Kazimierz Poznański „Prawie piękne”(2010)

To poemat oniryczny na cześć pewnego miejsca na ziemi, umownie można nazwać go mitycznym, archetypicznym i na potrzebę tej analizy nawet wyjątkowym i jedynym na świecie.
Poemat Kazimierza Poznańskiego zbudowany jest tak samo, jak jego poprzedni tomik, „Długi wiersz” z bloków poetyckich, gdzie optycznie osiem wersów zbliża się do geometrycznych kwadratów tak, jakby ten zabieg formalny przemagał perswazję, jakby stawał się blokami wykutymi z dna pamięci, z przemagania nieposłusznej materii czasu. Determinująca te strofy dyscyplina budowy utworu porządkuje narrację, wprowadza chronologię i poszczególne sceny poetyckie obrazowane są tak, jak zatytułowane rozdziały, jakby zahasłowane. One też pełnią rolę symboliczną i demiurgiczną.
Narrator, który zdaje się być zarówno bohaterem tych strof, jak i Kazimierzem Dolnym i też czytelnikiem, już na wstępie rozpływa się w poetyckiej przestrzeni wychodząc z korzeni parku krajobrazowego. Poeta umiejscawia swojego bohatera w lessowych wąwozach kazimierzowskich obrzeży, skąd rozpoczyna swoją poetycką wędrówkę, by nimi, tymi symbolicznymi korzeniami dojść do współczesności, czyli do realnego dzisiejszego Rynku w Kazimierzu Dolnym. Korzenie tu mają jak najbardziej prahistoryczny charakter, podmiot liryczny rozważa swoje pochodzenie, analizuje labirynty losu i sugeruje, że właściwie WĄWÓZ jest w pewnym sensie uwięzieniem, że prowadzi tylko w jedną stronę. Determinizm jego egzystencjalnego dramatu ludzkiego życia jest banalny i powtarzający się zawsze, toteż duchowa podróż kończy się zderzeniem z wszechogarniającą materią:

„(…)grząska koleina na ślepo błądzi
a kiedy urywa się na rynku
nie ma już stamtąd powrotu (…)”

Dlatego inkubacja, pojawienie się na archaicznym rynku w małym historycznym miasteczku w centrum Polski nad rzeką Wisłą jest o zwykłe i normalne, jak każdy poród, gdy odchodzą wody płodowe i pojawia się człowiek. Stąd może ten drugi obraz zatytułowany POTOP, gdy oko narratora, ślizgające się od niechcenia po architekturze, po starożytnych domach, studni, rejestrujące destrukcję i entropię, nagle zderza się z żywiołem wody z nieba, z innego źródła. To zewnętrzność teraz atakuje i rządzi, to ona przemienia rzeczywistość.
Pięknie Poznański, jakby malował wodnymi farbami, odmalowuje zmywane domy, obnażające się nagle, pokazujące bezwstydnie swoje wnętrza, synteza tych obrazów jest nieprawdopodobna, tu już nie ma czasu, zwykłej kolei losu, porządku, tu wszystko staje się płynne i nawet śmierć zostaje zdegradowana:

„(…)Życie naprawdę nie ma końca
to tylko marny wymysł poetów(…)”

To w dalszym ciągu nie jest pytanie ani o swoje początki, ani łatwe przetwarzanie obrazów na fabułę. Poeta cały czas panując nad materią poetycką, wykonuje wielki wysiłek stwarzania na nowo rzeczywistości kazimierzowskiej mając do dyspozycji zaledwie jej ułamki, powidoki, nędzne strzępy zachowanych obrazów.
I na tej arenie, gdzie miasto rozmywa się na swych krańcach, poeta buduje następną część zatytułowaną KRESY i to jest poświęcone ojcu. Ojciec przywołany jest kilkoma pociągnięciami, właściwie go nie ma, jest w malwie, w krzemieniu, w zapomnianej gitarowej melodii, ale staje się mityczny i demiurgiczny, ponieważ trwa w jakimś bardzo ważnym dla narratora wewnętrznym doświadczeniu, budującym go i ocalającym. Ojciec staje się tutaj zarówno zewnętrznością jak i wewnętrznością, pełni rolę spajającą i integrującą narratora. Tytułowe KRESY to nie tylko Krzemieniec, rodzinne miasto ojca powiązane symbolicznie z kamieniem, który pełni rolę talizmanu, dawcy światła i wiedzy o otaczającym świecie:

„(…)Ciągłe noszę mały lśniący kamyk
co potarty przez ojca pośpiesznie
wykrzesywał(…)”

Kolejny obraz „NAGOŚĆ”, to takie trochę kadry z „Umarłej klasy” Kantora, ale w przeciwieństwie do zawartej tam śmierci, tu są pełne witalności i życia. Bohater jest nieumiejscowiony w czasie, w dalszym ciągu pokonuje, jak we śnie jakieś odległości jak w miodzie, konsystencja otoczenia jest słodka, a zarazem niemożliwa:

„(…)patrzysz wyraźnie w mą stronę
ale wiem że nie myślisz o mnie(…)”

Doświadczenia seksualności są ujęte w erotyczny hymn przezwyciężenia gatunkowej zwierzęcości. Wysiłek przewartościowania pożądania w miłość poeta wyraża najsubtelniejszymi strofami, mamy tutaj bardzo czuły opis kochanków leżących nago, których ciała są ledwo zarysowane i których współistnienie jest tak samo nierealne i tak samo piękne jak otaczające ich miasto.

Być może, że kolejny obraz ŻYDZI, mający na celu oddanie schulzowskiego klimatu miasteczka, zamieszkałego przed wojną przez ludność żydowską nawiązuje bezpośrednio do figury własnego ojca jak i Ojca –Demiurga, mitycznego Jakuba z Drohobycza. Tu jednak dzieje się coś odwrotnego – tu nie ma Boga Stwórcy, wszystko odbywa się poprzez odejmowanie. Zostaje miasto, ślady po ludziach, elementy żydowskich rytuałów religijnych są jeszcze rozpoznawalne, ale powoli się zacierają. Natomiast holocaustowy duch niebytu tu trwa nieustannie i nie jest to w dalszym ciągu doświadczenie śmierci, ale jakiejś nieprawidłowości w naturze. Ten niepokój i zachwianie równowagi kosmosu świadkujący teraz miastu narrator doświadcza na wskroś, jest tym nie tyle zaniepokojony, co skrzywdzony:

„(ale nawet jeśli ostatni z żyjących
przepadnie w kolejnej pożodze
ten który ich wszystkich stworzył
pozostanie żeby ich opłakiwać(…)”

Aż dwa rozdziały poematu Poznański poświęca miłości. MIŁOŚĆ jest tutaj idealnym scaleniem się z kosmosem, i nawet, jeśli nie wszystko w naturze sprzyja, jeśli otaczająca przyroda nic o niej nie wie, to ta integracja jest cały czas doświadczana i namacalna. Miłość jest zawsze transgresją, jest skandalem i sprzeniewierzeniem się pośledniości i normalności, ale jest też wysiłkiem akceptacji przemiany:

„(…)Noc zapada tego kolejnego dnia
dachy mieszają się ze ścianami
resztka światła szuka schodów(…)”

Strofy tutaj jak muzyka wpadają w chropawe tony dramatycznych skrętów, by w jakimś niezłomnym poszukiwaniu się kochanków i umiejscawianiu się w rzeczywistości nie utracić też egzystencji w całkiem osobnym, wsobnym świecie:

„(…)proszę nie zostawiaj mnie tak
bez mojego wiernego odbicia
mogę w zamian oddać to co mam
jak chcesz zabierz moje życie(…)”

powie narrator błagalnie w następnej części poematu zatytułowanej DZIECKO. To jest kontynuacja miłosnego wątku sublimującego się w owocu, przywołanym symboliczną jabłonią na początku, by rozwinąć się hymnem radości z posiadania, z wzbogacenia i z możliwości kochania. Bohaterką jest mała dziewczynka pojawiająca się w życiu bohatera jak dar losu, jak zagadka i jak mityczna istota, tajemnicza i tak samo ważna jak narrator, czułe wersy poświęcone dziecku mieszają się z próbą umiejscowienia go w tym mikrokosmosie, który był już równowagą, a teraz stał się pełnią.
Kiedy poemat rozpoczynał się wiosną, leżały resztki śniegu u stóp dzieci z pisankami pod kościelną farą, a pod koniec poematu mamy obfitość owoców, lato, które mija, jest szczodre i orgiastyczne. Owoce nie tylko są w okolicznych sadach Kazimierza, ale i na rynku, na targu. Lecz ta obfitość i szczodrość natury nie łagodzi nękającego ludzi losu pełnego sprzeniewierzeń i sprzeciwów. W części zatytułowanej PO ŻAR, podmiot liryczny dręczony jest nienasyceniem i pożądaniem, którego nie gasi schultzowski cynamon, ponieważ już sklepów cynamonowych nie ma, są sklepy jedynie ze świerszczykami. Dlatego MATNIA, to uwikłanie w mrok zależności, to wolność utracona wskutek nieprawości świata i ludzkiej natury, to też próba nieustanna wyzwolenia i pokonania, to kolejna transgresja i metamorfoza wewnętrzna.
Wchodzimy z bohaterem w kręgi piekła niezawinionego, w czarną magię i w gnostycką nieprzychylność koła losu:

„(…)mogę zostać oskarżony o mord
którego wcale nie popełniłem(…)”

Minorowość tych strof tchnie autentycznym bólem i pogubieniem, czymś bezradnym i ostatecznym. Sekunduje dramatom miasto pełne scen ilustrujących stan duchowy bohatera, szalona bryczka wiezie pijaną, ordynarną parę, pojawia się motyw cyganki i ludzkiego fałszu.
Jest to w dalszym ciągu poemat egzystencjalno symboliczny i zastanawiam się, czy surrealizm ma tutaj jakieś znaczenie, bo przecież wszelkie zanikania, rozpływania i przemiany czegoś w coś innego nie są jeszcze surrealizmem. Ostatni akapit zatytułowany niebo, to stoickie pojednanie się z losem, to hymn na cześć przezwyciężenia rzeczywistości nie poprzez antagonizm, tylko właśnie symbiozę. Harmonia wraca do ostatniej części zatytułowanej NIEBO:

„(…)Jak od mego zaklęcia z pełnej tęczy
po krótkim deszczu zachowało się
wyłącznie jedno różowe pasmo(…)”

Tu jest piękny opis bukolicznej przyrody kazimierzowskiej, gdzie następuje idealne połączenie widzianych fragmentów pejzażu, gdzie wszystko do siebie pasuje, jest współzależne i właściwe. Następuje po ciągłej karuzeli antagonizmów natury i kosmicznych sił równowaga w tej bezustannej przemianie roślin ludzi i pejzażu. Pogodzenie i afirmacja takiego stanu poeta potwierdza w szczerej i prostej konstatacji niemal dziecięcej, że

„(…)aż tak piękny jest czasem tu świat
jeżeli jest jakiś lepszy nie wierzę (…)”

To zakończenie odnoszące się do tytułowego „prawie” jest też zabezpieczone słówkiem „czasem”, odwołując się zarazem filozoficznie – mimo doświadczanej odwieczności – do jednoczesnej tragicznej naszej kruchości.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

89 odpowiedzi na Kazimierz Poznański „Prawie piękne”(2010)

  1. Robert Mrówczyński pisze:

    Tak Pani Ewo, ja też znam facetów, którzy każdą uważają za kurwę. W swoim, nie tak krótkim życiu, nie zetknąłem się z odstępstwem od tej obskuranckiej reguły. W świecie tych moich znajomych tylko mamusia zasługuje na szacunek.
    Nie jest więc takie pewne czy poeta opisuje tak bardzo odległe i nieaktualne światy. Nawet jeśli katolików w świecie zachodnim ubywa, to jednak mit “matki-dziewicy” wszczepiany przez 2000 lat, robi swoje, a przynajmniej w Polsce, do czego przyczyniają się same matki. O kobietach można i należy wypowiadać się jak najgorzej. Polski premier Leper powiedział, że dziwki zgwałcić nie można… Seksturystyka w Europie kwitnie, kobiety z dawnego bloku wschodniego pod pretekstem dobrej pracy są więzione w burdelach całej Europy, trzymane gołe, pozbawione paszportów, by nie uciekły. Dlaczegóż poeci nie piszą o tych sprawach, tylko o jakichś monstrualnych kurwach żydowskich?

  2. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Idąc za przykładem Hani, podaję tytuł artystycznego utworu, opowiadającego o dzisiejszym piekle, które Pan, Panie Robercie tu przytacza. Jest to film z 2008 roku Ulrich Seidl „Import/Export”.
    Natomiast od poetów nie można wymagać, by byli równocześnie wszędzie. Filmowcom się to udaje. Poetom rzadko, musieliby być suterenami, alfonsami, kiedy by niby mieli jeździć na konkursy poetyckie i slamy, jak trzeba interesu doglądać dzień i noc.
    A czystość dziewicza kobiet jest też w innych religiach. Ciekawe, że Schopenhauer nawet za pojawienie się dziewiętnastowiecznego nihilizmu (tego z „Biesów” Dostojewskiego) oskarża religię. Widocznie taka czystość musi być zbrudzona, nikt jej nie wytrzyma.

  3. JBP > Hanna pisze:

    Hanna – Piękne tłumaczenie. (Maria Leśniewska?) Z jednej strony mozemy doprowadzić vendu=sprzedane do skrajności (wersja McGowana). Z drugiej, jest miejsce na dwuznaczność vendu= sprzedajny, zdrajca: ciało-sprzedane, ale ciało-zdrajca.

  4. kazimierz poznanski>ewa pisze:

    Schopenhauer uwazal ze idaelizacja jest grozna, ze trzeba sie pogodzic z tym czym czlowiek jest, ale tez nie uwazal ze czlowiek jest zly – to bylby zreszta inny rodzaj idealizacji. Swiat ludzi nie jest bialy ani czarny tylko szary. Tyle, ze szary moze byc piekny. Grozba idealizacji – bytow idealnych — polega na tym, ze ludzie kieruja sie nirealnym oczekiwaniami. Nawet gdyby starali sie jak najlepiej — w sensie moralnym — zyc to im sie to nigdy nie uda. A wtedy moga sie obrocic przeciwko takiej ideii. On ma w jakims sensie racje, ze religia – z ta swoja koncepcja kobiety — deformuje zycie. Wiec moze zrodzic sie bunt i odrzucenie religii przez nihilizm, czy kultowosc etc. Zakladam, ze widzial przyrode jako niedoskonaly porzadek, ktory zyje, i, stad, jest piekny. To jest bardzo optymistyczne – nie sadzisz?

  5. Ewa > kazimierz poznanski pisze:

    jak pisałam, jestem właśnie po lekturze uwspółcześnionej popularyzacji myśli filozofa, po „Schopenhauer und die Philosophie der Jahre wilden” upublicznionej w 1988 przez Rüdigera Safranskiego, czyli już po odkryciach Lacana i Foucaulta. Bohaterem tej książki nie jest tylko Schopebhauer, ale i Wild Years of Philosophy.
    Tutaj Kant jest takim przełomem: jest przed Kantem i po Kancie. Schopenhauer wkracza w tę drugą epokę, wolną od Hegla i wpływów politycznych, uwolniony społecznie, dlatego tak ważny dla artystów. W polskim wydaniu jest posłowie Marii Janion, ale feminizm nie jest w nim wyraźny, mimo podkreślenia zasług gdańskiej pisarki, Joanny Schopenhauer, czyli matki filozofa, której twórczy żywot syn jednoznacznie i nieustannie potępiał. Słowem – Schopenhauer mylił się w jednych sprawach, w innych nie. Ale tak jak piszesz Profesorze, Schopenhauer uwalnia świat z balastu idealizmu, upraszcza go w recepcji myśli filozoficznej i uniezależnia od wpływu Państwa i Kościoła.
    Niestety, nie czyni tego odnośnie kobiet, a ja, jako blogerka, byłaby tym zainteresowana.

  6. kazimierz poznanski>ewa pisze:

    Rozpedzil sie Schopenhauer w swoim eseju o kobietach. Pisze tam bez ogrodek. Jak po jakims wielkim zawodzie z kobieta. Pod wplywem impulsu. Z drugiej strony dal to do druku. Wiec moze to przemyslana refleksja. Za ktora nie kryja sie jakies swieze przezycia. Wiadomo, ze on uwazal ludzi za niedoskonalych. Nie widzial wiec zadnego powodu, zeby wylaczyc z tego kobiety. Wiadomo, ze byl przeciwny idealizacji. Jak z ta koncepcja idealnej kobiety – czystej, czy swietej. Dopiero co o tym rozmawialismy. Jestem ciekaw, czy gdyby Schopenhauer napisal esej o mezczyznach – a chyba nie napisal – to nie znalazlby rownie dlugiej listy niedoskonalosci tej plci. Jedno jest jednak pewne ze zgodnie ze swoja filozofia nie moglby stwierdzic, ze nie ma roznicy miedzy kobieta i mezczyzna. Co najwyzej, rozwazalby jakie sa te roznice. Jesli rzeczywisice wierzyl, ze kobieta jest nizsza istota zamiast, ze jest po prostu inna, to nie zauwazyl mozliwosci, ze c tymi cechami, ktore on przypisuje kobietom – jako gatunkowi — nie mozna wykluczyc, ze wlasnie z tychze powodow kobiety sa w istocie wyzsza forma. To jest kwestia tego jak sie wartosciuje poszczegolne cechy charakteru czy kwalifikacje. Ta sama cecha – jak podstepnosc – moze byc uznana za zalete lub za wade. Jesli alternatywa wobec podstepnosci jest uzycie sily, to moze podstepnosc jest zaleta. Albo geniusz – ekstremizm – jako alternatywa wobec madrosci — umiaru. Wiesz do czego zmierzam.– by obrocic to co on pisze przeciwko niemu – z umiarem i podstepnie.

  7. kazimierz poznanski>ewa pisze:

    Wybralem podstepnosc, gdyz w eseju — dostepnym na internecie – Schopenhauer przypisuje kobietom, ze zyja klamstwem – a mezczyzni nie, no i tez wspomnialem geniusz, gdyz w tym samym eseju twierdzi, ze w przeciwienstwie do mezczyzn kobiety na tworza niczego genialnego – nie ma kobiet geniuszy. Ja nie chce powiedziec, ze zgadzam sie z tym co on twierzi o tych roznicach, tyle ze przy innej interpretacji – skali wartosci – te wady moga wypasc jak zalety.

  8. Ewa > kazimierz poznanski pisze:

    No tak, ale żyjemy już dwa wieki później i wszystkie te genderowe studia dowiodły o przemieszaniu płci i tego, że tożsamość ludzka tworzy się zupełnie innymi drogami, niż biologia. Natomiast stereotyp trwa nienaruszony, bo jest wygodny, szczególnie w takich biednych krajach, jak Polska.
    Z mojego długiego życia wynika, że i tak więcej dostałam od mężczyzn, od kobiet raczej nic, oprócz bezinteresownego okrucieństwa, zazdrości i zawiści.
    Ale żeby wznieść się ponad nacje, płcie i własne krzywdy, trzeba się w ogniu sztuki jakoś oczyścić. I chyba prawdziwa sztuka to robi. Podobno Schopenhauer cenił tylko własnego pudla. Ale biograf Safranski nie dociekł, jakiej był płci.
    Właśnie się dowiedziałam, że wrocławską literacką nagrodę Angelus 2010 dostali „Mesjasze”, Gyorgya Spiro, gdzie towiańczycy zrobieni tam są na absolutnych głupków. A jeszcze w latach osiemdziesiątych w Polsce wychodziły książki najnowszych badań, gdzie nikt się nie odważył podważyć mądrości Andrzeja Towiańskiego. W Polsce się zmienia, ale wolno. Chyba nie dożyję.

  9. JBP > Hanna pisze:

    Pewnej nocy ze straszną kobietą spędzonej
    – Niczym trup obok trupa tak przy mnie leżała –
    Marzyłem obok tego sprzedajnego ciała
    O pięknej odtrąconej, chociaż upragnionej.

  10. Ewa > JBP pisze:

    spędzonej – upragnionej.
    Rymy gramatyczne. Oj, niedobrze, nie dobrze…

  11. Hanna>JBP pisze:

    Bardzo dobre, JBP, aczkolwiek moze jednak “z mocarna Zydowka spedzonej”? “Straszna kobieta” – troche straszna, nie czul chyba poeta do niej odrazy, skoro juz tak sobie tam dosc dlugo lezal i marzyl? Mocarna pokazuje pewna sile i mysle, ze o to Baudelarowi chodzilo – o buchajaca kobiecosc! I byla Zydowka, gdyby byla Chinka to tez bysmy o tym napisali w tlumaczeniu, prawda?
    Ja odpowiem Panu tez chetnie na pytanie o granicach McGowana – tak, uwazam, ze przesadzil z “whore”. Jak Pan zauwazyl, sam Baudelaire a pozniej jego tlumacze uzyli subtelniejszej wzkazowki. “Whore” nie byla potrzebna, poeta nie uzyl takiego strzalu miedzy oczy. Ale tez mysle, ze tlumacz nie ma obowiazku byc “uczciwym” . To wszystko zalezy od jego czy jej wrazliwosci artystycznej. Problem powstaje wtedy, jezeli wiersz poety oryginalnego tlumacz zmieni na tyle, ze staje sie jego wlasnym tworem, inspirowanym oryginalem.

  12. JBP > Hanna, Ewa pisze:

    Nie odmawiam artystom – ani nikomu innemu – wolności. Nie oznacza to, ze wolność jest bezkana; że nie podlega ocenie. Wybór „kurwy’ jest skrajny; jest najbrutalniejszą z możliwych interpretacji. Dozwolony – owszem, ale może być przy tym oceniony jako świadectwo temeramentu/charakteru, osoby, która dokonała tego wyboru. Zmiany, które zaproponowałem w tłumaczeniu, które Pani nadesłała- zmiany jednego parametru; dwa słowa – wprowadziłem, jako eksperyment, aby zobaczyć jak wiersz czytałby sie w innej optyce – optyce rozgoryczonego kochanka, a nie brutalnego klienta kurwy. Czemy nie? Ciekawość. Jeśli „okropna Zydowka” może stać sie „monstrualną/gigantyczną żydowską kurwą” w tłumaczeniu McGowan – skrajnie brutalizując obraz, dlaczego nie pozwolić na złagodznie obrazu? Sprzedane ciało? Sprzedajne ciało? Zdradzieckie ciało? Zydówka? Kochanka? Kobieta? Wygląda na to, że łagodniejsza wersja jest ciekawa, i co wiecej, zgodna z liryczną skargą skierowaną przez autora do kobiety – pożądanej i obojętnej; kochanej, jeśli już nie tamtej nocy, to napewno w przeszłości; a być może jeszcze w przyszłości. Uniwersalne doświadczenie, wydawałoby się. Dlaczego nie Zydówka? Dlatego, że żal, gniew, gorycz skierowane były do kobiety, a nie do rasy; jak też, że Zydówki – i te zwykłe i te okropne – przez następne sto lat –traktowane powinny być z szczególną wrazliwością, czego inny kobietom również z całego serca życzę.

    Ps Pani Ewo, moje rymy są jeszcze gorsze – jarmarczne. Te są Marii Leśniewskiej. Moje zmiany to dwa słowa w pierwszych dwoch wersetach.

  13. Ewa > JBP pisze:

    Tak, tłumaczenie Leśniewskiej fatalne. Rymy gramatyczne- niedopuszczalne. Nie mam pojęcia, jak wydawca to dopuścił do druku.

  14. Hanna>JBP pisze:

    Nie mam zupelnie wrazenia, czytajac wiersz B., ze zal czy nawet gniew poety byl skierowany do Zydowki. Pisze – ze leza “trup obok trupa”, a wiec widzi pewna smierc tej sytuacji, w ktorej on jest tak samo martwy jak i ta sprzedajna kobieta (jakiejkolwiek rasy, ale tak samo jest przegrana jak on). Cale nastepne wersy sa do innej kobiety, wymarzonej- ale nie kosztem tej z ktora jest teraz , w tej chwili.
    Natomiast ostatnie zdanie Pana komentarza jest bardzo ciekawe – czy dobrze rozumiem? Nie mozemy, choc wiemy, co bylo historycznie pozniej (jak i przedtem tez nie bylo dobrze), negowac, ze wiele lat przedtem Baudelaire lezal kolo kobiety, ktora, tak sie trafilo byla i kurwa i Zydowka. To w zadnym przypadku nikomu nie uwlacza. Aczkolwiek Pana elegancja i wrazliwosc, proba ochrony kobiet (Zydowek i innych…) jest dla mnie zrozumiala, ale troche artystycznie nieuzasadniona.
    Ewo, troche ten temat zszedl z poezji Kazika – ale taki juz chyba los komentarzy na blogu.

  15. Ewa pisze:

    Nie wiem Haniu, czy skręcił nie na temat, ale na pewno skręcił na totalną szmirę. Wyedytowałam z komentarza Pana Jacka nazwisko Profesora, bo było wstawione złośliwie, a muszę pilnować na blogu interesów jego użytkowników.
    Pan Jacek chyba jest pijany jak tu pisze.

  16. JBP > Hanna, Ewa pisze:

    „Wyedytowałam z komentarza Pana Jacka nazwisko Profesora, bo było wstawione złośliwie, a muszę pilnować na blogu interesów jego użytkowników. Pan Jacek chyba jest pijany jak tu pisze.”

    Słuszna uwaga. Insunuacje, złośliwości, przytyki, skierowane do kogokolwiek z waszego grona, nie powinny mieć miejsca w Pani blogu – ciekawym, odważnym, uderzająco otwartym intelektualnie i świetnie prowadzonym. Przesyłam poprawione zdanie, które Pani słusznie ocenzurowała, i jednocześnie żegnam. Znalazłm się na waszym blogu przypadkiem (jeden z użytkowników przesłam mi wcześniejsze komenmtarze o malarstwie i poezji) – wiele sie nauczyłem; była to dobrawdy ciekawa wizyta. Dziekuje Panie Ewie za zaproszenie do przyłaczenie sie do dyskusji o poezji Kazimierz Poznanskiego. Pani, Hanno, dziekuje za podjecie wątku tłumacznia Baudelaira. Pozstawiam was wszystkich – szczególnie z Panią Ewę, z którą miałem przyjemność korespondować przez chwilę prywatnie w innych kwestiach. Ps Pan Jacek jest tak trzezwy, że czasami to ludzi peszy.

    Zdanie bez złośliwości: Jeśli „okropna Zydowka może stać sie „monstrualną/gigantyczną żydowską kurwą” w tłumaczeniu McGowana (polska wersja na blogu – Profesor K.Poznanski) – skrajnie brutalizując obraz, dlaczego nie pozwolić na złagodznie obrazu?

  17. JBP > Hanna, Ewa pisze:

    Sprawa wydawała mi się zrazu prosta: Było: ‘Spędziłem noc obok okropnej Krakowianki.’ Tłumacz napisał: ‘Spędziłem noc obok gigantycznej, krakowskiej kurwy.’ Sprawa się skomplikowała. Dlaczego? Nie jestem Krakowianką, ale czy nikt inny poza mną nie widzi, że coś jest nie w porządku?

    Raz jeszcze – ukłony pozegnania i wyrazy szacunku.

  18. JBP > Ewa pisze:

    “Ja szybko wybralem pare wersow z jego glownego tomu „Flowers of Devil ” /Kwiaty Diabla/, tych dotyczacych kobiet i zamiescilem polskie szybkie tlumaczenie:”

  19. Ewa > JBP pisze:

    No właśnie, Profesor Kazimierz Poznański nie dawał tutaj tłumaczenia McGowana w tym wątku i dla kogoś, kto nie czyta regularnie notek może to być jakaś prowokacja.
    Ja sama poszukałam w Sieci tłumaczenia i ono mi wyskoczyło jako pierwsze i je tutaj wkleiłam. Czytałam też na blogach literackich o jego aspekcie antysemickim. Nikt, oprócz Pana, Panie Jacku, nie napisał, że to jest wers antysemicki. Wszędzie podkreśla się, że wtedy mówiło się tak na prostytutkę: „przyślij mi tu jakąś piękną Żydóweczkę”. Natomiast nigdy się nie spotkałam z tym, by ktoś powiedział: „przyślij mi tu czym prędzej krakowiankę”, bo krakowianka nie kojarzy się z płatnym seksem, tylko z figurantką procesji Bożego Ciała. Pan, Panie Jacku mi tutaj teraz udowadnia, że jestem osobą konfliktową i że wyrzucam ludzi z bloga. Pan tu sobie może pisać co Pan chce, ale ocena tego, co Pan pisze należy do mnie. Pan tutaj napisał „kalesonowo”, „całuję-rączkowo” o kobietach, jakby się Pan urwał z choinki. Nie czytał Pan Zoli? Pan nie pamięta opowiadania Maupassanta o tym jak mamusia przywiązywała sobie klepki do ciężarnego brzucha, by dziecko tak spreparowane jako dziwoląg sprzedać do cyrku? Pan nie zna Celina, jak postępuje z własnym dzieckiem matka przywiązując je do stołu i urządzając seanse bicia i torturowania, by się seksualnie podniecić i przystąpić potem do kopulacji z mężem, ojcem dziecka w małżeńskiej sypialni? Pan nie zna najnowszej historii? Dziewcząt serbskich gwałconych, nie przyjmowanych do rodzin przez własne matki, jako nieczystych? I Pan temu biednemu Baudelaire’owi, męczennikowi idei, który życie stracił na oddanie w poezji tych wszystkich bezeceństw, Pan po dwustu latach, późny wnuk, przyczepia teraz jemu wypomadowane wąsy i ubiera w kalesony?
    Jak tak dalej pójdzie to faktycznie ogłoszą mnie teraz osobą, która atakuje świętość Matki Polki.
    Może Pan takie rzeczy wypisywać na liternet.pl, gdzie poetka Sara Bergmann pisze swojemu komentatorowi mniej więcej tak: takim tonem? Pan do mnie? Do kobiety?
    Nienaruszalność godności kobiet jest na portalach Pani Domu, i im podobnych. Więc proszę nie mylić adresów.

    Wolność artysty – jak najbardziej. Ale trzeba być artystą, a nie oszustem.

  20. JBP > Ewa pisze:

    Jak powiedziałem, chodziło o prostą sprawę. Dotyczyło one nie Lolka Baudelaira, Pawła Celine, Emila Zoli, Bolka Prusa, czy Sary Bergman, ale Kubę McGowan i Kazika Poznanskiego – nie jako osób, ale jako tłumaczy. Wyszła z tego afera, która zatacza coraz to szersze kręgi. Proste pytanie stało się natrętem. Niestety, koniec zabawy. Półprzytomny kelner czeka przy drzwiach – płaszcz, kapelusz, szlik, rękawiczki, dorożka, i wio. Dziekuje za zaproszenie do blogu. Odchodzę z uśmiechem, choć lekko skołowany i znużony. Ps. To ”trzeba być artystą, a nie oszustem.” To pod kogo adresem?

    Rozszalała myśl jedna drugą bezlitośnie goni.
    Pióro poety więdnie jak martwy ptak w dłoni.
    Nie pisać dalej, milczeć, nie zbierać oklasków?
    Żyć bez laudacji, achów i ochów i bez blasku?

    Żal się roztać. Partings are such sweet sorrows. Adieu.

  21. Ewa > JBP pisze:

    to adieu Juliet.
    Tylko przestrzegam, że miejsce w polskiej literaturze współczesnej już jest zajęte przez innego dandysa, też Pana Jacka. Cylinder i dorożkę radzę zamienić na coś innego.

  22. JBP > Ewa pisze:

    PS „Nikt, oprócz Pana, Panie Jacku, nie napisał, że to jest wers antysemicki.„ Niestety, to nie tylko ja jestem skołowanwy. To Pani zwróciła na to pierwsza uwagę. Ja mówiłem o demonizacji i brutalności przekładu.

  23. JBP > Ewa pisze:

    (Adieu Baudelaire) Po tylu mozolnych słowach, nie pozwoli Pani nawet na niewinny żart? Po co te złośliwości?

  24. Ewa > JBP pisze:

    Wydawało mi się, że dał Pan cytat z „Romea i Juli”.
    Jakie złośliwości? Nie mam zamiaru kontynuować wątku o Żydówce, bo ten piękny wiersz Baudelaire Pan doprowadził do absurdu. Powinno być wiele tłumaczeń największego poety na świecie, Charlesa Baudelaire. Jeśli Panu nie odpowiada taki, to może Pan, znając angielski, zadowolić się inną wersją. Powinien Pan się cieszyć, że Pan ma otwarty świat dzięki znajomości angielskiego, języka tak wszechobecnego na świecie. Wszystko, co teraz u nas wychodzi – a Polska jest zapóźniona w recepcji myśli intelektualnej, bo przecież pół wieku żyliśmy w izolacji – to Polonia mogła z łatwością sobie czytać. Więc i tak ma Pan przewagę, proszę więc mnie nie męczyć.
    Najpiękniej o Charlesie Baudelaire pisał w esejach Walter Benjamin, Żyd głęboko wierzący w Boga. U nas „Pasaże” Waltera Benjamina wydano w 2005 roku, po siedemdziesięciu niemal latach od ich powstawania.

  25. JBP > Ewa pisze:

    Nie będę męczył. Sam też mam tego dosyć. Prosta dygresja o tłumaczeniu, a tyle zabrało czasu by ucieć od konsekwencji. Ani słowa więcej. Zgoda?

  26. JBP > Ewa pisze:

    Nadal frapuje mnie ten artysta/oszust, o którym Pani wspomniała w komentarzu o sprawach do których nie będziemy wracać. Oszust w stosunku do siebie? Do sztuki? Do publiczności? Czy po prostu oszust, a to, czy artysta, czy nie, jest nieistotne? Artystą nie jestem (stronię, jak tylko mogę, od wszelkiego sekciarstwa), więc to mnie, mam nadzieję, nie dotyczy, poza ewentualnie ostatnią z możliwości. Chciałby zrozumieć, co Pani ma na myśli. Pozwoli Pani, że przedstawię moje pytanie w formie fikcyjnej Esop-bajki?

  27. Ewa > JBP pisze:

    Ależ ja nie wiem, czy tu potrzebny jest aż Ezop. Tu nie ma nic niejasnego. Artysta to jest taki ktoś, kto łamie zasady już ugruntowane, przyzwyczajenia. Wtedy wybucha skandal, ponieważ często jest to niezgodne z prawem panującym zapisanym właśnie dla dobra wspólnoty, w której artysta działa. Słowem, artysta to chuligan, to ktoś kogo trzeba unicestwić, bo ludziom się tak miło żyje, a tu takie byle co, taka znajda, ośmiela się mu burzyć odwieczny, sprawdzony i dobrze funkcjonujący porządek świata.
    Nie wiem Panie Jacku czy Pan jest religijny, ale na moment tego komentarza chciałabym, by Pan nie był. I niech Pan sobie wyobrazi, że ludzkość jest pozostawiona samo sobie sama sobie i na tej planecie gospodarzy. I ona ma wiele dróg do wyboru. Może wybrać niewolnictwo, by stwarzać na tej ziemi kastę, której się będzie luksusowo żyło, może skazywać jedne rasy na niebyt. Ludzkość może wszystko sobie tutaj na Ziemi wykonać. I artysta to jest taki ktoś, kto tym stymuluje. Bo artysta ma pierwiastek boski w sobie, posiada duchowość. Bezduszność świata powoduje, że no skręca nie w tę stronę, że zamiera na naszej planecie życie, że panuje autodestrukcja. I teraz ta ludzkość chroni artystów, jak takie owady które w naturze utrzymują równowagę. Jeśli ludzkość będzie inwestować w fałszywych artystów, jeśli ich w porę nie rozpozna, zginie.
    Takim przykładem fałszywego artysty jest Hitler. Rozpoznano go, nie przyjęto na Akademię Sztuk Pięknych. Ale przedostał się jako fałszywy artysta na drodze polityki. Dlatego też tak ważne jest, by artysta nie był w służbie absolutnie żadnej ideologii.

    Powracając do naszego wątku. Nie wolno tłumaczyć wiersza Baudelaiere’a po postmodernistycznemu. Nie wolno mu zmieniać wersów, amputować wątek żydowski tylko dlatego, że potem był holocaust. W tym sensie Pan jest fałszywym artystą, bo Pan chce coś ulepszyć, zataić, chce Pan kobietę czasów Baudelaire’a uwznioślić.

  28. JBP > Ewa pisze:

    Nie jestem artystą, sprawa mnie nie dotyczy. Mówi Pani, że nie wolno zmieniać wersów, amputować wątek żydowski tylko dlatego, że potem był holocaust, chcę coś ulepszyć, zataić, chce Pan kobietę czasów Baudelaire’a uwznioślić. Ale przeciez to nie ja zmieniłem wiersz, a ten, kto wyzywał annonimową, okropną, Zydówkę od ‘monstrualnych/gigantycznych kurw’. Ja, natomiast, nazwałem to fałszem – brutalnym, demonizującym gorzki, lirycznay wiersz. Kto, wobec tego, jest tu oszustem? Zmiany, które wprowadziłem, były narzędziem w dyskusji, eksperymentem; służyły wyłącznie wykazaniu tego faktu w sposób oczywisty. Przyzna Pani, że jeśli tłumaczy się ‘spędziłem noc [na przykład] z okropną krakowianką’ na ‘spędziłem noc z gigantyczną krakowską kurwą’, to dokonuje się fałszu. To, że poszło o Zydówkę, jak zauważył jeden z Pani korespondentów, nie jest oczywiście bez znaczenia. Jeśli zaś chodzi o sprawy szersze poruszone przez Panią – uprzywilejowana rola artystów jako burzycieli ustalonego porządku świata, to powiem tyle – fanatyzm sekty, kapłanów prawdy, która sądzi, że znalazła sie poza dobrem i złem, i zacytuję słowa, znane Pani ze wspólnej lektury – ‘Od Dada, do Dachau. Od Majakowskiego, do Starobielska’.

    Ps Moja bajka jest bardziej przyziemna.

  29. Ewa > JBP pisze:

    Czyli jest odpowiedzialny za to co się stało nie Hitler i jemu podobni, ale Alfred Jarry i jemu podobni. Nie Stalin, ale Majakowski. Pięknie.
    Panie Jacku, obiecał Pan, że nie będzie Pan mnie męczyć. Widzi Pan, że jesteśmy z przeciwnych obozów. Po co to Panu.

  30. JBP > Ewa pisze:

    Nie. Oni, zaczęli niszczenie, a inni dokończyli. Po co mi to? Zabawa na slowa.

  31. Ewa > JBP pisze:

    Ale z Pana głupek. Nawet nie przypuszczałam.

  32. JBP > Ewa pisze:

    Czyli jednak prawda. Nieważne jaki temat, ostatnie słowo – obelga- należy do Pani.

  33. JBP > Ewa pisze:

    Mały umysł, wielkie słowa. Tu nie chodzi o prawdę, czy sztukę. Tu chodzi o kontrolę i uległość. Jest Pani łaskawa dla innych, bo się Pani boją. I słusznie. Jedno nieposłuszeństwo i po twarzy. Cóż tak w Panią ugodziło; to, że ktoś się z Panią nie zgadza? Och, wy kapłani prawdy, wy wybrani, których obowiązkiem jest myśleć za nas resztę – półgłupków. Niedaj Boze dać wam władzę. Tu Pani ma rację.

  34. Ewa > JBP pisze:

    Co za głupoty Pan wypisuje. Skoro Pan jest niepijący, to już nic Pana nie usprawiedliwia.
    Mój blog nie może być kojarzony z Pańskim poglądami, bo to jest moja ciężka, codzienna praca oddana temu blogowi, a Pan wygłaszaniem tutaj takich głupot ją niszczy. Jeśli Pan chce się bawić, jak Pan wcześniej napisał, to bardzo proszę bawić się gdzieś indziej, na pewno z Pańskimi poglądami Pana przyjmą z otwartymi ramionami. Dzisiaj się dowiedziałam z maila, że na TRUMLU poszukuje na gwałt przyjaciela Łukasz Jasiński.

  35. JBP > Ewa pisze:

    Po długiej dyskusji o tłumaczeniach – dobrowolnej i obfitej z Pani strony, nazywa Pani obcego sobie człowieka oszustem i to jest w porządku. On odpowiada, że bawi się słowami; Pani wpada w histerię. Zbyt łatwo, prosze mi wybaczyć, traci Pani równowagę. Może właśnie brakuje zdziebka humoru – dystasu od siebie i innych. Prózne słowa. Tu, jak powiedziałem, nie chodzi o wymianę poglądów, a o kontrolę i uległość. Dziękuję za recomendację do Lukasza. Jeden blog mi wystarczy. Obrzucajcie się inwektywami między sobą. Proponuję rozejm i powrót do wierszy Pana Kazimierza, który czeka niewątpliwie na koniec naszej pyskówki. Ukłony dla wszystkich. x x x

  36. Ewa > JBP pisze:

    Proszę zrozumieć, że to nie żaden afekt, ani emocje, ani obrzucanie się inwektywami. Głupota to diagnoza, nie inwektywa. Jest Pan gościem na moim blogu. Przychodzą tu różni ludzie. Mądrzy i głupi. Ludzie szlachetni i chamy. Mój blog to nie przytułek dla nudzących się internautów. Napisałam, że moim obowiązkiem, jako właścicielki bloga jest też i ocena komentatorów moich notek. Może mnie Pan oceniać jak chce, jest Pan wolnym człowiekiem.

  37. JBP > Ewa pisze:

    To było tak: Ja pożegnałem się z Pani blogiem i z Pani przyjaciółmi (64-65). Ukłony, podziekowania i tym podobne. Pani przywołała mnie z powrotem, żeby nie wyglądało, że Ewa wypędza kogoś z Raju. Ja za to, półgłupek z Berdyczewa, nie zrozumiałem, że są listy, najczęściej od kobiet, na które się nie odpowiada. Ona pisze – ja, prostak, też piszę. I benc. List 85 i znów kompromitacja. Był pijany dandys ze słkonnosciami do artystycznych oszustw (mam nadzieje, że niczego istotnego nie pominąłem). Tym razem dostał mi się cham. Ouch! Aż odrzuciło głowę w tyłu. Proszę o litość. Niech Pani już więcej do mnie nie pisze. Temu nie będzie końca. My w Berdyczewie nie potrafimy zostawić listu bez odpowiedzi -prawicowa słabość; religijny umysł; Ciemnogród. Naprawdę, nudno mi na waszym podwórku. Inni też czekają, a ja im zabieram miejsce. Chcę się pozegnać raz i na zawsze. Fertig?

  38. JBP > Ewa pisze:

    komentarz usunięty przez administrację bloga.

  39. Ewa > JBP pisze:

    komentarz usunięty przez administrację bloga.

  40. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski > JBP
    Wielka szkoda, ze tak obiecujaco zapowiadajaca sie dyskusje “Dlugiego wiersza” K. Poznanskiego sprowadzil pan do pastwienia sie nad zydowska kurwa, powtarzajac bez konca pytanie skad sie to wzielo w tlumaczeniu McGowana. Czy nie lepiej byloby zapytac o to samego tlumacza? Chcialbym polecic panu ksiazke St. Baranczaka, namaszczonego przez siebie papieza przekladu na jezyk polski, “Ocalone w tlumaczeniu”. Znajdzie tam pan mnostwo kontrowersji, o ktore niejeden juz kopie skruszyl…
    Serdecznie pozdrawiam.

Skomentuj Robert Mrówczyński Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *