George Orwell „W hołdzie Katalonii” (1938)

George Orwell podkreśla, że nie jest świadkiem wszystkiego, że korespondent wojenny nie jest w stanie zrozumieć wojny nawet jak ubiera mundur i bierze udział w akcjach militarnych. Wszystkie zakulisowe działania sił politycznych Europy, które chciały ugrać swoje na oddolnym, rewolucyjnym zrywie hiszpańskich socjalistów wnoszą w doświadczenie pisarza jedynie rozczarowanie, które zrodziły takie późniejsze arcydzieła jak „Folwark zwierzęcy” i „Rok 1984”. To w nich okazał się proroczy, podczas gdy potworności wojny domowej w Hiszpanii zaciemniały istotę tych walk, a idealizm ciągnących na pomoc ochotników z całego świata zdawał się kapitałem na zawsze straconym. Tytułowy hołd to właśnie jego ocalenie, to oddanie czci przegranym. Orwell dowodzi, że zawsze opłaca się brać udział w konfliktach nawet jak są z góry przegrane, mimo, że wojna w miarę postępowania pogrąża się w coraz większym złu, to zawsze warto walczyć o przyzwoitość.

“Kto walczy z potworami, niechaj baczy, by sam przy tym nie stał się potworem. Zaś gdy długo spoglądasz w bezdeń, spogląda bezdeń także w ciebie” – Orwell cytuje Nietzschego nie na darmo. Ofiary zarówno białego, jak i czerwonego terroru wzywały w prasowych doniesieniach do nienawiści. Najbardziej, krzyczeli dziennikarze nigdy nie opuszczający swoich wygodnych gabinetów.
A przecież wojna, to przede wszystkim codzienność żołnierza, który po kilkumiesięcznym braku wody, tytoniu, świeczek, ciepła, snu, obojętnieje na politykę. Okazuje się, że szczury, które nie powinny pojawiać się z myszami koegzystują w okopach wyśmienicie. Wszy mnożą się w zawrotnym tempie, a można ich się tylko pozbyć, paląc ubrania. Nie ma nowych ubrań, nie ma nowych butów, rośliny znajdowane na wzgórzach wystarczają na kilka minut ogrzewania. Nuda oczekiwań, brak wiadomości i planów dowódców na najbliższe chwile. Dzieci tłumnie przyłączające się do walki zwabione regularnym jedzeniem nie nadają się na wojowników, bo nie są odporne na brak snu, bo nie rozumieją absurdu żołnierskiej egzystencji.

Książka, której nie chciano wydawać (w USA dopiero w 1952) by się nie narazić ZSRR u nas wyszła, jak czytam na Wikipedii dopiero w 1990 roku. To wydanie, które mam w ręce z 2006 roku opatrzone jest wartościowym wstępem i mnóstwem przypisów. Na książkę składają się, oprócz dziennika Orwella listy i recenzje. Ale najcenniejszy jest zawsze krystaliczny przekaz Orwella, pisany zawsze jasno i jednoznacznie. I właśnie ten ton uczciwego człowieka przenika przez nagromadzone fakty historyczne i wszystko to, co obezwładnia człowieka w obliczu światowej katastrofy. I George Orwell pisze jak było, jak jest i jak będzie. Pisze, bo wie, że trzeba pisać. Zgodnie z zaleceniem Sartre’a o literaturze zaangażowanej:

„A skoro raz się zaangażował w świat języka, pisarz nigdy nie może już udawać, że nie umie mówić; kiedy się raz wejdzie w świat znaczeń, nic się już nie da zrobić, żeby się zeń wydostać. Można dowolnie zestawiać słowa, ale one utworzą zdania, a każde zdanie zawiera cały język i odsyła do całego świata. Nawet milczenie określone jest przez odniesienie do słów, jak pauzie w muzyce nadają sens otaczające ją dźwięki. Milczenie – to moment języka; milczeć, to nie znaczy: być niemym, to odmawiać mówienia, a więc jednak mówić. Jeśli tedy pisarz zdecydował się przemilczeć jakikolwiek aspekt świata czy też, jak trafnie wyraża to zwrot: pominąć go milczeniem, mamy prawo zadać mu trzecie pytanie: dlaczego o tym raczej powiedziałeś, a nie o tamtym? Skoro zaś mówisz, żeby zmieniać – dlaczego chcesz zmienić to, a nie tamto?”
[tłum. Janusz Lalewicz]

h

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

11 odpowiedzi na George Orwell „W hołdzie Katalonii” (1938)

  1. misia pisze:

    Mam taki podobny przesłaniu Orwella cytat:
    “Uważam za swój obowiązek uprzedzić czytelnika, jak bardzo jestem o tym przekonana, a także o tym, że jabłka rodzą się po to, by je zrywać, a mięso można jeść również w piątek. Jeszcze ważniejsze wydaje mi się przypomnienie, że w takiej samej mierze, w jakiej nie rozumiem władzy, rozumiem tych, którzy władzy się sprzeciwiają, którzy władzę potępiają, którzy władzę kontestują, a przede wszystkim rozumiem tych, którzy buntują się przeciwko władzy narzuconej w sposób brutalny. Zawsze patrzyłam na nieposłuszeństwo wobec despotów jako na jedyny sposób wykorzystania cudu naszych narodzin. Milczenie tych, którzy nie reagują, a wręcz przyklaskują, postrzegałam zawsze jako ich prawdziwą śmierć.” Oriana Fallaci “Wywiad z historią”

    A film sobie wczoraj zobaczyłam. Niezwykle piękny.

  2. Ewa pisze:

    To niech Pani kontestuje w sprawie Liternetu. Ja przyznam się, tchórzem jestem strasznym, boję się, likwidacja bloga dla nich to podobno żaden problem, widać trwa jakaś walka z tak dużym portalem, bo od dwóch dni nie istnieje. A jak ginie portal literacki, to jakby ginęło państwo na mapie Sieci. Trzeba go zawsze ratować. Niech go Pani ratuje, Pani misiu.
    Aż strach doświadczać tych neobarbarzyńców i ich bojówek faszystowskich. Boję się już czytać Nieszufladę, by ich tam nie spotkać. Jakby nie można było prowadzić sporów literackich w cywilizowany sposób, kiedy jest możliwość, jest Internet. Przecież są miejsca na Ziemi, gdzie takiego luksusu bojownicy o wolność nie posiadają. A tu takie narzędzia ubeckie (zbójeckie), taka profanacja literatury. Wstyd.

  3. misia pisze:

    Ja nawet bloga nie mam.

  4. Ewa pisze:

    To dobrze, że Pani nie ma bloga, nie ryzykuje niczym.
    To niech Pani założy wątek na portalach literackich, na TRUMLU, na Nieszufladzie, na Rynsztoku, na Polskiej Poezji sprzeciwiający się zaistniałej sytuacji w cyberprzestrzeni. Niech Pani zbiera podpisy, niech Pani coś robi. To przecież o wiele łatwiejsze, niż siedzenie w okopach ze szczurami i wszami. Tam kula trafiła Orwella w szyję i przeszła na wylot. Milimetr brakował do jego niechybnej śmierci. A że w konsekwencji umarł w tak młodym wieku, to też była przyczyna.
    A tu w Sieci przechodzi się jakby nic się nie stało obok trupa. Protest w słusznej sprawie to obowiązek. Mam nadzieję, że chociaż Facebook nie jest obojętny.

  5. Marcin pisze:

    Na facebookowym profilu Liternetu jest tylko lakoniczny komunikat: “Mamy awarię. Pracujemy nad naprawą usterki.” Może naprawdę coś tam im padło? Zwłaszcza że na forum bez przerwy pojawiają się postulaty o ulepszenia, zmiany itp. Może więc nad tym pracują? Przyznam, że mnie opcja ze szturmem na portal – choć nie niemożliwa – wydaje się niepojęta. Nie rozumiem, po co ktoś miałby się czegoś takiego dopuszczać, skoro znakomita większość użytkowników portali literackich w ogóle nie traktuje serio swoich tam poczynań. Nie chodzi mi o to, że literatura w sieci jest nieważna – bo jest – ale o to, że sami użytkownicy swoją sieciową twórczość traktują – za przeproszeniem – per noga. A jeśli mimo to rozwiązują swoje (w dużej mierze wyimaginowane) konflikty za pomocą hakerskich taranów, to dowodziłoby to skrajnej niedojrzałości i – no cóż – barbarzyństwa. Czyli w ostatecznym rozrachunku jednak wychodzi na Twoje.

    A odnośnie tematu notki. Samego “Hołdu” nie czytałem, ale przypominam sobie pewne spotkanie z Carlosem Marrodanem Casasem, na którym opowiadał o swoich rodzicach socjalistach, którzy byli prześladowani przez reżim Franco. Po spotkaniu podszedłem do niego i zapytałem go, jakie znaczenie dla pokolenia jego rodziców miała “Komu bije dzwon”. Przechodziłem wtedy okres silnej fascynacji Hemingwayem i interesowało mnie, czy jego wizja wojny hiszpańskiej wywołuje jakikolwiek rezonans wśród tych, których Papa tam opiewał. Casas powiedział mi, że tam u nich ta powieść była traktowana jak relikwia bez mała.
    I w ogóle z tej rozmowy wynikło, że narrację o tej wojnie w dużej mierze uszyli obcokrajowcy. Hiszpanie sami długo nie potrafili się z nią rozliczyć. Dopiero niedawno coś się ruszyło. Powstały takie powieści jak “Żołnierze spod Salamino” czy film “Język motyli” – też, zdaje się, nakręcony na podstawie książki.

  6. Marcin pisze:

    Aj, właśnie zdałem sobie sprawę, że popełniłem poważny błąd składniowy, z którego wynika, że uważam literaturę w sieci za nieistotną. Wprowadzam więc niniejszym erratę. Co do tych ataków na portale, jeśli one rzeczywiście mają miejsce… W moim odczuciu – również w świetle spostrzeżeń Ewy – tam, w tych utarczkach, wcale nie chodzi o literaturę, spór artystyczny czy ideowy, lecz o klasyczne narzucenie władzy jednych nad drugimi. Język stanowi tam jedynie pretekst, czy też narzędzie do rozpętywania symbolicznej przemocy. Czyli koresponduje to z cytatem z Oriany Fallaci, który tu wkleiła misia.

  7. Ewa > Marcin pisze:

    Ach, to mnie Marcinie uspokoiłeś. Nie założyłam profilu na Facebooku, ciągle na to czasu nie mam. Bałam się, że tym moim postem „Liternet schodzi na psy” dałam jakieś przyzwolenie, ale oczywiście siebie w tym wypadku przeceniam. Na Nieszufladzie czytam:
    (…)
    a Liternet to chyba DDosują : )) kochane chłopaki : ))

    Karolina Sikorska córka ministra | 2012-12-17 20:51:09

    chyba tak. W każdym razie coś nie gra 😉

    Syn Syna [_] | 2012-12-17 21:30:26
    wszystko gra 🙂 potrafię ludzi zapędzić do pracy : )

    zachciało im się banowania to mają sukinsyny : ))
    wkrótce tam jeszcze bardziej pogrzebiemy : )
    (…)
    Karolina Sikorska córka ministra | 2012-12-17 21:49:45

    Jeśli Liternet nie informuje, co tam się dzieje, to źle robi.

    Chciałabym wierzyć, że wojny cyberprzestrzenie nic nie znaczą, chciałabym, ale nie wierzę.
    Wiążę wielkie nadzieje z Internetem, od stycznia 2013 będę dawać tutaj całą moją czterdziestoletnią twórczość literacką po liftingu i chciałabym mieć chociaż namiastkę publikacji. Takie traktowanie per noga mam nadzieję nie dotyczy wszystkich, w każdym razie nie mnie, ani Ciebie. A tym pomijanym w wydawnictwach powinno zależeć na tym, by nie umacniać ich papierowej siły.

    Gorąco Ci polecam „Hołd dla Katalonii” zresztą wszystko Orwella jest wyśmienite, bo to prawy człowiek i zawsze to przenika. Mnie bardzo podobała się „Córka proboszcza”, zaraz sobie przypomniałam jak to jak byłam nauczycielką. Było identycznie!

    A z Hemingwayem, to jest tak. Hemingwaya wydano w PRL-u na okrągło, emitowano film z Gary Cooperem i Ingrid Bergman w telewizji, a w szkole pokazywano „Guernicę” Picassa na dowód jak to lud hiszpański domagał się ustroju panującego w ZSRR. Właśnie te mity, jakoby komunizm był główną siłą napędową wojny domowej w Hiszpanii w „Hołdzie dla Katalonii” Orwell rozwiewa. Oczywiście automatycznie nie staje po stronie faszystów, bo Orwell zawsze jest lewicowy.
    Idealizm Hemingwaya wsparł później reżim Fidela Castro. Właśnie Orwell mówi, jak łatwo czyste intencje wykorzystać do brudnych spraw i pokazał to w „Folwarku zwierzęcym”. A o wojnie dobrze pisze w „Roku 1984” . Tak jak na portalach literackich, musi być permanentna wojna.
    Cóż, Hemingway napisał, co widział i co wiedział. Tak jak piszesz, dopiero teraz coś się rusza. A dla mnie rusza się dopiero pod koniec mojego życia.

  8. misia pisze:

    Liternet już jest, bez żadnych wyjaśnień. Nikt ode mnie żadnej pomocy nie potrzebuje. Też potrzebny mi jest dla zaczerpnięcia żywego słowa i też wolałabym, by był przejrzysty. Tak, tam chodzi o dominację. Po każdej kłótni wraca wszystko, jak było, jest nieprzemakalny i niereformowalny. Ale niczego innego w polskim necie nie ma, a szkoda.

  9. Ewa > misia pisze:

    tak, niczego tam się nikt nie uczy. Bo w Katalonii tak. Podobno dzieci katalońskie uczą się w szkole o Orwellu od dawna, jak przerabiają na historii wojnę domową i chyba w Barcelonie jest ważny plac nazwany jego imieniem. Muszę poszukać dokładnie, gdzie.

  10. Marcin pisze:

    To kroi się sporo czytania, skoro teraz będziesz udostępniać całą twórczość z czterdziestu lat. Dla mnie – że się tak wyrażę – bomba.

    Z literaturą w Sieci – jak zresztą na każdym innym nośniku – jest tak, że ona ma znaczenie o tyle, o ile nadadzą je jej sami twórcy. Niczym w tym porzekadle: żeby inni cię szanowali, wpierw ty szanuj siebie. Mnie trudno jest szanować zgrywy i czcze przepychanki, które mają żywotność krótszą od wczorajszej gazety. Dlatego wycofałem się z portali, mimo iż nadal odczuwam pokusę, by czasami coś tam opublikować. Życie na blogu jest, niestety, dość samotne. A tam stado od razu pędzi.
    O istnieniu portali literackich tak naprawdę dowiedziałem się właśnie od Ciebie i początkowo dość jednak merkantylnie sądziłem, że będzie to dobry sposób na wypromowanie swojej twórczości, wypozycjonowanie jej w wyszukiwarkach itp. Potem zorientowałem się, że – chcę tego, czy nie – na portalu zostaję natychmiast wmontowany w jakąś strukturę, przypisany do jakiejś frakcji i wszystko, co robię, jest tam z rozdzielnika przefiltrowywane przez tę pajęczynę zależności. Porobiłem na Liternecie wiele głupstw, zanim ostatecznie dostrzegłem bezcelowość tej szamotaniny. Nie wiem, czy to wynika ze specyfiki takich miejsc w ogóle, czy to jedynie polska specjalność. Tu by trzeba socjologa Internetu, żeby to przeniknął i nam wyjaśnił mechanizm. Wiem tylko jedno – z literaturą to ma jak najmniej wspólnego.

    Ja tego nieszczęsnego Hemingwaya czytałem chyba z potrzeby zakosztowania silnego męskiego wzorca. Bardzo się zdziwiłem, natrafiwszy gdzieś na opinię, że “Komu bije dzwon” jest powieścią totalnie zakłamaną. Dopiero musiałem się sporo douczyć, żeby pojąć dlaczego. Pułapka tej książki tkwi w jej przytłaczającej estetyce. Hemingway tak ją skonstruował, że wykreowana w niej rzeczywistość osacza, wciąga, sprawia, że odruchowo – bez cienia refleksji nad faktami – opowiadasz się po stronie bohaterskich partyzantów. Racje tam są czarno-białe – socjaliści wyłącznie szlachetni, a frankiści wyłącznie okrutni, a do tego na ogół przedstawiani jako odczłowieczone cienie, żeby czytelnik nie mógł się z nimi zidentyfikować.

    Diaboliczność władzy nie jest chyba nawet najgorsza w przemocy fizycznej, ale w dyskursywnej. Kto posiądzie język, tego jest królestwo. Właśnie o tym traktuje “Język motyli”. Tam jest niesamowita scena, gdy sympatyzująca z Falangą wioska szykuje się do linczu na komunistach. Ładują ich na ciężarówkę i wiozą na śmierć. I tam jest też nauczyciel – stary, dotychczas, mimo różnic w poglądach, bardzo we wsi szanowany – który stał się duchowym przewodnikiem dla chłopca będącego głównym bohaterem. Ciężarówka odjeżdża, a chłopak biegnie za nią i krzyczy do nauczyciela nienawistnie: Ateo! Ateo! A potem nagle zaczyna skandować nazwy motyli, których ten stary człowiek go nauczył.
    To świetnie unaocznia, jak język opętuje duszę. Ale jest też i nadzieja. Skrzydełka motyli ją niosą.

  11. Ewa > Marcin pisze:

    Pisanie to zajęcie samotnicze i nikt przed Internetem na to nie narzekał. Zdarzały się gwałty na rodzinie i przyjaciołach, jak pisarz znienacka wyjmował z kieszeni zwitek papieru i wytrzymywał ich przeczekiwanie, ale to wtedy, kiedy się miał kogo gwałcić. Zazwyczaj publicznie zwabiano do Empiku czytelników gazet zachodnich i nagle, bez żadnego uprzedzenia, zamykano na klucz czytelnię, pozyskując w ten sposób odbiorców wieczorów autorskich. Tyle, że za tych ludzi z łapanki otrzymywał całkiem dobre honorarium.
    Nie ma co narzekać, jest ok.

    O tej propagandzie słownej jest u Orwella jest i w filmie. Krzyczano lub recytowano wiersze rewolucyjne przez megafony. Orwell pisze, że to należy do pozytywów każdej rewolucji, bo budzi zainteresowanie ludzi sprawami większymi, niż tylko zjadanie chleba. Podkreśla aspekt edukacyjny, o czym bardziej jest w linkowanym przeze mnie filmie (budzenie tożsamości kobiet, walka z prostytucją i jezuitami). Natomiast Ty mówisz o manipulacji, co też Orwell podkreśla, to podstawowy oręż wojny, walka propagandą.
    Zobaczę sobie „Język motyli” na YouTube, na Iplexie nie ma. Czasami, jak nie ma napisów, to ściągam sobie ścieżkę dźwiękową i tłumaczę. Trochę hiszpański znam.
    A do Hemingwaya mam duży sentyment, czytałam w liceum i płakałam. Wdzięczna mu jestem za te wzruszenia, bo tam przecież był przede wszystkim romans. Nie można mu zarzucić, że nie potrafi pisać. Jest olśniewający.

    Polecam hiszpańską Wikipedię i hasła „czerwony terror” i „biały terror”, tam są podane liczby ofiar i metody walki z obu stron. Niedawna beatyfikacja księży męczenników przez Jan Pawła II sprawę zaciemniła. Federico García Lorca został zamordowany nie za poglądy, ale za homoseksualizm.

Skomentuj Marcin Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *