komunikat

Przerwa świąteczna do 1 stycznia 2010 roku.

Sympatykom mojego bloga ślę Życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku.

Pozostałym nie.

BN 2009

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2009, dziennik ciała. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

63 odpowiedzi na komunikat

  1. Ewa > WS pisze:

    To podziel się WS swoimi typami w rywalizacji o palmę pierwszeństwa w portalu nieszuflada poetyckiego roku 2009. Widzę, że tam komentujesz wiersze wnikliwie i może jesteś bardziej obiektywna.
    Teraz widzę, że wszystko, o czym pisze i co komentuje Feliks lokator niekontrolowanie spływa wszelkimi wydzielinami, najczęściej brunatnymi i cała nieszuflada przez to cuchnie, co niszczy ten przecież potrzebny w Sieci portal.
    Bardzo mi się to nie podoba.
    Wielka szkoda, bo tam były u Feliksa lokatora wpływy Witkacego i Alfreda Jarrego, duża różnorodność formalna i niesłychana inwencja. Na tle panującej tam niemocy twórczej, ozdrowieńcza i energetyczna.

  2. WS pisze:

    Nie zwracam uwagi na niedociągnięcia formalne jeśli wyczuwam autentyzm. A z kolei bardzo mi się podoba jak coś jest napisane bezbłędnie, doskonale. Niestety. Wiekszość ambitnie wkleja co dzień jakiś swój wytwór, dlatego po jakimś przebłysku jest później rozczarowanie i trudno powiedzieć, kto jest najlepszy. Jestem pełna empatii i bardzo sie cieszę, jak znajdę coś dobrego. Robin Son (chyba ze Stanów) czasami czymś zabłyśnie. Ostatnio odkryłam Wojciecha Bolińskieo. Chyba młody chłopak. Rówieśnicy takich rozszarpują. Kiedy porównuję wiersze drukowane i wiersze tam zamieszczane, to pomijając biedne, nieudolne twory, różnica jest niewielka, albo wcale.

  3. WS pisze:

    I jeszcze chciałam dodać, że różne obscena tworzą czasami bardzo szlachetną materię, ale to wyższa szkoła jazdy.

  4. Ewa > WS pisze:

    Wiesz WS, Simone Weil pisała, że piękno (a masz na myśli chyba piękno, które odbierasz również w obscenach), może pochodzić z dwóch źródeł: albo z dobra, albo ze zła. I piękno jest równie piękne w obu wypadkach.
    Nie wiem, z jakich źródeł czerpią poeci na NS, o których piszesz, czytam ich nie tak wnikliwie jak Ty i poszukuję właściwie krystaliczności i precyzji, a to musi być w formie.
    W każdym razie powód pisania wiersza niekoniecznie jest właściwy źródłu jego powstania. Wklejam tu dla przykładu fragment z Haszka:

    „(…)Poeta Opoczensky pochodzi z rodziny, w której prawdziwe uczucia religijne są nad wyraz rozwinięte Jest to rodzina niezwykle szanowana, z której wywodzą się sami pastorzy ewangeliccy. Także ojciec Gustava Rogera Opoćenskiego był poważnym pastorem w gminie Kroune za Chrudimi i z ust swego ojca czerpał Opoćensky moralny światopogląd, który towarzyszy mu także na całej jego życiowej drodze. W mistycznym półmroku krounskiej katedry ewangelickiej przebywać zwykł młody Gustav całymi dniami, ukryty pod którąś z ławek w kościelnej nawie przed owym narzędziem sprawiedliwości Bożej na ziemi, jak jego ojciec pastor nazywał rózgę. A gdy go znajdowano, nie sprzeciwiał się w ogóle zrządzeniu losu, ale przegięty przez kolano, pomny był słów Ewangelii: „Wszelka władza od Boga pochodzi, kto się więc władzy sprzeciwia, woli Bożej się sprzeciwia!” Kolano i trzcina ojcowa były dla Opoćenskiego najlepszą szkołą poetycką. Temu bowiem właśnie zawdzięczamy ów charakterystyczny rys poetyckiej twórczości Gustava Rogera Opoczenskiego, który historyk literatury zauważa w każdym jego wierszu, a mianowicie niezmierzoną beznadzieję, żale, których nie da się ukoić, ognie, które pogasły…
    Na jego – życie zaś miał ten okres niemiłosiernego skręcania się na ojcowskim kolanie ten wpływ, że w tęsknocie za realizmem wyszukuje dziś te właśnie przygody, których wynikiem jest podobny stan ducha, w jakim znajdował się we wczesnej młodości. Całe jego życie polega na wyrzekaniu się wszelkich rozkoszy, spogląda na świat okiem człowieka, który wie, że ani „Pod Apollem”, ani w kawiarni Bendy, ani „Pod Gwiazdkami” czy w „Politechnice” nie znajdzie tego, czego poszukuje jego poetyczna dusza spragniona piękna.(…)”

    [Jaroslav Hašek „Społeczno-polityczna historia Partii Umiarkowanego Postępu (w Granicach Prawa)”
    fragment w przekładzie Jacka Balucha]

  5. Ewa > WS pisze:

    Przeczytałam miesięczny urobek poety Robin Sona, ograniczyłam się do grudnia, a jak czytam, jest w nieszufladzie od 10 listopada 2009 roku i dał ponad sześćdziesiąt wierszy, to myślę, że ten materiał próbny, z jakim się zapoznałam jest wystarczający do mojego stwierdzenia, że poetą nie jest i nie będzie, bo tam nie ma żadnych zadatków. To skończony niepoeta, a więc nie ma co czekać na rozwój. Nie będę dużo pisała dlaczego (kalambury rymowane są niesmaczne, w złym guście), jest bogato komentowany i po prostu przychylam się do opinii komentatorów nieprzychylnych. Może jeszcze przeczytam Twój drugi typ – Wojciecha Bolińskiego, ale muszę trochę odczekać, bo jeśli to też zły poeta, to zatruję się dzisiaj jak po spirytusie metylowym.

  6. Wanda Niechciała > WS pisze:

    Poeci nieszuflady uważają, że wiersze pisze się dla siebie. To jest podstawowe nieporozumienie. Poezja, jeśli zostanie wyartykułowana w wierszu, uwalnia się od autora i jest już takim samym wspólnym wszystkim artefaktem, jest taką samą własnością autora, jak i czytelnika. Wojciech Boliński popełnia ten sam błąd – opowiada o swojej dziewczynie sądząc, że jego przeżycie w jego wierszu jest wspólne komuś jeszcze. Jak widać, wspólne jest Tobie, WS, ale już nie mnie i nie wiem, czy warto pisać dla jednej osoby, bo adresatka zdaje się być nieobecna. To są zaledwie notatki, które może posłużą autorowi do zrobienia z nich wierszy.
    Przeczytałam ostatnich dziesięć wierszy.

  7. WS pisze:

    I to jest właśnie ten problem, który dzisiaj wprawia mnie w zakłopotanie. Ktoś wkleja swój stary wiersz, przemyślany i opracowany, zostaje pochwalony, niekiedy entuzjastycznie, no i … jazda. Zaczyna się wklejanie natychmiast wszystkiego, co wpadnie do głowy tego samego dnia w nadziei na pochwały, które stają się chyba jakąś głęboką potrzebą. Nacięłam się na to w tych dwóch wypadkach, ale nie tylko w tych. Nie wiem dlaczego ludzie nie mają tyle szacunku dla siebie, żeby pracować nad tekstem i wywalają wszystko bezkrytycznie. Ja też nie jestem bez winy. Przeprowadzenie rzetelnej analizy tekstu tak, by nikogo nie obrazić, to wysiłek i to całkowicie bezinteresowny. Niestety, ta zabawa w krytyka jest wciągajaca i laptop wsysa.
    Pani Wando. Mnie przeżycia Bolińskiego są najzupełniej obce. Dlaczego? Niech Pani zapyta Ewy – tylko prywatnie. Nie chcę być w sieci dyskryminowana.

  8. Wanda Niechciała pisze:

    Najprawdopodobniej komentarze nieszufladowe byłyby ciekawsze, gdyby pytały o motywacje pisania takich, a nie innych wierszy. Podmiot liryczny wierszy Bolińskiego traktujący swoją partnerkę życiową – dawniej zwaną „ukochaną”, którą chce drapać za uszkiem tak samo jak kurwy, „z którymi się wodzi” – w pierwszej połowie dwudziestego wieku wymaga, jeśli nie pytań, to zastanowienia. Podmiot liryczny wymaga od tzw. „ukochanej”, do której się zwraca w wierszu, akceptacji dla siebie takiej samej, jak od matki, która spełniała jego potrzeby fizjologiczne, podstawiając mu nocnik.
    Ale nieszuflada programowo oddziela utwór od człowieka piszącego, ba, nawet wielkim nietaktem jest rozmawianie o genezie wiersza, ponieważ wiersz jest artefaktem niepołączonym z „osobą”. Czytam co i rusz połajanki: „rozmawiamy o tekście, a nie o osobie”.
    To nieludzkie wynaturzenie tego portalu dostarcza więc wierszy nieludzkich i bezosobowych, jak Pani zauważyła, powoduje wklejanie bez braku odpowiedzialności za słowo wszystkiego, co się wymiotło w ciągu dnia ze swojego mózgu. Tym sposobem produkcja śmieci poetyckich wre na całego.
    Śmietniki są różne i w bogatych dzielnicach miasta poetyckiego mogą służyć jeszcze wielu żerującym na nich poetom. Rzecz w tym, że nieszuflada jest portalem zasiedlonym przez mieszkańców ubogich i to nie ubogich duchem w sensie ewangelijnym.

    Za osiem godzin mam być w innym mieście na sylwestrze i muszę jeszcze pojechać wcześniej do kosmetyczki. Więc do zobaczenia i rozmawiania w 2010!
    Wszelkiej pomyślności życzę!

  9. Robin Son pisze:

    Czuje sie usmiercony, byc moze dobrze tak. Ale usmiercac kogos po przeczytaniu kilku wierszy napisanych po dwudziestoletniej przerwie w pisaniu po polsku to sprawa dosc okrutna. Choc moze ma Pani racje, poeta nie jestem, bo tych jest niewielu. Byc moze, na przekor, kiedys nim zostane.

  10. Ewa > Robin Son pisze:

    Czytam w dalszym ciągu Pana wiersze na nieszufladzie i na TRUMLU pod innym nickiem i ponieważ Pan ma bardzo dużo afirmujących komentarzy, czytam Pana, bym mogła to odwołać. Ale nie odwołuję, przeciwnie, Pan nie powinien w ogóle pisać wierszy. Jeśli Pan musi, to może lepiej zająć się prozą. Według mnie Pan nie jest poetą i nigdy nim nie będzie, proszę się nie sugerować komentarzami ludzi, którzy poetami nie są i nigdy poetami nie będą. Dziękuję za komentarz, bo raczej mnie się ignoruje.

  11. Robin Son pisze:

    Pytaniem jest kto w ogole powinien pisac wiersze. Naturalnie, bardzo waskie grono ludzi. Mnie zadziwia pewnosc z jaka pani skresla moje pisanie. Ogolnie rzecz biorac, polska poezja nie jest najzdrowsza, pewnie dlatego, ze pisze za duzo ludzi. Poziom internetowych “produkcji” jest najczesciej zalosny (ja tez mam w tym swoja cegielke), ale z drugiej strony, jak tak sobie patrze na to co jest nagradzane i na powiedzmy 50 najlepszych swoich rzeczy, nie czuje sie gorszy od Dehnela czy Sommera, mysle, ze moj tomik bylby lepszy (gdyby byl) od ostatnich tomikow Lipskiej, Szubera czy Hartwig. Moze to zarozumialswtwo, a moze nie. Ja w nosie mam trendy we wspolczesnej polskiej poezji, musze je miec w nosie bo do pazdziernika 2009 po prostu ich nie znalem. Moje glowne wplywy i zapozyczenia to poezja amerykanska, na dobre i na zle. A przez ten niepelny rok pisania zostalem juz wyrozniony w dwoch ogolnopolskich konkursach, co oczywiscie nie ma zadnego znaczenia, ale dowodzi, ze jest jakis, nawet jesli szczatkowy, pozytywny oddzwiek. Moze po prostu chodzi tu o to by zacisnac zeby i pisac, majac nadzieje, ze stwarza sie przy tym byc moze nie jakies tam warunki by Pani mogla odwolac swoja negatywna opinie, ale cos wiecej, jakas nowa jakosc w poezji, do ktorej Pani sama bedzie musiala przywyknac? No i na zakonczenie, ktorzy to wsrod luminarzy wspoczesnej polskiej poezji sa wedlug Pani poetami (to tak zebym wiedzial jaki rodzaj gustu stoi przede mna)? Pozdrawiam.

  12. Ewa > Robin Son pisze:

    Panie Aleksandrze, jeśli by Pan zaglądał na ten blog, to ja tu bardzo precyzyjnie wyrażam mój program artystyczny i moje preferencje, więc przepytywanie mnie na okoliczność jakiegoś rankingu nie ma sensu. Ogólnie, na blogu staram się bronić sztuki przed jej całkowitym unicestwieniem postmodernistycznym, uważam, że wcale nie trzeba się poddawać i nie wszystko stracone, że czeka nas jeszcze odnowa wartości i kontynuacji tych wszystkich pieczęci, które pozostawił nam człowiek prehistoryczny w grotach i że jesteśmy w dalszym ciągu kontynuatorami tych właśnie artystów.
    Wczoraj zobaczyliśmy z mężem film według scenariusza Lecha Majewskiego biograficzny „Jean Michel Basquiat” w którym Andy Warhol natychmiast zobaczył malarza. Takie rzeczy się po prostu wie, niezależnie czy ktoś zdobył jakąś nagrodę, czy dyplom, prawdziwy artysta ma relacje tylko z Bogiem, bez żadnych pośredników, nawet, jak jest stuprocentowym ateistą. Nie musi Pan wypisywać na nieszufladzie, że nie daje Panu pisać wierszy Wielki inkwizytor, Dzierżyński, bo nie jesteśmy dziećmi i ja Panu niczego nie mogę zakazać. Jeśli Pan odczuwa wolę bożą, to przecież jak w pokwitaniu – nie upilnujesz.

    Zazdroszczę Panu tej Ameryki na co dzień, uwielbiam Amerykę i nawet byłam w „Domu Whitmana”, bo uwielbiam Whitmana, zazdroszczę Panu, że Pan Whitmana może poznać w języku, ja nie znam tak dobrze angielskiego. Lecę w tych dniach do Ameryki, ale tylko na miesiąc i najchętniej nigdy bym tu już nie wróciła i starała się język polski zapomnieć na zawsze.

    Panie Aleksandrze, proszę pamiętać o takim stanie odrzucenia, zawsze, jak się coś napisze, czy namaluje, to to się sobie nie podoba. I taki stan jest przez całe życie. Tylko głupcy wiedzą, że są artystami. Reszta jest zawsze niepewna. Również serdecznie pozdrawiam.

  13. Robin Son pisze:

    Pani Ewo, ze mnie zaden tam Aleksander. Po prostu Robinson Crusoe i Alexander Selkirk to jedna i ta sama osoba. Jesli juz to Janusz (klaniam sie nisko:)). W dawnym wcieleniu, ponad 20 lat temu, bylem anglista, wiec Whitmana znam zawodowo poniekad. Napisalem nawet kiedys referat, ktory na podstawie fotografii Whitmana, Marksa i Tolstoja wysnul pewne wnioski o roznych, w zaleznosci od kultury, sciezkach totalitaryzmu (bo Whitman byl poeta wizji totalnej, i Ameryka byla wykladnia tej totalnosci). Z Pani uwag wynika dla mnie dosc jasno,nalezy zarzucic bytnosc na portalach, bo w pewnym momencie robi sie sobie samemu krzywde. Wielokrotnie tak juz postanawialem, ale jako ze to moj jedyny kontakt z polskim czytelnikiem (moje corki mowia jeszcze po polsku, coraz slabiej, ale z pisaniem juz zupelnie kiepsko). Jesli pani bedzie w Nowym Jorku i bedzie dysponowala czasem, zapraszam na kawe. Ja bywam tam cztery razy na tydzien bo ucze w Juilliard School of Music w okolicach Lincoln Center, a wiec w samym srodku wyspy. No to na tyle…

  14. Ewa > Robin Son pisze:

    Panie Januszu, jak syn mieszkał w Filadelfii, to ja miałam blisko do Nowego Yorku i tydzień mieszkałam na Queensie u kuzynki, a teraz przenieśli się do Seattle i szkoda mi pieniędzy syna (bo własnych nie mam) na samolot do tej kuzynki, więc kawa tylko wirtualnie.
    Ale jak bym mieszkała w Nowym Jorku, to nie potrzebowałabym przebywać na żadnych artystycznych portalach, bo ulica Nowego Jorku to najczystsza sztuka.
    Wie Pan, ja myślę, że polskie portale poetyckie nie powinny być klubami seniora. Ja tam jeszcze nie przeczytałam ani jednej myśli. Tam ludzie porozumiewają się komunikatami. A przecież te miejsca robią ludzie. I od ludzi zależy, co to jest. Więc nie chodzi o zło portali, tylko o to, co się tam wyrabia.
    Dzięki wielkie za zaproszenie, bo ja i tak boję się spotykać z ludźmi z Sieci, miałam dwa spotkania z ludźmi z Internetu i bym już dzisiaj nie zaryzykowała. Może nie chodzi o pobicie, ale o poczucie bezpieczeństwa…

  15. Robin Son pisze:

    Wobec tego zycze milej (i dalekiej) podrozy. Ja lubie Seattle, miasto-scena niezaleznej muzyki. Moze uda sie namowic/przekonac syna na wycieczke do Port Angeles, jednego, moim zdaniem, z najbardziej atrakcyjnych miast calych Stanow, ze swietnym klimatem (bez sniegu, bez ciaglego deszczu, bez duchoty, bez klimatyzatorow). malowniczo polozone centrum sztuk plastycznych tez…

Skomentuj Ewa > Robin Son Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *