entropia zaludnia go nie metafizycznym złem, lecz, mimochodem, tak, jak nie odkurzane meble, nie myte podłogi. Brud jest tutaj konsekwencją zaniedbania, a nie zaproszenia. Są wprawdzie echa wpływów: głowa rodziny to były esesman, który wprowadza w dom nawyki. Ale te nawyki, te zabawki w postaci sadystycznych akcesoriów do jego “pornofotografiki” jest zwykłą, niewinną rozrywką skrzywdzonego przez wojnę kaleki. Jeszcze grzech samowoli ludzkiej nie promieniuje. Rodzeństwo wzrosłe na tej glebie nie demoralizuje się ojcem, którym gardzi i się tylko go boi. Jelinek nie szuka nawet przyczyn. Beznamiętnie rejestruje życie maturzystów, równoczesnych młodych przestępców nie jako badacz. Nie jest to też oko Boga. Metoda pisarska Jelinek to raczej przymus patrzenia przez kogoś, kto nie chce patrzeć. To oczy dziecka, któremu historia funduje obrazy wojny. To „szkło boleści” Baczyńskiego, którego z oka nie da się wyjąć. Jelinek nie pisze „chłodnym okiem”. Nie mówi: ot, „Zwyczajne zło”. Groza tego nieprzyjemnego pisarstwa jest właśnie w jego niechceniu. To bycie świadkiem nie z wyboru. To pisane jest z trudem. Zarzucana pisarce sensacyjność, kokietowanie złem, jest głęboko niesprawiedliwe.

Rodzeństwo Anna i Rainer, dzieci Państwa Witkowskich żyją materialnością życia i doświadczeniem przeżycia. Młodzieńczy apetyt na życie degeneruje się bardzo szybko w jego prostej konsumpcji poznawczej i swobodzie wyboru. Wszystkie dostępne narzędzia intelektualne poeta Rainer anektuje dla jedynie jej eskalacji. Intelekt umożliwi dominację nad drugim (Hans, prosty robotnik). Ale łatwość realizacji pragnień w postaci posiadania ludzi i przedmiotów równocześnie rodzą frustrację i nudę.

Nieobojętne są różne spostrzeżenia literackie. Rainer, który na końcu wymorduje metodycznie i bez emocji całą rodzinę wprowadzając w konsternacje policjantów, którzy niejedno już w życiu widzieli, to naznaczone dziecko imieniem największego Austriaka. To nośnik zgubnej w jego świecie spuścizny Marii Rainera Rilkego. Miłość do Sophie wbrew wszystkiemu, pojawiająca się niezamierzona wieź duchowa pchnie go, jak to fachowo nazwała Paulina Kwiatkowska (artykuł jest w linkowanej przez nas „Orgii Myśli”), do totalnej dekonstrukcji. To młodzieniec o wysokich potrzebach intelektualnych. Bataille, de Sade, Camus, Sartre, inspirują go i rozwijają w najgorszym kierunku. Literatura, traktowana przedmiotowo, a nie jako łącznik z nieskończonością, potwierdza jej materialność i brak znaczenia, jeśli nie odnajdzie w człowieku duchowego rezonansu.

Bohaterowie pełni twórczych potrzeb zmieniając świat, kierują się jedynie wygodą i przyzwoleniem. Sadyzm, towarzyszący aktom gwałtu na spotkanych ludziach jest potrzebą, jak u Dostojewskiego, przeżycia metafizycznych dreszczy. Ale te dreszcze nie są natury duchowej czyli nie łączą ich z Absolutem, czy tzw.nieśmiertelnością. Są krótkotrwałe jak narkotyk. Podobnie lubieżność. Scena przymuszenia kochanka Hansa do onanizmu jest fanaberią w kategoriach rozproszenia nudy. Sztuka, muzyka w aspiracjach szkolnych Sophie też nie rezonuje, gdyż odbiorca jest martwy duchowo.

Jelinek odsłania też bardzo prosty mechanizm ludzkiej wygody cywilizacyjnej: pobierania, jak uczeń czarnoksiężnika elementów, które w rękach dzieci stają się narzędziami zbrodni. Jelinek oskarża nie czyny, nie powód tych czynów, a sam żywioł pozostawiony sam sobie, który jak ogień mechanicznie sieje spustoszenie. Ateizm XXI oglądu zła to jego mechanika jedynie, to opadnięcie narosłych przez wieki złudzeń, które stały się już tylko sztuczną ozdobą. Młodzi nihiliści pierwszej połowy dwudziestego wieku, pierwsze pokolenie po wojnie, to jeszcze samo wyniszczające się, nieważne bytowanie na ziemi, które się przyrodniczo unicestwia.

Natura zła u Jelinek nie jest ujęta w filozoficzny system, nie ma ambicji odkrycia jego zagadki. Ot, zamknięta tylko w powieściowej przypowieści o życiu pewnej rodziny lat 50 w Wiedniu, która robi to, co wszyscy w tym czasie na świecie: je, pije, kopuluje. Albo zabija.

Elfriede Jelinek
Wykluczeni
przełożyły z niemieckiego Anna Majkiewicz i Joanna Ziemska
Wydawnictwo WAB 2005

 

kwiaty_sztuczne_z_frankfurtu_nad_menem.jpg

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

25 odpowiedzi na Obrona Jelinek

  1. buk pisze:

    Obiecałem sobie nic nie napisać o Jelinek. Inni czują ją lepiej ( w grę wchodzi także mój prywatny interes: po usłyszeniu jeszcze jednego słowa z trybunału inkwizycji feministycznej, zacznę chyba tęsknić za tą hiszpańską). Ale dostałem skan “Wykluczonych” ( dziękuję!) No i przecieram oczy. To jest chyba jakaś katastrofa translatorska. Książkę napisaną w 1980 rozdzielają tylko 3 lata od “Pianistki”. “Pianistkę” przełożył jasno i zwięźle Ryszard Turczyn w Lnś. Ale “Wykluczeni” z WAB-u to jakieś monstrum…

    O co chodzi w tych oto zdaniach?
    “Słońce świeci w życiu przy zbytku, szczególnie jeśli samemu posiada się zbyt lichy dobytek.”

    “Zapalają się pierwsze lampy uliczne, uderza w nie prąd. Prąd zrobił Hans sam. A nie Pan Bóg. Przecież zawsze podobała ci się twoja praca, przypomina mu matka. Są ładniejsze rzeczy i nawet je znam, zapewnia gorliwie Hans.”

    “Kobieta zawsze chce, by coś w nią wchodziło, lub rodzi dziecko, które z niej wychodzi.”

    “Wkurzasz mnie tymi kretyńskimi pytaniami, stawia się syn i ulatnia, choć nie zjadł jeszcze nic porządnego, to kolejna potrzeba młodzieży”.

    “Wyrzeczenia przychodzą młodości zazwyczaj bardzo trudno, starości łatwiej, ponieważ wcześniej cały czas ćwiczyła wyrzeczenia.” Czy na pewno zdanie tak brzmi po niemiecku? Przecież jest bezsensowne: starość łatwo się wyrzeka, bo ćwiczyła wyrzeczenia młodości, która właśnie z istoty nie potrafi się wyrzekać?

    Dlaczego tak toporna polszczyzna?
    “Anna już nic nie mówi, jedynie w zamyśleniu zlizuje resztki słonego potu ofiary i krew z zadrapań ofiary z prawej dłoni, bijącej dłoni, na co Rainer reaguje spojrzeniem pełnym aprobaty, co u Sophie wywołuje obrzydzenie, a u Hansa potrzebę grzmotnięcia jej po palcach.”

    Albo to:
    “W Annie jest tyle wściekłości, co na pewno bierze się z konfliktu pokoleń, że z wielką chęcią w tym najokazalszym pasażu handlowym Wiednia jeszcze rozwaliłaby oświetlone szyby wystawowe.”

    Czy nie przemyśleć składni zdania?
    “Dlatego teraz dba o poletko rodzinnej chwały, żeby jego żona, ta wywłoka, nie przyprawiła mu rogów z nieuszkodzonymi mężczyz¬nami. Trudno ją odpowiednio nadzorować, a co robi u sklepikarza, kiedy się do niego udaje?”

    Co konkretnie znaczy to zdanie?
    “Miłość do Sophie dotyka Rainera jak cios kantem ręki w szyję, więc do tej dziewczyny, którą skrycie uwielbia, mówi: świadomość coraz bardziej traci z oczu ucieleśnianie się drugiej osoby i wchłania w siebie swe własne, albowiem staje się ono celem ostatecznym.”

    Kompletny dziwoląg.
    “Anna ma 14 lat. Siedzi nago na podłodze z rozłożonymi nogami i próbuje się rozdziewiczyć za pomocą starego lusterka do golenia i żyletki, żeby pozbyć się skóry, która podobno tam narosła”. Do czego w końcu służy ta żyletka: do rozdziewiczania się, czy pozbycia skóry?

    Zastanawiające związki frazeologiczne.

    “Na skwerku za rogiem swobodnie sznurujące po trawie psy paskudzą to tu, to tam.”

    “Po Kochgasse zostały jedynie jasne kręgi, które lampy wystrugują z ciemności domów.”

    “Właśnie nadchodzi czas powszechnie lubianych haftowanych obrazków na ścianę i na dobre wybucha.”
    Ale co wybucha?

    Co to są krzyże od pisania?
    “Matka stoi w mrocznym pokoju, bolą ją krzyże od pisania, wokół niej zapadają zużyte ciemne meble, znak, że niczego się nie dorobiła, to jej wina.”

    “Stary myśli zawsze o śmierci, młody tylko jesienią, kiedy następuje ogólny upadek liści i zwierzyny”.
    Ogólny upadek liści?

    “Dywan tworzy rozległą, miękką perską powierzchnię, Sophie jest jak coś, w co trzeba wejść, ale nie wiadomo jak, ponieważ nie ma się czego chwycić.”
    Ale kto nie ma się czego chwycić: Sophie, czy wchodzący?

    I to tyle po lekturze 30 stron “Wykluczonych”. Tym razem Jelinek dostała cios od polszczyzny.
    ~buk, 2006-01-10 09:31

  2. Inżynier Jacek pisze:

    Może nie jest łatwe tłumaczenie Jelinek. Nie znam języków naszych sąsiadów, ale instrukcje techniczne potrzebne w moim zawodzie są w lot rozumiane w niemieckim, lepiej, niż w polskim. Zdaje się, że analogicznie przełożone części ciała brzmią bardzo ordynarnie. Może Jelinek stałaby się plugawa, a książka opowiada przecież o szkole i młodzieży. Chyba wydawca pragnął pozyskać i tego czytelnika, nie tylko dzisiejszą kobiecą Inkwizycję.
    ~Inżynier Jacek, 2006-01-10 11:25

  3. buk pisze:

    W Witkowskim nie odnajduję się, szału nie dostaję ( czytając Jelinek), a wręcz przeciwnie: z satysfakcją czytam “Pianistkę” w przekładzie Turczyna), uważam się za uczciwego, cytatów nie wyrywam z kontekstu ( mam przepisać cały przekład?). Po takim dictum Przechodnia, przypomina mi się pewna sentencja z sakramentu spowiedzi: “A teraz ojcze duchowny proszę o pokutę i rozgrzeszenie”. Otóż nie mam zamiaru prosić o pokutę za nieczytanie “Wykluczonych” na klęczkach. To po stronie Przechodnia leży dowiedzenia, że mamy do czynienia z dobrym przekładem i że różnice między przekładem “Pianistki” a “Wykluczonych” tkwią w niesztampowym kolorycie języka Jelinek w tym drugim dziele.
    ~buk, 2006-01-10 16:53

  4. Przechodzień pisze:

    W żadnym razie nie “piłem” do Buka, nie wiem jak mu to przyszło do głowy? Piłem do 200 tys. armii polskich Witkowskich (zarejestrowanych aktów przemocy, molestowania seksulanego itp. w rodzinie) i 200 tys. armii polskich Witkowskich nie zgłoszonych do tej pory, ale wg policji istniejących. Sam poznałem 5 Witkowskich, choć wcale się nie starałem.
    Nie pisałem, że przekład jest genialny, ale tak jak ZaDuży, uważam, że nie przeszkadza w zroumieniu dzieła.
    W sentencji noblowskiego uzasadnienie, który Buk porównał do potopu powikłanego banału, a o autorstwo pomówił Berezę, napisano iż prace Jelinek wyrastają z austriackiej tradycji wyszukanej językowo krytyki społecznej, której prekursorami byli Johann Nepomuk Nestroy, Karl Kraus, Odon von Horvath, Elias Canetti, Thomas Bernhard oraz twórcy Koła Wiedeńskiego. Musi to być prawda, bo nawet w tak ułomnym przkładzie odnajduję przyjemność, jaką miałem podczas lektury Canettiego czy Bernharda, pewnie lepiej przełożonych. No, ale degustibus est….
    Nie wiem jak może się podobać sam przekład, a książka i autor, a nawet jej wizerunek zdecydownie nie (“znieść wzrok bladej Jelinek z telebimu to już dla mnie dosyć” – Buk przy okazji Nobla dla Pintera) To duża dla mnie zagadka.
    ~Przechodzień, 2006-01-11 10:30

  5. Przechodzień pisze:

    “Słońce świeci w życiu przy zbytku, szczególnie jeśli samemu posiada się zbyt lichy dobytek.” -to wolna trawestacja znanego przysłowia: biednemu zawsze wiatr w oczy.

    “Kobieta zawsze chce, by coś w nią wchodziło, lub rodzi dziecko, które z niej wychodzi … Rainer układa wiersz i przychodzą mu bezwiedne myśli o starzejącej się matce i ukochanej Sophie. To są myśłi robocze, ale Rainer nie jest wybitnym poetą i Bukowie ma prawo się to nie podobać.

    “Matka stoi w mrocznym pokoju, bolą ją krzyże od pisania…” jak ktoś dużo pisze, to go mają prawo zaboleć krzyże. Wówczas można sobie pozwolić na taką licencję: bolą mnie krzyże od pisania. W końcu nie wiadomo ile człowiek nosi w sobie krzyży. Czasami mogą boleć od samego czytania, a nawet od myślenia.
    …”wybucha czas na haftowane obrazki – ja pamiętam jak ten czas wybuchł, albo te liście, ich ogólny upadek – bardzo świeże i niesztampowe! albo te sznurujące po trawie psy – zupełnie cudowne! jak się ma rzepy trudno zrozumieć tę przenośnię.

    Jeśli prośbę Buka traktować poważnie, to już na tych kilku przykładach widać jak łatwo, przy odrobinie dobrej woli się z tym uporać i to bez niczyjej pomocy. To wszystko bardzo poetyckie i bardzo mi dogadza, zwłaszcza ta niepoprawność i nieporadność bliska temu co słyszę wokół.
    Może nie jest to najlepsze tłumaczenie, bo Jelinek dostała Nobla między innymi za nowatorstwo w posługiwaniu się językiem i może to za trudne dla tłumacza i czytelnika, ale metoda wyjmowania pojedynczych zdań z kontekstu nie jest najuczciwszą metodą, jeśli chce się dotknąć krzyży, które bolą Jelinek. Buk po prostu ma na Jelinek uczulenie, jak ów szwedzki akademik, czemu dał wyraz przy okazji Nobla dla Pintera. A na uczulenie nie ma żadnej rady.
    Ciekawe, że w GW dostało się za to samo, ale nie Jelinek tylko biednej Drotkiewicz.
    Co by nie mówić, uczciwi znawcy (jak uczciwi znalazcy) literatury muszą przyznać, że portret starego Witkowskiego genialny, bo uniwersalny. Każdy mężczyzna trochę siebie w Witkowskim odnajdzie. Jednak tylko odważny i uczciwy się do tego przyzna. Reszta dostaje szału.
    ~Przechodzień, 2006-01-10 14:24

  6. Ewa pisze:

    Przechodniowi z pewnością nie chodziło o jakieś swoje czy innych czytelników identyfikacje! Jest jednak w dziełach literackich ślad czasów i epoki, zrozumiały tylko przez współczesnych. W naszej klatce schodowej były trzy rodziny patologiczne (wszyscy dziwnym trafem zapili się na śmierć przed czterdziestką, w jednej interweniowałam w sądzie, ale trójki dzieci i tak nie uratowałam. Mężczyzna się nie tylko nie identyfikował z Witkowskim, ja natomiast zostałam zidentyfikowana jako przewrażliwiona sąsiadka przez sędzinę). Niestety, nie mam tak absolutnego słuchu literackiego (chyba to jest pochodne muzyce), by zakwestionować ten przekład, nie mając żadnych odniesień w oryginale. Ale tezą mojego tekstu był raczej inny problem, jeśli będzie tu omawiane “Ciało Obce” Ziemkiewicza, to może powróci: czy Jelinek opowiada o swoich bohaterach w kontekście społecznym i historycznym, czy jest bardziej uniwersalia. Czy pojawiający się sadomasochizm w obu powieściach jest wynikiem zewnętrznego wpływu (u Jelinek faszyzm, u Ziemkiewicza wychów przyszłych żon). I czy jest to moralitet. W tekście chciałam napisać, że nie.
    ~EwaBien, 2006-01-10 20:25

  7. Za Dużo pisze:

    Coś w narzekaniach Lecha na przekład jest, ale to chyba nie ta parafia, w której przystępuje się do sakramentu dziełożeństwa. Choć tłumacz mógł spartaczyć warstwę stylistyczną, kalecząc tok wypowiedzi, z pewnością nie przesłania to ogólnej wymowy dzieła, umożliwiając wżenienie się w jego przekaz. Złość rodzimych odbiorców (proszę o linka!) na panią Jelinek wynika z faktu, iż w jej dzieła nie da się wżenić niczym dajmy na to, rodzinę dystyngowanej guwernantki, ważącej słowa i dbającej o osobistą kulturę. Jelinek jest, za przeproszeniem dam, parskającą klaczą, z uszami większymi chyba niż u słoniów lingwizmu, bo perfekcyjnie daje wrażenie języka podsłuchanego. Gdyby tylko Masłowska poszła drogą austriackiej Noblistki, polska proza wreszcie otrzymałaby jakiś skandal estetyczny, a nie pompowane splunięciami pseudoautentyzmu wypracowania z tumiwisizmu. Jelinek bardzo łatwo ustrzelić, bo pojemna konstatacja społecznego brudu przechodzi u niej płynnie w ogólną krytykę zmaskulinizowanej cywilizacji, krytykę prędzej wyrastającą z obsesji niż faktycznej obserwacji. Nie byłaby ona wiarygodnym świadkiem żadnego procesu, natomiast świetnie spełniłaby się w roli nawiedzonego ławnika. Przesada, popadanie w emfazę stylu, poglądowe zacietrzewienie, no i brud pod paznokciami narracji. Twórczość Jelinek przypomina o ułomności litery. Lepsze wszak to kalectwo niż skolioza prozy zaangażowanej.
    Za Dużo, 2006-01-10 21:36

  8. Przechodzień pisze:

    http://serwisy.gazeta.pl/wyborcz a/1,34474,3101603.html to link do złości rodzimych odbiorców.

    ZaDużo oddał sprawiedliwość Jelinek, krótko, węzłowato, no, świetna robota.
    I to “pompowane splunięciami pseudoautentyzmu wypracowania z tumiwisizmu” jest niczym jelinkowski prąd, który “uderza w uliczne lampy” w tym również Lampy literackie, jak strzał w dziesiątkę.
    ~Przechodzień, 2006-01-11 10:41

  9. buk pisze:

    Odpowiedzi na twoje pytania, Ewo ( agresja, masochizm, przemoc etc.) są w interesującym wywiadzie z Jelinek w Lnś. 1-2/1997 “W ogóle mnie nie ma…”. Są tam, jak sądzę, kluczowe tezy światoodczucia Jelinek. Powiedziałbym: akty założycielskie jej pisma.

    Posłuchaj: “To upokorzenie, jakim jest pisanie utworu, który – by sformułować to z pewną przesadą – z góry skazane jest na pogardę, wywołuje we mnie tę agresję, którą bardzo dobrze potrafię rzutować potem na moje postaci”.

    “Dla kobiety już samo pisanie jest aktem przemocy, ponieważ podmiot żeński nie jest podmiotem mówiącym”.

    “Rozumiem nienawiść kobiet do samych siebie: kobiety karzą siebie również za to, że przekraczaja ustalone granice”.

    I mnóstwo innych uwag, w których tli się jakiś pierwiastek samozniszczenia ( Jelinek chciałaby napisać coś lekkiego, aby uciec “potwornym męczarniom”). To są cytaty-urwiska. Przepaście psychoanalityczne. Lacan stworzyłby kilka seminariów. Bez wątpienia Austriacy ( ze swą nienaruszalną substancją nazizmu) nienawidzą Jelinek. Ale przecież pozwalają jej mówić. Chyba jednak nawet tę możliwość mówienia włącza ona w totalność opresji, jaką jest bycie kobietą-ofiarą. Ona chyba włącza się w prastary austriacki instynkt samobójczy. Tylko jak unicestwić pisanie za pomocą pisania, obrazy za pomocą obrazów, Jelinek-ofiarę społeczeństwa za pomocą Jelinek-podmiotem języka? Nadzieję pokładała Jelinek w komunistycznej reorganizacji życia publicznego, ale i ten mit prysł. Przypomina się miniatura Kafki o martwym Don Kichocie, który “usiłował wymacać w sobie szpadą miejsce ugodzenia, i czynił to gorliwie, choć bezskutecznie.” A póki co w tej bezlitosnej i morderczej walce ze zmorami świata austriackiego, świat ten toczy się swoim rytmem i oto w EMULE mamy ( po niemiecku) “Historię scen erotycznych od Hildegardy z Bingen do Jelinek” (220MB). Być może tylko to sytuowanie Jelinek w bliskości Hidegardy ( dodałbym: i S.Weil, i Cwietajewej, i świętych histeryczek) ma w sobie jakiś sens. Od tych kobiet na pewno pada mocniejsze światło na Jelinek niż z erotycznych scen Jelinek pada na historię pornografii.
    ~buk, 2006-01-10 22:21

  10. Ewa pisze:

    Dobrze, dotrę do “Literatury na Świecie” jak minie mróz zewnętrzny i wewnętrzny, na razie pozostaje tylko intuicja. Podejrzewałam, czytając “Wykluczonych”, że to pisanie to prawdziwy obóz koncentracyjny, w odróżnieniu do debiutanckiej książki Drotkiewicz z takim obozem w tytule. Ale oglądając fotki na stronie WWW Gil Gilling z rozdania Paszportów, wszystko jest szalenie łatwe i przyjemne. Wytwarza się tam nawet Ciepło, o które podobno tak dzisiaj trudno. Jest jednak coś wampirycznego i pasożytniczego w pozyskiwaniu tej temperatury.
    EwaBien, 2006-01-11 11:27

  11. Wanda Niechciała pisze:

    “Wykluczeni” są chyba tego samego ładunku co filmy “Ken Park” Lary Clarka i Eda Lachmana czy nawet, bardziej artystycznego, “Marzycieli” Bertolucciego. Też myślę, że Jelinek wyrzuca z siebie te obrazy, a nie delektuje się procesem pisania i stąd w czytelniku ta irytacja, która się udziela. Wolter uważał, że nie należy historycznie rozpatrywać takich różnych dziwolągów ludzkości, władców, którzy nic dobrego ludzkości nie uczynili. Miałby pewnie na myśli Hitlera.
    “Lampa”, która została wczoraj naznaczona wzorcowym pismem kulturalnym nagrodą “Paszportu Polityki”, skierowała automatycznie wagę niezdecydowanych polskich Kaowców na swój profil. Maturzyści, jak czytam na “kumplach”, będą skutecznie walczyć o czytanie Shutego zamiast “Przedwiośnia”. Liderki kultury będą miały w dalszym ciągu pieniądze na operacje plastyczne i staną się nieśmiertelne i wieczne. Tylko mechanizm żerowania, o którym pisze Ewa, nie jest wieczny, zawsze kończy się po prostu zjedzeniem definitywnym.
    ~Wanda Niechciała, 2006-01-11 11:52

  12. Ewa pisze:

    Jeszcze odnośnie Witkowskich, to nie wszyscy źli. Wczoraj wielka porażka Michała Witkowskiego w czasie rozdawania Paszportów Polityki niesprawiedliwa. Był jedynym odpowiednim kandydatem to tej nagrody i jest obiecującym talentem młodej literatury. Szkoda.
    ~EwaBien, 2006-01-11 17:52

  13. MadkumeSZ pisze:

    Egzaltowany i niedorzeczny gest Pianistki w końcówce filmu pozostawił mię w konsternacji i dopiero, gdy otworzyłem książkę, stwierdziłem, że może być interesująca głównie ze względu na sposób obrazowania i język. Ale nie mam ochoty wchodzenia w pismo Jelinek, zaangażowania się w lekturę Wykluczonych, jak ona angażuje się w zło. Dzieje się tak być może dlatego, że piekło nie potrzebuje samej diagnozy w postaci opisu, piekło jest zbyt oczywiste. Twierdzenie, że literatura zaangażowana to taka, która stawia diagnozę wydaje się nieporozumieniem. Literatura zaangażowana p r z e k r a c z a diagnozę, nie pociesza, ale w jakiś mniej oczywisty od powszechności piekła sposób przekracza je.
    Co może objawić Jelinek poza truizmem o samowpowielaniu się i tępej wędrówce zła, o możliwościach pornografii i ludziach psujących się, nudzących i kostniejących.
    Literatura, która ma jakoby zostawiać człowieka ze śladami krwi na rękach, bez intencji współczucia, jest zakreśleniem kolejnego kręgu piekła. Patrzeć na okrucieństwo i być zmuszanym do patrzenia to nie postulat buntu. Patrzeć dokładnie wprost, w realność zła, aż do bólu to równocześnie pastwić się nad bohaterami, jak się pastwi w dzieciństwie nad żabami, obserwując ironicznie ich agonię albo nacina się ręce żyletką. Tymczasem w obliczu zła można tylko pomóc lub odejść. Przekroczyć zło, stać się złym, lub umrzeć.
    Pismo Jelinek, w którym bohaterowie stają się źli wydaje się jednocześnie właśnie umieraniem. Upokarzającą świadomością umierania narracji, bez wyszukania, bez maski jakiejś poprawności stylistycznej i politycznej. Język, obrazy jak ofiara wchłaniająca zło w siebie.

