Trudno mi napisać bez emocji o kolejnym utworze Doroty Masłowskiej, przereklamowanym, napisanym, jak czytam, na zamówienie teatru berlińskiego, czyli o zwykłej chałturze, sztuce teatralnej, którą taka Gabriela Zapolska wysypywała z siebie łatwo, genialnie, bez problemu sprowadzając sobie na głowę armię oponentów.
Wyduszony przez Masłowską dramat i zupełnie nieproporcjonalny do mizerii swojej zawartości został dzisiaj natychmiast wywyższony przez dyżurnych cmokaczy, przez pochód wywiadów z autorką po gazetach, mediach, poprzez czołobitne recenzje, zachwyt rozmodlonych sieciowiczów, kilkuset komentarzami na forach.
Zdumiewa ta intelektualna orgia polskiego inteligenta, który musi w sprawie błahej, nie wartej uwagi, dodać swoje trzy afirmujące grosze, by snobistycznie nie wydać się démodé.
W najgorszej sytuacji artystycznej znalazła się sama autorka, wygłaszając w „Przekroju” jakieś niesłychane mądrości, które już wcześniej wygłosiła Manuela Gretkowska walcząc o dobro Polskich Kobiet w swojej Partii, automatycznie przesuwając się z pozycji artystki do roli mentorki, osoby wszystkowiedzącej.
Słusznie internauci zwrócili uwagę na to, że Masłowska w wywiadzie publicznie ogłasza, że pisarstwo jest dla niej ważniejsze niż jej własne, czteroletnie dziecko i może w kontekście tej informacji o uczuciowości młodej matki, fałsz jej empatii i społecznego zaangażowania demaskuje się właśnie w tej wypowiedzi.
Wracając do „Między nami dobrze jest”, która, jak zauważa Marcin Sendecki „ jest też niedługie”- co według mnie jest największym jakościowo dramaturgicznym osiągnięciem – mówi o sprawach autorce obcych, wyssanych z internetowych, brudnych forów.
Pisarka o międzynarodowej sławie, o wysokiej pozycji społecznej opowiada tam o dołach społecznych nie mając o nich pojęcia. Przede wszystkim lekko, bez skrupułów krytykuje hipermarkety i wszystko to, co dała nam dzisiejsza cywilizacja, która najuboższe warstwy społeczne dopuściła do godnego i luksusowego życia o jakim nie śniły żadne pokolenia z wcześniejszych epok.
Masłowska hurtem wyśmiewa pozostałości mentalne ludzi, przeżycia wojenne pokolenia już na wymarciu, praktycznie nieme i niezatruwające żadnych „metalowych dziewczynek”. Metalowa Dziewczynka, przedstawicielka najmłodszego pokolenia, celowo pokazana skretyniale i głupio, dzisiaj dzięki komputerowi – a w dramacie ma dostęp do Internetu – jest osobą zazwyczaj wszystkowiedzącą i nawet czteroletnie dziecko nie może być na poziomie debilki, jaką Masłowska rysuje w swoim dramaturgicznym zamyśle.
O czym jest dramat? O, jak zwykle u Masłowskiej, niezauważonej, nieprawdopodobnej, zbanalizowanej i wulgarnej sytuacji, jaką wytwarza zderzenie trójki spokrewnionych ze sobą kobiet: Haliny (matka), Osowiałej staruszki,(babcia), Metalowa Dziewczynka (córka); dwóch kobiet je wizytujących: Moniki i Edyty, oraz kontrastowego świata mediów: Mężczyzny (aktor) i Prezenterki (przeprowadzająca wywiad z aktorem).
Mimo, że Dorota Masłowska wyraźnie chce być polską Elfriede Jelinek, nie jest to możliwe, gdyż Jelinek mówi o rzeczach przeżytych, które ją autentycznie bolą i o pewnych, wybranych problemach. Masłowska mówi o wszystkim na raz, zimno, tak jakby to, o czym opowiada, działo się na jakiejś całkiem odległej planecie, którą się interesuje na tyle, by o tym móc napisać. Ma taką postawę hrabiny, która chodzi z koszyczkiem do czworaków, ale nic ją te czworaki nie obchodzą. Ponieważ nie obchodzą, niczego nie zauważa i ciągle wymyśla, ciągle pisze z kapelusza.
Czego w tym dramacie nie ma!
