Niebezpieczeństwo przybierania różnorodnych nicków jest chorobą śmiertelną i nigdy nie obojętną dla blogowicza.
Początkowa euforia w momencie gdy dokonane zostaje wejście w wirtualną osobowość ulega z czasem degradacji, gdyż równocześnie usunięta zostaje tajemnica podyktowana spaleniem mostów poprzedniego blogowego zaistnienia. Bloger nagusieńki, w nic nieuzbrojony staje przed siecią i buduje na nowo wszystko, czego się pozbył.
Proces ten wymaga niesłychanej pojemności duchowej geniuszy epok minionych, np modernizmu – jak Ferdnado Pessoa, twórca heteronimów. Pseudonim, ksywa, mające jedynie jeszcze w nazwie jakieś uzbrojenie i sens – nie mają takich możliwości jak heteronimy Pessoi stwarzane od podstaw, zaopatrywane każdorazowo w horoskopy i zupełnie realne życiorysy. Genialni pisarze śladem Stendhala przybierali wiele pseudonimów w celu oczyszczenia swojej osobowości, a nie budowania jej od nowa. Pseudonimy wartościujące, czyli albo podwyższające osobę poprzez różne arystokratyczne dodatki, albo degradujące ją brzydko kojarzącym się pseudonimem – nadawane sobie, znajomym, przyjaciołom i wrogom – zawsze miały na cel bogactwo i rozmaitość, a nie strategię.
Sieciowe maski rzadko są tak bezinteresowne i twórcze.
W dzisiejszym świecie klonowania, filmów sf, gdzie scenariusze przerabiają różnorako zamianę ciał, płci, uwiarygodniają reinkarnację, mieszają bez pamięci w tyglu fabularnych koszmarów przewidując jak ludzkość będzie zniszczona przedłużaniem życia i laboratoryjnymi narodzinami, bloger ma niesłychanie wiele możliwości.
Grasując w przebraniu, w kostiumie komiksowych uwodzicieli, bandytów czy herosów na miarę supermana, bloger szybko wypala się, powielając siebie i zużywając przebranie, które na łokciach i kolanach przeciera się, grożąc dekonspiracją właściciela.
Chcąc powtórnie wejść w swoje Ja i zapragnąć, jak w filmie „Być jak John Malkovich” Spike’a Jonze’a (przykład ten podaje Jean Baudrillard), można doznać nieprzyjemnego i niezamierzonego zjawiska multiplikacji i rozszczepienia na miliony Ja, w sumie dające mega osobowość.
Choroba nie tylko śmiertelna, ale i zniewalająca nieskończoną i niepohamowaną możliwością permanentnego umierania.
Dopóki wolność blogowa będzie utrzymana, dopóty blog nie będzie chorował i nie umrze. Nie umrze chorobą na śmierć.
31 października 10:10, przez Ewa
Mimo, że dostałam mailem:
Thank you for creating your Second Life account!
i wybrałam atrakcyjnego awatara, to jeszcze nie udało mi się tam wejść.
Więc napisałam tylko to, co wiedziałam.
2 listopada 07:23, przez Przechodzień
Może warto przyjrzeć się chorobom toczącym artystów w realu. Ale może to są te same choroby i nie warto? W “Bziku Kulturalnym” zobaczyłem Mariusza Grzegorzka – człowieka renesansu,jako żywo ilustracja choroby lub nawet kompleksu chorób z pychą i megalomaństwem na czele.
Artysta z cyklu: …”co ja na to poradzę, że czego się nie tknę, wszystko mi wychodzi”…
To wszystko puszczone w dobrej wierze, bez komentarza. Ale po prawdzie, jaki tu by dać komentarz? Dla znakomitej większości, w tym przede wszystkim redaktorów programu, to właśnie przykład człowieka właściwego, zdrowego, prawidłowego, wzorcowego. Człowieka sukcesu.
2 listopada 10:23, przez Rysiek listonosz
Jaka nazwa programu, tacy artyści.
Zresztą, programy kulturalne ukrywają się teraz pod najbardziej nieodpowiednimi do tzw. społecznej misji, nazwami. Dzięki temu mogą się zawsze wycofać w dowcip i satyrę.
I dzięki temu utrwalony wizerunek artysty – przygłupa i wariata od razu powoduje zwolnienie obowiązku oglądania i przejścia na inny kanał. Lepiej śledzić politycznych wariatów, od których coś w końcu zależy, a nie wytracać czas na niezrozumiałe, nawet dla samego artysty, kwestie. I dzięki temu pan Mariusz z niewinnością rozkapryszonego dziecka mimo, że „praca na podstawie własnego scenariusza była nieudana”, to dostaje reżyserowanie dwóch spektakli w miejskim teatrze i pieniądze na film.
2 listopada 10:30, przez Ewa
Nie mogę pisać o artystach w Realu, nigdy nie weszłam w żadne środowiska, a przecież w mediach to wszystko w dalszym ciągu gra i iluzja, czyli nieprawda.
Nie oglądam ani polityków, ani artystów, nie oglądam telewizora. Wiem, że źle robię, ale trzeba dokonywać wyborów, szczególnie, że ludzie mrą jak muchy, a ja mam krótką linię życia.
Podobno ten „Bzik” jest i jutro?
3 listopada 01:15, przez Witek
Gdy się ogląda nieliczne niestety filmy z Gombrowiczem, zachwyca wielka kultura i powściągliwość. A to właśnie jego oskarża się o megalomanię!