    Za tych – co batem ścięte liście,
    Za tych – co ptaki z wosku lane,
    Tych – co im krew znużenia tryśnie,
    I tych – co wbici cieniem w ścianę –
    I za zwierzęta konające,
    Którym powoli oczy bledną –
    – chciałbyś odrzucić Bogu – życie,
    umrzeć raz drugi jak Zbawiciel;

    ale zawarty tobie upływ
    krwi i związane ręce w supły,
    bo ty nie twórczym niepokojem,
    a tylko – że się patrzeć boisz.

    Odwracając nieco ten wiersz Baczyńskiego, czy nie można by powiedzieć, że Jelinek odważnie patrząc na złe, jednocześnie boi się dobrego, bo nie ufa.
    Powieściopisarz może nie rozumieć swoich bohaterów, może ich nie znać albo potępiać, ale musi znaleźć w nich nadzieję, jak Dostojewski w Raskolnikowie. Inaczej nie ma mowy o żadnej zaangażowanej etykiecie, jedynie, co może paradoksalnie zabrzmi, o zupełnym oderwaniu od rzeczywistości. Nie chodzi o rozwiązanie metafizyczne czy religijne, ale o to, że opowieść konsekwentnie odkrywająca brud i kończąca się śmiercią, staje się przypowieścią zamkniętą i jednostronną, a tym samym powieścią z tezą, że miejsce opisywane, w jakiś sposób symbolizujące świat i bohater, w jakiś sposób mówiący o człowieku są przesiąknięte złem, dewiacją, alienacją i głuche. Oczywiście tak jest. Ale jest też inaczej, o czym wie przecież czytelnik.
    ~MadkumeSZ, 2006-01-11 19:22

  14. Za Dużo pisze:

    Słowa guru MadkumeSza pobrzmiewają tęsknotą za moralnym imperatywem pisarstwa, moralnym nie w prostym sensie ustalania jakiś hierarchii ludzkich występków, lecz rozumianym jako wewnętrzna powinność sprawiedliwej parcelacji wizji świata, takiej, która krew, pot i łzy traktuje jako zaproszenie do wspinaczki, nie zaś opadania w dół. Jest to cecha, częściej występująca w mistyce, niż literaturze. Literaturą bowiem władają w gruncie rzeczy tendencje straceńcze, Jelinek, jeśli fascynuje, to poprzez typowość tej transgresji, wymiany ciosów między rozdmuchanym światem zewnętrznym, a skuloną osobowością autora. Wyklucza to wspomnianą wyżej moralność, gdyż wizja rzeczywistości pęcznieje do rozmiarów hiperboleści, natomiast subiektywny ogląd zamienia się w pudło rezonansowe owej zewnętrzności. Zatrzaśnięta w tej relacji Jelinek może sadomasochistycznie drążyć w otwartych ranach. Ciekawy jest splot owej psychomachii z radykalizmem ideologicznym. Jelinek wpycha się w feminizm, robi z niej polityczną aktywistkę, bierze się za wzór postawy przeciwko hipokryzji mieszczaństwa, jednostkową traumę zamienia się w uniwersalną lekcję rewolucyjnej agitki.Tak zrobiła Drotkiewicz w swoim artykuliku, czyniąc austriackiej pisarce niedźwiedzią przysługę. Tekst kompletnie chybiony. W Polsce wszyscy chorują na utylitaryzm. Ponieważ językowo rozwiązła proza Jelinek zdaje się niczemu nie służyć poza osobistym interesem autorki (poddającej się seansom okropności), trzeba zatem zasadzić w jej twórczość flagę zaangazowania. Drotkiewicz zatem sadzi się z impetem, doskonale podkładając się konserwatywnym oszołomom. Wracając jednak do samej Jelinek i postulatów, wyrażonych w komentarzu MadkumeSza, niezmiernie ryzykowne jest wymaganie od literatury, by potrafiła w miejscu brutalnej wiwisekcji zrobić uskok w sumienie. To wymaga chirurgicznej precyzji, inaczej łatwo nagle znaleźć się w pisarstwie tendencyjnym. Poza tym, cała literatura zachodu jest ufundowana na złu nienazwanym, więc czemuż by nagle taka Jelinek miała owo zło nazywać i szukać dla niej przeciwwagi. Na pewno jej proza posiada wyporność samookaleczenia, a to już dużo w sterylnym świecie autorów mózgowiczów.
    Za Dużo, 2006-01-11 21:47

  15. Ewa pisze:

    Czasami czytelnik wie jeszcze gorzej, niż widzi to Jelinek. Może to kwestia nastroju, etapów życia. Czasami czarna literatura jest oczyszczeniem, nigdy perwersją. Może do Jelinek trzeba dorosnąć. Może niesprawiedliwe jest wymaganie ZaDużo od Masłowskiej dojrzałości Jelinek. Literatura ma prawo badać wszystkie zakamarki ludzkie i też tabu. Z pewnością życie może być potworniejsze od skromnego opisu Jelinek, nie ma się co tak obrażać. Okrucieństwo i rozkosz mają w obie strony strukturę nieskończoności. Nie wolno oskarżać pisarza o produkcję zła, bo dojdziemy do paradoksu kaznodziei. A dlaczego zakończenie “Pianistki” Hanekego niedobre? Hanekego właśnie ściągamy wszystko, może wysłać? W Tygodniku Powszechnym entuzjastyczne recenzje. To bardzo religijny reżyser!
    A Dostojewski żył przed Holokaustem. Nie wszystko pojmował. Nie znaczy, że było wcześniej lepiej, tylko pisarze nie wszystko jeszcze wiedzieli. Przecież kobiety u Dostojeskiego są absurdalne! Sonia idąca na katorgę, prostytutka Sonia, ofiara, uczucia wyższe(?) Naiwność też jest literacko piękna (Myszkin).
    ~EwaBien, 2006-01-11 22:03

  16. Ewa pisze:

    Tak, dla mnie też niedobra recenzja Drotkiewicz w GW, chodziło mi bardziej o komentarze. Ale gorsza jest Anny Dziewit w Czytelni Onetu, przedruk z “Lampy”. Na poziomie licealnego wypracowania.
    http://czytelnia.onet.pl/0,34953,0,13474,0,0,Nienawi¶ć_i_¶mie rć_w_Wiedniu,recenzje.html
    ~EwaBien, 2006-01-11 22:33

  17. MadkumeSZ pisze:

    Gest Pianistki jest histerią alienacji, podobnie jak Sonia to histeria poświęcenia. Obie bohaterki na swój sposób są absurdalne.
    Oczywiście, że recepcja zależy od etapów i nastrojów. Nie oskarżam pisarza o produkcję zła. Jeśli powiedziałem, że jest to zakreślenie kolejnego kręgu piekła, to w sensie zakreślenia jako wytyczenia linii i objęcia obszaru, czyli stworzenia pewnej przestrzeni obrazującej zło, nie zła jako faktu. Jelinek przedstawia zło, co należy do tematów podejmowanych przez literaturę, i jest to przedstawienie interesujące. Zastanawiam się tylko czy chodzi o samo wskazanie, przyglądnięcie się temu miejscu, czy też o przejście przez nie. Innymi słowy czy powieść stawia czytelnika w roli biernego odbiorcy obrazów, czy też wskazuje jakiś kierunek, jakąś możliwość. I znowu nie w sensie dialektycznego wyboru, żadnego uskoku w sumienie, ale w sensie, czy to pismo potwierdza ostateczną alienację, czy też próbuje stworzyć więź. Czy jest ruchem, w którym narrator i czytelnik idą ramię w ramię, czy agresją, którą narrator wyładowuje tak na bohaterach jak na czytelniku.
    Wierzyć w dane z wiwisekcji jest równie ryzykowne jak wierzyć w precyzję dialogu. Sztuka to jest podwójne ryzyko. Tym bardziej po Holocauscie.
    ~MadkumeSZ, 2006-01-12 16:59

  18. Ewa pisze:

    Myślę, że najlepiej MadkumeSzowi odpowie Buk, znawca twórczości kobiet, którego komentarza nie da się chyba wkleić ze względu na objętość. Spróbuję komentarz podzielić i może wtedy się wyświetli. Z mojej strony tylko dodam, że każdy twórca to neurotyk i każde jego dzieło jest w pewnym sensie histeryczne. Jelinek bada literaturą świat po swojemu i z pewnością, jak każdy twórca przeżywa przy tym swoją satysfakcję. Artysta tym się różni od naukowca, że to robi z innych pobudek, też determinizmu wewnętrznego (by nie oszaleć). Dostojewski to mój ulubiony pisarz i też napisał, jak napisał. Nie można chyba od literatury za dużo wymagać.
    By pozwolono kobiecie pisać, musi stać się feministką, mimo, że bardzo tego nie chce.
    ~EwaBien, 2006-01-12 18:50

  19. Ewa pisze:

    Niestety, nie da się komentarza Buka wkleić w żadnej postaci (sabotaż feministek z zewnątrz bloga). Wkleję jak Ich czujność będzie uśpiona, czyli po pojawieniu się nowego tekstu wiodącego.
    EwaBien, 2006-01-12 19:14

  20. buk pisze:

    Ponieważ sprawdzam tylko, czy mogę coś wkleić, niech porządzą tu przez pewien czas dwie zakonnice, zamiast Jelinek. Ta historia wysławia także piękną pozafeministyczną inteligencję kobiet ( gardząc jednocześnie głupim bezwstydem mężczyzn)

    Historia zakonnic.

    Byly sobie dwie zakonnice…

    Jedna z nich nazywana byla Siostra Matematyka (SM),

    a druga znana byla jako Siostra Logika (SL).

    Sciemnia sie a one wciaz sa daleko od klasztoru.

    SM: Czy zauwazylas, ze sledzi nas jakis facet od
    trzydziestu osmiu i pól minuty? Zastanawiam sie czego chce.

    SL: To logiczne. Chce nas zgwalcic.

    SM: Oh, nie! W tym tempie dogoni nas w ciagu 15 minut!
    Co mozemy zrobic?

    SL: Jedyna logiczna rzecza jaka mozemy zrobic to oczywiscie isc szybciej.

    SM: Nie dziala.

    SL: Oczywiscie, ze nie podzialalo. Ten facet zrobil jedyna
    logiczna rzecz. Równiez zaczal isc szyciej.

    SM: Wiec co powinnysmy zrobic? W tym tempie dogoni nas w ciagu minuty.

    SL: Jedyna logiczna rzecza jaka mozemy zrobic to oczywiscie rozdzielic sie.
    Ty pójdziesz tamta droga a ja ta. On nie moze sledzic nas obu jednoczesnie.

    Mezczyzna postanowil isc za Siostra Logika.

    Siostra Matematyka dotarla do klasztoru i zaczela martwic sie o Siostre Logike.

    Siostra Logika w koncu dotarla.

    SM: Siostro Logiko! Dzieki Bogu juz jestes!
    Opowiedz mi co sie stalo!

    SL: Wydarzyla sie jedyna logiczna rzecz.
    Mezczyzna nie mógl sledzic nas obu wiec poszedl za mna.

    SM: Tak, tak! Ale co bylo pózniej?

    SL: Stala sie jedyna logiczna rzecz. Zaczelam biec najszybciej
    jak potrafie ale on równiez zaczal biec najszybciej jak potrafi.

    SM: I?

    SL: Stala sie jedyna logiczna rzecz. Zlapal mnie.

    SM: Oh, biedactwo! Co zrobilas?

    SL: Jedyna logiczna rzecz.
    Podnioslam moja spódnice.

    SM: Oh, Siostro! Co zrobil mezczyzna?

    SL: Jedyna logiczna rzecz jaka mógl zrobic.
    Opuscil spodnie.

    ! SM: Oh, nie! Co bylo potem?

    SL: Czy to nie logiczne, Siostro?
    Zakonnica z uniesiona spódnica moze
    biec szybciej niz facet ze spuszczonymi spodniami.

    A dla wszystkich, którzy mysleli, ze bedzie cos brzydkiego:

    Zmów dwie Zdrowaski!
    ~buk, 2006-01-12 20:25

  21. Wanda Niechciała pisze:

    To może ja spuentuję dowcip Buka: mężczyzna wyłącznie traktuje kobietę w kategoriach żądzy, a nie jej matematycznym, czy logicznym zdolnościom. Kobieta może uniknąć takiego traktowania tylko dzięki właśnie swej inteligencji, wyzyskując jedynie jej brak w mężczyźnie. Nie robi się tej inteligencji z tego wiecej. Niczego dobego nie przybywa, a energia ulatuje. Jelinek nie może uciec z Austrii, bo Austria jest wszędzie. Może jedynie robić ordynarne gesty, ją przedrzeźniając.
    Wanda Niechciała, 2006-01-12 21:56

  22. buk pisze:

    A właśnie, kiedy to piszesz, w studiu u Lisa siedzi 7 mężczyzn ( polityków), a w Debacie TVP- 10. I nie ma ( prócz Gawryluk) żadnej kobiety, która wyzyskałaby ich słabości. I wszyscy oni to cierpiące żertwy polskiej demokracji. I gdzie jest ta IV RP? Czy nie powiniśmy spuścić spódnic( przepraszam za tą autofeminizację), żeby oni spuścili spodnie i gdzieś wyłożyli się na zakręcie? I tak sobie myślę, co będzie pierwszym osiągnięciem IV RP? Być może zmiana, na modłę rewolucji francuskiej, kalendarza. Będziemy mieć takie na przykład daty – jak Francuzi mieli 20 messidora, 1 frimaire`a – 21 Kaczyńskiego, 14 Marcinkiewicza, 6 Ziobro.
    Na razie jesteśmy ( w wewnętrznym czasie blogowym) w 12 Jelinek, ale to się skończy w sobotę: 14 Kuczoka.
    ~buk, 2006-01-12 23:00

  23. Ewa pisze:

    To może 18 Proust, a potem jak wyda, laureat Paszportu, Marek Krajewski “Śmierć w Breslau”. Wysłałabym pliki mówione, można w czasie mycia naczyń…
    ~EwaBien, 2006-01-13 08:47

  24. gender pisze:

    Komplementarność partnerów nie musi być tej samej płci. Jak w “Uczcie” Platona. Natomiast musi być zachowane ich partnerstwo i równość. Jeśli to nie zachodzi, mamy zawsze przemoc w postaci marginalizowania odmieńców. Kobieta, Żyd i Homoseksualista traktowani podejrzanie i zespołowo, kolektywnie, bez uwagi na ich zróżnicowane, wartość indywidualnego człowieka, mogą też być wykluczani poprzez oburzenie, że się tego nie robi (pamiętne słowa księdza Jankowskiego, że kocha Żydów). Jelinek pisze o tych nieuchwytnych niuansach, tak trudnych do udowodnienia.
    ~gender, 2006-01-13 11:35

  25. Ewa pisze:

    A jednak “Wykluczenie” jest determinowane płcią. Inaczej wyklucza mężczyzna, inaczej kobieta. Na wernisażach moja koleżanka klasowa, dzisiejszy adiunkt ASP nie przyznaje się do mnie i mnie ignoruje. Natomiast jej mąż, profesor tej samej uczelni i kolega z tej samej klasy, wyłuskuje mnie z tłumu wernisażowego i mnie publicznie, ostentacyjnie, protekcjonalnie całuje, by potem dołączyć do swojej komplementarnej połowy.
    ~EwaBien, 2006-01-13 11:44

Skomentuj Wanda Niechciała Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *