Dlaczego Liternet schodzi na psy?

Portal literacki Liternet powstał po Nieszufladzie i TRUMLU, i z założenia miał być lepszy, dla jaśniejszych, miał pełnić w Sieci funkcję bardziej oświeceniową niż portale starsze, pozbawione nowocześniejszych funkcji pozwalających na szybsze orientowanie się w toku toczących się dyskusji.

Wszystkie artystyczne aktywności w stadzie od wieków przebiegały podobnie: stado formuje się dla ukrycia intencji, składa się zazwyczaj z osobników miernych i nijakich z wielką potrzebą zaistnienia, ponieważ sztuka, podobnie jak polityka, to możliwość maskowania niewiedzy, dzięki czemu jednostka bez wysiłku samokształcenia może wydobyć się z magmy tłumu i stać się widoczna. Nieuki mogą z powodzeniem całe życie spędzić na imitowaniu swoich ról społecznych nigdy niezdemaskowane, ponieważ społeczność złożona z im podobnych, skutecznie ich przed tym chroni.
Miernota ludzka, podobnie jak zwierzęta w przyrodzie obdarzone dla przetrwania wyostrzonym zmysłem słuchu, węchu i wzroku, wypracowała przez wieki zmysł wykrywania wśród siebie jednostek ponadprzeciętnych i wybitnych. Rozpoznanie wartości polega w tym wypadku nie na umiejętności ich docenienia, zachwycenia się nimi i drżenia metafizycznego wskutek spotkania z absolutem, a na tchórzowskiej trwodze w poczuciu zagrożenia demaskacją. Dlatego też pojawienie się na literackich forach internetowych twórców ponadprzeciętnych, obdarzonych prawdziwym talentem artystycznym natychmiast jest rozpoznane, a twórcy ci z całą premedytacją i bezwzględnością niszczeni.
Oczywiście, po akcie likwidacji wartościowych osobowości, autentycznych artystów, portale ubożeją, martwieją, wypełnione własną potworną materią twórczą pseudo-pisarzy i zdają się chylić ku upadkowi. Jednak nowy narybek, nowa krew nieświadomych niczego najmłodszych talentów reanimuje trupa, ten z całym impetem rzuca się na młodość i ją pożera, a wypatroszone już skorupy zasilają wycieńczony portal, przybierają pieszczotliwe imiona żywiąc się z powodzeniem komplementami i błyskawicznie się starzeją.
Wataha nieżywych poetów, czyli piszących trupów w przerwach ataków na prawdziwych artystów, których pogardliwie nazywa trollami i których z utęsknieniem oczekuje, zdwaja wysiłki, by stan ten ukryć.
 
Aby przetrwał martwy portal uruchamia się wszelkie możliwe mechanizmy. Jest ich mnóstwo, wymienię kilka, dla zobrazowania skali przedsięwzięcia. Jeden z nich to permanentne konkursy, mające na celu ugruntowanie wyznaczonych przez stado wielkości najbardziej gorliwych z watahy przywódców, najczęściej w nagrodę za służalczość i aktywność portalową. Można – jak dzieje się to w chwili pisania tego tekstu – urządzać tygodniowe celebracje wybranych autorów dla wzmożenia czujności grupy, zaktywizowania jej do większej gorliwości i takim wyniesieniem zmuszenie do cierpliwego oczekiwania na swoją kolej cotygodniowej celebracji.
Można wyłonić z grupy lidera, który przy nieustannym chwaleniu jego twórczości i jej rzekomych walorów artystycznych, przez co uwiarygodnia się jego arbitralne sądy o innych. Pojawia się kult jednostki, posłuch i klakierstwo w każdym, nawet najbardziej absurdalnym momencie życia portalu.
Można na zasadzie świętej księgi wyznaczyć wzorzec literacki z kanonem i rygorem i nazwać to np.: „oczytalnią”, czyli przyrządem egzekwującym stworzone na rzecz portalu wyobrażenia o prawdziwej twórczości literackiej.
Można wreszcie – co stosowała z powodzeniem Nieszuflada – powielić komunistyczny system rozdawnictwa przywilejów, przydzielając je administracyjnie według zasług swoim zausznikom. Nic nie kosztujące przywileje pozyskuje się najczęściej poprzez spacyfikowanie miejsc nagradzania literatów z państwowej kasy. Takimi miejscami są Domy Kultury, Porty, Świetlice, Biura, Instytuty a w nich konkursy literackie poza Siecią i w Sieci.

Potężną bronią w realizacji tych celów jest gniew. Gniew, odwieczny oręż wszelkich religii, jest ogromnym kapitałem każdego, nawet tak nieformalnego jak portal sieciowy, zgromadzenia. Wystarczą nawet dwie, trzy osoby, by już w krótkim czasie przyłączyła się spora grupa internautów skorych do wirtualnego linczu. Osaczony oskarżony, najczęściej nieświadomy swojej rzekomej winy, zazwyczaj przeprasza, wycofuje się i pokornieje przyłączając się do stada, by w wypadku podobnego zdarzenia nie wpaść w podobną niełaskę i z krzywdzonego stać się od razu gorliwym napastnikiem. Zdarzają się wypadki pozornej utraty przegranego uczestnika, który zazwyczaj, nie mogąc znieść swojej społecznej porażki, powraca pod innym nickiem już jako przystosowany swojak, entuzjastycznie przyjmowany przez grupę.
 
Niektórzy liderzy, jak w każdej partii politycznej w celu umocnienia swojej pozycji wykazują się co jakiś czas pogadankami perswazyjnymi dla określenia wytycznych na najbliższy okres portalowych działań mających na celu przeczekanie nudy do następnego ataku trolli, czy do następnej wojny. Brak wojny – co ilustrują obecnie dwa pasywne portale literackie – Nieszuflada i Rynsztok – grozi nie tylko kalectwem portalu ale i niechybną śmiercią.   
W takich momentach najsłuszniej jest umocnić stanowiska i pozycje, wyznaczyć autorytety, wymądrzać się po belfersku i sędziowsku. Wszelkie wzywanie do intensywniejszego, ale bardziej merytorycznego wzbogacania komentatorskiej bredni celowo szpikuje się trudnymi terminami literackimi, by nieuki poczuły wagę problemu. Zastraszanie polegające na groźbie wykluczenia z grupy lub przemilczaniu ich wklejanych utworów, a więc skazaniem na wirtualny niebyt, jest realne. Dlatego też, co jakiś czas w instruktażowych pogadankach pojawia się troska o przyszłość, wizja portalu, który schodzi na psy, ale też i optymistyczna, jakoby on kwitnie i ma się wyśmienicie. Manipulowanie stanem faktycznym portalu, o którego kondycji tak naprawdę nikt wiedzieć nic nie chce, to też socjotechniczne operowanie gniewem. Za porażkę znajdzie się winnych, którzy uniemożliwili naukę ewentualnym artystom wysokiej próby i podcięli im skrzydła. Bez nich, wylęg geniuszy dokonałby się z pewnością, a kim byliby ci geniusze, wskazałby, spośród swoich aktywistów portal liternet.

Aktywiści liternetowi nawołują do zamknięcia się sekciarskiego w portalu, chwalą się, że nie czytają żadnej literatury poza Siecią, przestrzegają przed głosem spoza ich sekty:
 
„(…) Ale czy ktoś googluje blogi w poszukiwaniu słowa o książce czy wierszu? Ja nie. Może szkoda, bo przecież autor namęczył się, stracił mnóstwo czasu (nawet mała próba rzetelnej recenzji wiersza zajmuje około pół godziny) tylko po to, żeby pochwalić książkę czy utwór, który go wzruszył albo zachwycił, lub aby ostrzec innych przed gniotem. Dlaczego więc nie odwiedzam blogów, tych z panelem „moje lektury“?  Bo z małymi wyjątkami są strasznie subiektywne, pisane, aby pokazać kolekcję autora bloga, i nie do dyskusji.(…)”
[Małgorzata Köhler  21 listopada 2012, 10:44:01 „ Śmierć krytyka? (Wrażliwi proszę nie czytać, to się jak zwykle i tak źle skończy)”

Katalog sposobów zabierania wolności twórcom jest przecież opisany w „Roku 1984” Orwella i nie na darmo upadła wcześniej matka Liternetu „Niedoczytania”,  która ten instruktażowy plan przyszłym użytkownikom liternetu,jako youtubowy film, poleciła.

Niech sczezną artyści – zdaje się podskórnie głosić Liternet. Damy sobie radę bez dzisiejszych wspaniałości technologicznych łączących i wzbogacających interakcją ludzi, którzy darmo „tracą czas” zamiast rzetelnie pracować na rzecz portalu Liternet.
Nie dacie sobie rady we własnym sosie wy uzurpatorzy i samozwańcy. Jak mawiał pewien Diabeł o owej sile, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro, nie jest to możliwe.

Zbyt nachalnie pragniecie dla siebie dobra.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2012, dziennik ciała i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

101 odpowiedzi na Dlaczego Liternet schodzi na psy?

  1. Ela Galoch pisze:

    Portale literackie są placami zabaw. Bawmy się, przywalmy sąsiadowi łopatką, bo się zsikaliśmy w majtki. Pisanie jest rzeczą bardzo intymną. Do tej czynnosci potrzebujemy zacisznego, bezludnego miejsca.

  2. HanTru pisze:

    sikanie w majtki też jest intymne w części niepublicznej i warto pikantnie słów kilka jak z ziarnem w bruzdy przypadkiem

    bajeczka o ziarenku grochu,

  3. Ewa pisze:

    tak, metafora sikania w chlorofil wyśmienita! Niech no się tylko świat zazieleni, a handel trupami nie będzie już potrzebny.

Skomentuj Ela Galoch Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *