Wszystko co wiemy o TP, co piszą sieciowe blogi, witryny i cały szum sprowokowany pytaniem – czy format mniejszy jest de facto większy, czy wręcz przeciwnie – nie uczyni marketingowo dla niego niczego więcej.
Tygodnik Powszechny był misyjny, był legendą, czego nie da się zakwestionować.
I dlaczego nie mógłby tym być w dalszym ciągu?
Dlaczego pismo o bardzo określonym profilu, o prawej i szlachetnej postawie tego nie robi?
Dla kogo jest Tygodnik? Dla czytelnika, czy czytelnik dla Tygodnika? Komu jest potrzebny Tygodnik?
Czytając w stopce nazwiska znane, wielkoformatowe postacie galerników naszej kultury trudno posądzać o gwałtowną potrzebę pozyskiwania etatowych pieniędzy czy starczy sentymentalizm.
Tygodnik z pewnością wie to co i ja wiem: żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało (Mt 9,36-37).
I nie można czytać dzisiaj Tygodnika Powszechnego inaczej, niż w kategoriach zmarnowania.
Wszystkie “nowości” i młodzieżowe tematy, (co robi syn Jerzego Przybory, córka Ewy Błaszczyk; czy Młynarski jest wieszczem; co myślimy o Sasnalu skoro jest kupowany; co piszą w Nieszufladzie, czyli że być może socjologia jest poezją), to nie są przynęty uwodzicielskie. Nawet ortodoksyjny Artur Sporniak nie otwiera się, mimo pozoru braku ortodoksji na prawdziwe bolączki małżeńskie dzisiejszej młodzieży.
Tygodnik pozostaje w sferze pobożnych życzeń nie dotykając istotnych problemów nie tylko religijnych, ale i etycznych.
Kuriozalny artykuł o zwierzętach („Lwy są niebieskie”) Piotra Mucharskiego w kontekście światowych głosów, np. batalii Petera Singera o uwolnienie laboratoryjnych zwierząt jest jedynie bredzeniem „podróżnika cichorodka”.
Z całym szacunkiem dla Józefy Hennelowej, oddającej w felietonie hołd wielkim osobowościom Tygodnika, które burzliwie niejednokrotnie się z nim rozstawały, warto może pomyśleć właśnie o tych, którzy z Tygodnika odejść nie chcą i nie zamierzają.
Nie chcę pisać o religii, gdyż Tygodnik Powszechny jest pismem katolickim i ma takim być. Jednak sprawa wiary jest intymnym duchowym wymiarem piszącego, nigdy propagandą i urzędowym zapisaniem. Toteż cudowność świata, nawet w kontekście tak wielkiego autorytetu, jakim był i jest Jan Paweł II, nie może schodzić do zabobonu i konserwatyzmu, powodującego jedynie ośmieszenie. Wymiar mistycyzmu nie pojawi się przecież w reportażu, jest funkcją sztuki i wymaga wyżyn maestrii.
Bardzo potrzebuję Tygodnika Powszechnego.
Redaktorzy, którzy nad nim pracują, nie zdają sobie sprawy, jak bardzo.
Co się Pani nie podobało w artykule Maliszewskiego?
Oczywiście nie to, co komentatorce sieciowego wydania TP (wolałabym, by sieciowe wydanie nie miało opcji komentarzy, gdyż wielorakie odcienie polskiego katolicyzmu tam się bezkarnie wypowiadają niepotrzebnie absorbując swoją bzdurą).
Nie przeczę, że Maliszewski jest bardzo dobrym fachowcem, jednak Nieszuflady nie powinno się namaszczać i niezorientowanym prezentować jej wysokich wartości artystycznych, gdyż jest to nieprawda.
Czytam Nieszufladę od lat i obserwuję selekcję negatywną. Każde uogólnienie jest fałszywe, ale przecież nie można mechanizmu sieciowego przyrównywać do tak subtelnego procesu, jak rozwój indywidualnego talentu, który może się ewentualnie rozwinąć wbrew, a nie za przyczyną. I wtedy Nieszuflada może być dumna, nie na odwrót.
Potrzeba pisania wierszy jest odwieczna i nie trzeba tego higienicznego portalu demonizować. PRL demonizował, namaszczał. Wystarczy.
Natomiast choroby hodowane taką sytuacją (wygrywane konkursy, polecenia, koterie) oczywiście przemilczane.