Jest starczy resentyment za sanacją, jest gnuśność polskiej kobiety czytającej pisma kolorowe, jest obżarstwo, jest wyśmiany styl życia medialnej gwiazdy. Jest młodzież, (Metalowa dziewczynka), wyjątkowo głupia. Ani jedna z tych przedstawicieli grup obyczajowych nie jest skonstruowana prawdziwie, są do bólu schematyczne, zbanalizowane, nieistniejące nie tylko w Polsce, ale nigdzie. Głupi, zagwazdrani ludzie istnieli zawsze i w wiekach ubiegłych i we wszystkich krajach, i na wszystkich kontynentach. Niczego nowego Masłowska nie odkrywa.
Polacy są według Masłowskiej z „nie bycia” z „nie posiadania”, ze wzajemnej pogardy, która według niej jest brakiem relacji pozytywnych. Artysta ma prawo wygłaszać, co chce i co myśli, ale nie mam pojęcia, co takimi stwierdzeniami chce uzyskać. Jojczenie na stan polskiego społeczeństwa odmalowanego tak nietrafnie, tak sztucznie i niewydobycie prawdziwych chorób, które go gnębią, może dokonać się tylko w braku krytycznych zabezpieczeń. W społeczeństwie, które nie chce wyzdrowieć, ponieważ nie życzy sobie poważnej diagnozy za którą idą koszta własne. Woli wynosić na ołtarze fałszywą świętą Bernadetę, która w jaskini teatralnej zobaczyła Polskę.
Masłowska, jako prorokini jest na miarę właśnie czasów, w których żyjemy. Czasu braku.
I ten dramat nie mówi o braku własnego pokoju, braku wakacji we Włoszech, ale o braku uczuć u cynicznej, bezwzględnej, młodej pisarki.
A prawdziwa literatura zawsze opiera się przede wszystkim na uczuciach.
Oda do Chleba z Masłem i Masłowskiej
Piękna młoda kobieto, mądra, pragnąca wolności,
Która chcesz być swobody swoich opinii władczynią,
Nie mów głupot, choć miłe są dla tych, którzy cię czynią
Gwiazdą, wzorem, idolem i zaprzeczeniem przeszłości.
Któraś w niskim zamiarze jest za i przeciw ciemnocie,
Przecież masz swoją drogę. Nie daj się wodzić na pasku
Myśli podłych tych ludzi, którzy zebrali w swym blasku
Złudnym, autorytety, by przewodziły miernocie.
Czy zależy ci na tym, byś w panteonie świeciła,
W którym pisarz, co ojca swego policji sprzedawał,
Biskup, który donosił, pismak, co kumpli wydawał.
Już nie jesteś dzisiejsza. Nie bądź więc dla nich zbyt miła.
Której Bóg jest z komiksu nie bój się w Boga uwierzyć,
On nie plunie rydzykiem, spojrzy na ciebie w przyjaźni.
Powie, nie krzywdź swej babci, to kwestia jest wyobraźni.
Bóg z prostszego komiksu pozwala jej życie przeżyć.
Chociaż Bóg to dla ciebie miły, dostojny staruszek,
Który rządzi z niebiesiech unikając ryzyka,
Skarżysz go o korupcję. Wspiera w oszustwach Rydzyka.
Może chcesz dostać większy z Pańskiego stołu okruszek?
Bo na życia salony ktoś cię zaprosił. Coś dzwoni
Gdy mówisz, my to oni. Może prawdziwa Twa troska.
Smacznego. Lecz pamiętaj, tyś nadal tylko Masłowska,
Oni zaś to Chleb z Masłem, więc go nie upuść z dłoni.
znalazłem pani blog po przeczytaniu art. pana trojanowskiego. Ciekawie pani pisze aa i wiersze też mi się podobają. A ta oda to taka wprawka , bo ktoś mi zarzucił (po wierszu białym o masłowskiej) że nie napisze go haksametrem.
Pozdrawiam Panią Andrzej Talarek
> Andrzej Talarek
Po miesięcznej nieobecności dopiero odpowiadam na komentarze.
Wiersz do Pani Masłowskiej z pewnością się tutaj zmarnuje, bo Pani Dorota mojego bloga nie nawiedza, a jest wybitnie adresowany właśnie do niej i chyba nikt, prócz niej z niego pożytku mieć nie będzie.
Niestety, nie potrafiłam napisać recenzji wierszem.