Oglądając okładkę „Lampy” z Władysławem Broniewskim i wpatrując się w kwadratową, urzędniczą twarz poety, można zakwestionować całą wiarę w sztukę, jaka do tej pory tliła się całkiem przyzwoitym płomieniem. Gdy dowiemy się jeszcze, że jego portret nasmarowany kredą na tablicy przez Rafała Bujnowskiego w galerii “Raster” to nic innego, jak jego szkolna, proustowska magdalenka, to sztuka staje się jedynie opresją i prześladowaniem.
A jednak Deleuze dowodzi, że specjalnie dla nas, z belle epoque magdalenką Proust śle nam znaki.
Edmund Wilson porównuje Prousta do muchy, której wielościenne oczy widzą wszystko. Czytelnik zmylony tą wiedzą o autorze, który sam się też tym dziwi, myśląc że wie wszystko o swoich bohaterach wraz z nim wchodzi w kolejne zadziwienia z autorem: pani de Villeparisis, której nieskazitelną kobiecą przeszłość demaskuje w Wenecji Narrator. Napięcia zagadek, niewiedzy i wielkiego wysiłku odkrywania poszczególnych warstw arcydzieła Prousta wraz z tym, że kto tej pracy zaniedba, przegra odczytanie prawdziwej literatury, przegra też swoje życie.
Zakochany w swoim obiekcie badań biograf George Painter, wchodzi z zachwytem w poszczególne epizody życia Prousta o wschodnich, wielkich oczach, wzruszającym głosie, metafizycznym umyśle, arabskim nosie (Wilson), by w drugim tomie skonsternowany, zawstydzony, opisać epizod dręczenia szczurów i z bólem, jako uczciwy dokumentalista, upewniać siebie i odbiorcę, że to prawda.
O Prouście pisali wszyscy najwięksi, najwspanialsi pisarze i krytycy XX wieku. Zachwyt Prousta nad balzakowskim odkryciem pisania “ksiąg życia” z pomocą ciągle tych samych bohaterów w wielu tomach to proustowska kontynuacja tego wynalazku: to pełne utożsamienie się artysty z jego utworem: życie własne, artysty, jako najwłaściwsza materia sztuki.
Fenomen twórczości artystycznej, jego procesu, dający nam o wiele więcej wiedzy o nas, o naszej naturze i zagadce życia niż inne ludzkie aktywności: Wielkie arcydzieła są zarazem bardzo ogólne i bardzo szczegółowe; wychodzą ze szczegółowego życia i zmierzają do ludzkości – napisze Proust w liście.
Dzisiaj odczytując nietzscheańskiego Deleuze’a pochylającego się nad platonikiem Proustem rozszyfrujące opozycję Aten i Jerozolimy, to nowe, bogatsze tropy wielkiego hymnu na cześć sztuki. Sztuka, nie jako wyzwolenie freudowskiej blokady, ale jako coś, co jest w nas, co jest nieśmiertelne i nigdy nie utracone. Jakkolwiek nazwie to Deleuze, czy będzie to esencja sztuki, pamięci, salonu czy miłości ujawniona moczonym w herbacie herbatnikiem, łyżeczką, nierównymi płytami chodnikowymi Wenecji, są to światy bardziej realne i prawdziwsze niż te, które ledwo potrafimy zarejestrować teraźniejszym oglądem.
Dlatego zawsze znak miłości zwycięży pusty znak salonu. W miłość wpisane są znaki zaprzeczenia, a kobieta przeciętna da więcej prawdy od inteligentnej: bo bogactwo z którego czerpie sztuka, to niewidzialne więzy łączące partnerów w ich obecności i nieobecności. Deleuze pisze: Ukochana kobieta kryje tajemnicę, nawet jeśli jest to tajemnica znana wszystkim. Kochanek skrywa samą ukochaną: władczy nadzorca. Wobec ukochanej trzeba być twardym, okrutnym draniem. W rzeczywistości kochanek nie kłamie mniej niż kochanka: więzi ją i wzbrania się przed wyznaniem jej miłości, by zostać najlepszym policjantem, najlepszym nadzorcą. Dla kobiety jednak najważniejsze jest ukrycie źródeł światów, które w sobie kryje, punktu wyjścia gestów, zwyczajów i znaków, jakich nam od czasu do czasu użycza. Napięcie emocjonalne między dwoma biegunami, niesłychanie kosztowne, prowadzi do autonomii kochanków, od zależności do samotności.
Simone Weill tak o tym pisze: Istnieją dwie formy przyjaźni – spotkanie i rozłąka. Są nierozerwalnie ze sobą związane. Zawierają w sobie jedno jedyne dobro i są równie korzystne; kochankowie, przyjaciele posiadają dwa pragnienia – jedno, to kochać się tak, by wejść w siebie i być tylko jednym, drugie to kochać się tak, by wzajemna więź w najmniejszym stopniu nie ucierpiała, gdy przyjaciół dzieli połowa globu.
Nic nie jest proste i poszukiwanie prawdy jest też w kłamstwie. Ratunek jest w stylu, opowie się za Anatole’m France’em: Nie mogę wybaczyć symbolistom ich głębokiej niejasności (…) Grecy byli subtelni, a jednak pragnęli, by wyrażano się jasno. Uważam, że mieli rację. Wyrosłem już z tego szczęśliwego wieku, w którym podziwia się to, czego się nie rozumie. Balzak: nieustanna praca jest prawem sztuki jak życia; sztuka bowiem jest to przeidealizowanie. Toteż wielcy artyści pełni poeci nie czekają zamówień ani kupca, tworzą dziś, jutro, ciągle. Wynika z tego ów nawyk pracy, ta nieustanna świadomość trudności, które podsycają ich stosunek z Muzą, z siłami twórczymi. Casanova żył w swojej pracowni jak Wolter w gabinecie. Homer i Fidiasz musieli żyć w podobny sposób.
Co ma zrobić artysta dzisiaj, przekonany, że rozkosz tworzenia płynie z innych, niż kiedyś źródeł? Pogrążony w nadmiarze, w rozpuście słowa, obrazu, informacji w gąszczu sprzecznych, niezrozumiałych znaków zamazanej, zmąconej rzeczywistości? Proust poleca własną wizję rozpusty: Nie zapominać: książki są dziełem samotności i milczenia. Dzieci milczenia nie powinny mieć nic wspólnego z dziećmi mowy, myślami zrodzonymi z pragnienia powiedzenia czegokolwiek, potępienia, wygłoszenia opinii, czy idei niejasnej i niezrozumiałej. Kiedy zaczynam czytać jakiegoś pisarza, natychmiast odkrywam pod słowami tekstu jakby melodię pieśni, która u każdego autora jest odmienna i różni go od innych.
Zważone piwo znad Sekwany
by ZaDużo
Gilles Deleuze
Proust i znaki
przełożył z francuskiego Michał Paweł Markowski
Słowo/Obraz/Terytoria 2000
Marcel Proust
Pamięć i styl
przełożyli z francuskiego Janusz Margański, Marek Bieńczyk, Michał Paweł Markowski
Znak 2000
George D. Painter
Marcel Proust Biografia
przełożyła z angielskiego Aleksandra Frybesowa
PIW 1972
Tytuł z kabaretu Starszych Panów. Czytam w Kumulkturze, w tekście Chuj ci w dupę, że ZaDużo niewiele ceni Jeremiego Przyborę. Jest jakaś dziejowa przewrotność: pokolenie naszych rodziców kurczowo trzymało się Kabaretu, jako jedyna dostępna przeciwwaga dla wierszy, które ich dzieci miały zadane wykuć na blachę, by dostać maturę, a te dzieci teraz kochają Broniewskiego. Proust dręczący szczury i Broniewski dręczący wątrobę własną alkoholem. Zastanawiam się, czy możliwe są jakieś artystyczne analogie. Tam jakaś erupcja sadyzmu, tu dręczące sumienie zaprzepaszczenia daru Boga, talentu, zagłuszane alkoholem.
~Pamela, 2005-11-10 09:15
To inny tytuł w Kumulturze: “I chuj”.
W Kabarecie “Starszych Panów” była jeszcze taka piosenka, piszę z pamięci: “nie wiedziała, kto to Proust, miała niebywale bujny biust, on rekompensatę niósł”.
Czytam teraz na okrągło Hertę Muller, ona ma obsesję na punkcie reżimu rumuńskiego, o niczym innym nie pisze i nie potrafi pisać i nie chce. Z tej kategorycznej histerii tego pisania, tej furii, wyłania się nareszcie jakaś prawda o dziedzictwie, o spadku, o tym wszystkim, co mamy i udajemy, że nie mamy. Może właśnie Proust uświadamia skalę, jaką mamy przeżyć w sobie i nie od naszej woli zależy, by tego nie mieć. Tu w tych przypadkach Prousta i Broniewskiego jest jakaś modelowa tendencja pisarska: rozwiązywania problemów i ucieczka. Nikt nie wie, w jakie czasy nas los rzuca. Te problemy nie zawsze są efektowne.
Przeczytałam w “Nieszufladzie” wczorajszą męczącą dyskusję o wykluczaniu, wyrzucaniu, o obrażaniu w portalu poetyckim. Jak wyjętą z jakiejś egzekutywy partyjnej, czy zebrań młodzieży komunistycznej. Nikogo tam poezja nie obchodzi, jedynie urzędnicza struktura funkcjonowania portalu. I ten głos tegorocznego laureata Nagrody Kościelskich o cenzurze, o jej zasadności, o potomnych, którzy te wpisy będą studiować, o tych dokumentach historii. Śmieszne są te pobożne życzenia. Potomni nie osądzą nas tak łagodnie, jak “Raster” Broniewskiego.
~EwaBien, 2005-11-10 10:47
Ewa pisze co się dzieje w życiu młodego pokolenia poetów przywołując Nieszufadę, ale aby uzmysłowić nie zorientowanemu czytelnikowi z jakiego ducha są tamtejsze gorące dyskusje warto zejść do szczegółów. Otóż jeden z szeregowych nieszufladzian Łośko czy Losko raczył wyrazić się o administratorach tejże Nieszuflady w następujących słowach:
Justyna Radczyńska i Darek Pado, z nieokrzesaniem Wam do twarzy. Pani Justyna to nie tylko koniuszym na dworze polskiej poezji, ale nadleśniczym w żacholeckim lesie ma szansę zostać. Błogość, kołki.
Tej niewyobrażalnie potwornej obelgi nie puszczono mu płazem i wywalono z blogu. Wydawałoby się iż utowrzy się solidarny front szeregowych członków przeciw bezprawiu adminów. Nic podobnego. Jedynie kilka osób na 500 tam piszących zadeklarowało dobrowolne odejście na znak solidarności i protestu. Najgorliwiej pozycji adminów broni… laureat nagrody Kościelskich Jacek Dehnel, który zresztą robi tam za mentora i rozstrzyga o wszystkim, w takich oto sposób:
Oczywiście, że zgadzam się na cenzurę. Uważam, że słowa mogą być szkodliwe, mogą godzić w czyjeś dobre imię i wolność. Cenzura – czy to pierwszego stopnia, tzn. autocenzura, czy drugiego, tzn. cenzura pisma/portalu, czy trzeciego, tzn. sądownicza jest ważnym narzędziem pomagającym chronić jednostki słabsze i uczciwe przed mocniejszymi i nieuczciwymi. Jak większość praw w ogóle.
Te słabsze jednostki, rozumie się to adminy, a tą mocniejszą i nieuczciwą poeta szeregowiec Łośko.
Gdyby taki miłośnik wolności obywatelskich Dehnel wykarmił się na Starszych Panach nie wpadłby nigdy na tak odkrywczą myśl.
ps. zaraz po wyborach zniknęła strona http://www.niniwa.cad.pl tropiąca polski antysemityzm. Czy ktoś coś wie?
~Przechodzień, 2005-11-11 00:00
Nie mogę sobie pozwolić na tak szczegółowe czytanie dyskusji na portalach i nie wiem o co chodzi. Ostatnio był w telewizji dokumentalny film o Pameli Anderson i podobno na jej portal internetowy jest dziennie 190 milionów wejść. To jest chyba dowód na prawdziwe, społeczne potrzeby. Wiec sprawa poezji w kraju, w którym się wszyscy nudzą, spadku po ubiegłej epoce, sztucznie wytworzonej inteligencji z powodu nadmiaru etatów urzędniczych, gdzie inteligencja stanowiła połowę, a drugą połowę proletariat, może być pozorna. W Rosji takie portale są jeszcze większe i bardziej intensywne. Wymiana grupki poetów na nową grupkę (nowych maturzystów nie zorientowanych) daje tylko informacje o braku szacunku dla indywidualności i wartości, co w Polsce zawsze było celowe. Zawsze zwyciężała przeciętność i poprawność polityczna. A polityka musi być. Nawet w lansowaniu Pameli Anderson
~Pamela, 2005-11-11 08:10
Odnośnie tego portalu, o którym pisze Przechodzień, to pamiętam u Prousta jest bardzo dobre studium pochodzenia antysemityzmu we Francji przy okazji sprawy Dreyfusa. I te dzisiejsze zamieszki w Francji pewnie też mają tam swoje korzenie.
~Pamela, 2005-11-11 08:13
Deleuze wydobywa z Prousta najbardziej jego opowiedzenie się za sztuką, która jest ważniejsza i bardziej wiarygodna, niż pamięć. Tam jest to bardzo dosadnie powiedziane: jedynie ona rozwikła zagadkę człowieka, a jego mylny aspekt, urzędowość, martwota i jakby powiedział Bierdiajew, wyrzucenie go na zewnątrz egzystencji w przestrzeń obcą boskości, czyli wymyśloną dla jego wygody (schemat, porządek), wszystko niszczy. Niszczy też aktywność człowieka, który robi coś, zamiast czegoś, zajmując miejsce. W wypadku portali poetyckich zbrodnia na duchowości odbywa się podwójnie: przez likwidację wolności, żywiołowości i nieprzewidywalności procesu twórczego (zjawisko pisania tego, czego właściwie nie chcemy pisać, a jednak coś z zewnątrz karze mam jednak napisać).
Dlatego sztuka jest taka higieniczna. Zawsze jest jednak finansowe uwikłanie. Proust był wolny (bogaty z domu), ale pisze przecież, że o wiele łatwiej mu było to wszystko napisać, niż wydać. I ta kosztowna jego kampania reklamowa. I już miał publiczność w postaci czytelników, a intelektualiści francuscy byli przeciw.
~EwaBien, 2005-11-11 10:18
Sprawa Dreyfusa dobrze zdiagnozowana w Poszukiwaniu ma chyba kontynuację w dzisiejszych zamieszkach we Francji. A likwidacja portalu, o którym pisze Przechechodzień, pewnie w narastającej cenzurze. Wszystko zazwyczaj jest ze sobą połącząne, nawet, jak pozornie nie jest. Proust też bada drobne szczegóły, by z nich wysnuć szersze wnioski. Pewnie wygodne pozwolenie na poetyckich portalach na cenzurę jest jakimś duchem ogólnego czasu. I wyrazem społeczeństw: jedne potrzebują Pameli Anderson, inne poezji. A kto jest lepszy, jest też pozorne.
~Piniol, 2005-11-11 12:26